katastrofa samolotu - przyczyny

Czyli wszystko to co nie mieści się w powyższych kategoriach - taki nasz mały hutniczy Hyde Park:)

Moderator: dUfio

Awatar użytkownika
birkut
Posty: 938
Rejestracja: sob lut 09, 2008 3:10 pm

Postautor: birkut » pn maja 03, 2010 11:28 pm

Środowisko pilotów jest oburzone nachalnymi próbami przesądzania, jakoby powodem katastrofy prezydenckiego Tu-154M był błąd kapitana maszyny mjr. Arkadiusza Protasiuka
Piloci do końca chcieli posadzić maszynę
Piloci mający wiele godzin nalotów na Tu-154 postanowili zabrać głos po tym, jak premier Donald Tusk publicznie wykluczył możliwość awarii remontowanej w rosyjskiej Samarze sowieckiej konstrukcji. Jak twierdzą, przebieg zdarzeń na lotnisku w Smoleńsku wskazuje na poważne uszkodzenie maszyny.

Do tej pory, ze względu na dobro śledztwa, milczeli. Czarę goryczy przelały jednak coraz bardziej natarczywe i w żaden sposób nieudokumentowane próby obarczania odpowiedzialnością za katastrofę prezydenckiego samolotu z 10 kwietnia na lotnisku w Smoleńsku mjr. Arkadiusza Protasiuka. Podobnie jak rodziny katyńskie piloci zwracają uwagę, że na pogrzeb kapitana w Grodzisku Mazowieckim nie raczył się pofatygować żaden z członków rządu. To niechlubny precedens w historii lotnictwa.
Założenie, że prezydencki Tu-154M właściwie do samego kontaktu z ziemią był technicznie sprawny, a winę za wypadek ponoszą piloci, jest co najmniej nie na miejscu - uważają piloci, którzy wylatali wiele godzin na tutkach. W ich ocenie, załoga prezydenckiej maszyny była zespołem znakomitych specjalistów, a przebieg zdarzeń w Smoleńsku wskazuje na awarię maszyny. - To, co się działo z samolotem od wysokości ok. 200 m, jest nienormalne i wygląda, jakby piloci stracili sterowność nad maszyną. Jeśli tak, to katastrofy nie dało się uniknąć - oceniają.
"Nasz Dziennik" dotarł do pilotów latających na Tu-154. Nie chcą, by publicznie ujawniono ich nazwiska. Jednak postanowili zabrać głos w dyskusji, widząc, jak ich koledzy po fachu są bezpodstawnie obciążani za spowodowanie katastrofy prezydenckiego tupolewa. W ocenie pilotów, publiczne wypowiedzi m.in. czołowych polityków, sugerujące, że samolot do chwili rozbicia działał bez zarzutów - podobnie jak zakładanie błędu pilotów czy nacisków na nich - są oburzające, szczególnie że nie znamy - a być może nigdy nie poznamy - zapisów z tzw. czarnych skrzynek. W ocenie lotników, to, co działo się przed katastrofą z samolotem, jest rzeczą niebywałą w sprawnie działającej maszynie. - To, co się stało na ostatnim etapie lotu prezydenckiego samolotu, to nie było żadne podejście do lądowania, to był wynik tego, co się wydarzyło wcześniej, i to wymaga ustaleń - oceniają. Z pozostawionych śladów wynika, że samolot nad samą ziemią zawadził o drzewo - brakuje jednak informacji, jaką częścią i czy to było przyczyną dalszych zdarzeń - samolot mógł już wcześniej nie mieć sterowności. Z pojawiających się relacji można wnioskować, że piloci wiedzieli, na jakiej byli wysokości, byli nawet o tym ostrzegani, ale najwyraźniej nie mogli zareagować.
- Na pewno robili wszystko, by ratować życie swoje i ludzi na pokładzie, ale mając niesterowny samolot, nie mogli nic zmienić - mówią nasi rozmówcy. Co zatem mogło przyczynić się do katastrofy? Być może doszło do zalodzenia płatowca lub wlotów powietrza do silnika. To prawdopodobne, bo z danych meteorologicznych wynika, że panowały ku temu warunki. Gdyby założyć, że w wyniku zalodzenia doszło do uszkodzenia silnika środkowego, który umieszczony jest nieopodal instalacji hydraulicznej odpowiadającej za przeniesienie sterowania samolotem i uszkodzenia tej instalacji, piloci straciliby kontrolę nad maszyną, zarówno w położeniu horyzontalnym, jak i wertykalnym. - Wydaje się, że nie można tu mówić, iż pilot schodził, bo chciał być nisko nad ziemią, czy przed czymś uciekał. Pilot nie miał sterownego samolotu - dodają. Relacje świadków wskazują też, że pilot Tu-154M przed upadkiem próbował jeszcze podejść do góry - bezskutecznie - co także może wskazywać na utratę kontroli nad samolotem. W ocenie pilotów, od chwili kiedy Tu-154M znalazł się na wysokości ok. 200 m, z samolotem działy się dziwne rzeczy i wygląda to tak, jak gdyby samolot nie był już pilotowany, a po prostu spadał.

Rozsypywał się w powietrzu?
Piloci uważają, że także wielkość zniszczeń maszyny przemawia za wersją jej awarii. Ich zdaniem, samolot rozpadł się - ale nie w powietrzu, jak niektórzy sugerują - ale przy kontakcie z ziemią. Pół beczki, jakie wykonał samolot, spowodowało, że kadłub był nierównomiernie obciążony i maszyna już po zderzeniu z ziemią zaczęła się rozrywać - górna część kadłuba jest słabiej chroniona, stąd mogą wynikać wielkie zniszczenia. Mniejsze uszkodzenia maszyny byłyby możliwe, gdyby samolot uderzył o ziemię podwoziem. Wówczas mimo dużej prędkości samolotu i szybkości jego zniżania do ziemi byłaby szansa, że ktoś by przeżył. Pod siedzeniami znajduje się bowiem jeszcze strefa bagażowa, ciągnąca się przez cały kadłub, która stanowiłaby dodatkową ochronę. - Także pasy bezpieczeństwa pracują w "normalnym" położeniu samolotu. W pozycji "odwróconej", przy zderzeniu z ziemią górnej części kadłuba, pasy dodatkowo mogły ciąć tułowia ludzi - ocenia jeden z pilotów.
Zdaniem lotników, ogólnie Tu-154 był stosunkowo dobrym samolotem, miał jednak kilka czułych punktów. Dlatego warto przyjrzeć się katastrofom, jakim ulegały te maszyny. Wiele z nich było właśnie efektem awarii drugiego silnika, który następnie niszczył instalację hydrauliczną odpowiadającą za sterownie samolotem. Skoro tak, to dlaczego wersja awarii maszyny została tak szybko odrzucona na boczny tor przez rosyjskich śledczych? Przecież pierwsze dość kategoryczne zapewnienia, że samolot był sprawy, pojawiły się już dzień po katastrofie. Czy może to być związane z faktem, że rozbity samolot niedawno przechodził remont generalny w zakładach rosyjskiego producenta? Czy wówczas coś mogło zostać przeoczone?

Piloci musieli wiedzieć, co robią
Wśród hipotetycznych przyczyn katastrofy pojawiają się także tezy dotyczące sposobu podejścia do lądowania i korzystanie - bądź nie - z systemów wspomagających ten proces. Czy piloci mogli się pomylić w przypadku, gdyby lądowali "na radiolatarnie"? W ocenie doświadczonych lotników, to mało prawdopodobne, zwłaszcza że pogoda w okolicach Smoleńska była stabilna, nie wiały mocne wiatry, a panująca wówczas mgła świadczyła, iż nad lotniskiem zalegała masa stojącego powietrza. Mimo ograniczenia widoczności lądowanie w takich bezwietrznych warunkach nie jest trudne, a samolot łatwiej naprowadzić dokładnie na pas startowy. - Uważam, że cała kampania mająca sugerować błędy pilotów, naciski na nich, jest nie na miejscu. Jako pilot uważam, że trzeba zrobić wszystko, by nie dopuścić do bezpodstawnego oskarżania lotników - podkreślił nasz rozmówca. Jak dodał, przypadku tupolewa nie można też łączyć linią prostą z katastrofą w Mirosławcu, gdzie wskazywano na słabe wyszkolenie załogi. - To są dwa zupełnie różne wypadki - dodał. Piloci zgodnie twierdzą, że przede wszystkim trzeba wyjaśnić, z jakich powodów samolot pod koniec lotu nie był sterowny. Te informacje muszą zawierać czarne skrzynki, a odczytać powinni je polscy specjaliści.
- Śledztwo może się toczyć dalej, ale zapisy skrzynek powinny być już szerzej znane. Ich odczyt nie jest aż tak czasochłonny. Moim zdaniem, maszyna nie pozwoliła na wykonanie tego, co chcieli piloci. Dowiedzmy się, dlaczego - zauważył nasz rozmówca.
Warto przypomnieć, że tuż po katastrofie dr inż. Ryszard Drozdowicz, pilot, specjalista ds. aerodynamiki lotnictwa, analizując wypadek, sugerował, iż błąd pilota był mało prawdopodobny. Zaznaczał wówczas, że okoliczności mogą wskazywać na poważną awarię lub zablokowanie układu sterowania.
Marcin Austyn

http://www.naszdziennik.pl/index.php?da ... d=po01.txt
"Zauważyłem, że wszyscy którzy popierają aborcję zdążyli się już urodzić" - Ronald Wilson Reagan
http://ofensywawolnosci.pl/ksiega-pamia ... do-ksiegi/

flagus
Posty: 1527
Rejestracja: pt maja 25, 2007 9:54 pm
Lokalizacja: Dzielnica XVI

Postautor: flagus » śr maja 05, 2010 12:10 pm

http://www.pajacyk.pl
http://www.pustamiska.pl
Jedno kliknięcie dziennie --- to chyba niewiele.

Harold
Posty: 117
Rejestracja: czw wrz 02, 2004 12:18 pm

Postautor: Harold » śr maja 05, 2010 4:31 pm


Awatar użytkownika
OŻÓG 1950
Posty: 3902
Rejestracja: czw sie 26, 2004 1:39 am
Lokalizacja: Wąwozowa City

Postautor: OŻÓG 1950 » śr maja 05, 2010 7:42 pm

Zachęcam do oglądania dzisiejszej Misji Specjalnej o godz. 23:00 na TVP1.
...więc gdy goły opadniesz na lód, mały biznes zrób, szybki biznes zrób, jakiś biznes zrób. Potem laba! Tylko skok, jeden skok, na bank...

Siergiej
Posty: 331
Rejestracja: pt paź 30, 2009 7:11 pm
Lokalizacja: Stara Huta

Postautor: Siergiej » śr maja 05, 2010 7:47 pm

OŻÓG 1950
Zachęcam do oglądania dzisiejszej Misji Specjalnej o godz. 23:00 na TVP1.


właśnie widziałem w wiadomościach. Jestem w szoku, żeby ludzie chodzili w tym miejscu zbierając prywatne rzeczy tragicznie zmarłych...

Awatar użytkownika
PennyWise
Posty: 1335
Rejestracja: pn kwie 18, 2005 2:09 pm
Lokalizacja: spod budki z piwem;]

Postautor: PennyWise » czw maja 06, 2010 4:56 pm

"Smoking gun", czyli dymiąca broń, to popularny skrót myślowy pojęcia poszlaki, czyli dowodu pośredniego, informacji która pozwala interpretować wydarzenie i sformułować o nim wstępną opinię. Poszlaka nie ma wagi dowodu bezpośredniego, a co za tym idzie interpretacje na niej oparte mogą, ale nie muszą być zgodne z rzeczywistym przebiegiem zdarzenia.


Jeśli policja wezwana przez sąsiadów, słyszących krzyki i strzały z broni palnej, przybywa na miejsce zdarzenia i zastaje tam trupa z ranami postrzałowymi i stojącego nad nim gościa trzymającego pistolet, który jeszcze dymi z lufy, to jakkolwiek nie jest to wystarczający dowód, by go oskarżyć przed sądem, że to on zastrzelił faceta leżącego na ziemi, to jest to istotna poszlaka, wystarczająca by go zamknąć do wyjaśnienia.

Stąd "smoking gun".

Naturalnie, poszlakę może potem potwierdzić sekcja zwłok, ekspertyza balistyczna broni i wydobytego z ciała ofiary pocisku, analiza odcisków palców na broni, testy chemiczne na obecność niedopalonego prochu na rękach podejrzanego etc. etc. - wtedy to już będą bezpośrednie dowody czynu.

Podejrzany na podstawie poszlaki może też oszczędzić wszystkim czasu i zachodu i po prostu przyznać się do zabójstwa lub morderstwa, choć nawet wtedy wymagana będzie opinia biegłego, że jest zdrów na umyśle i wiedział co robi, gdy naciskał spust broni.

W sprawie katastrofy smoleńskiej nie mamy na razie dowodów, natomiast mamy dymiący nagan dużego kalibru.

Dymiący nagan stanowią relacje z prowadzenia śledztwa przez stronę rosyjską. Śledztwo wydaje się forsować tylko jedną hipotezę, mianowicie taką, że ani Federacja Rosyjska, ani żaden jej obywatel, nie miały ze smoleńską katastrofą nic wspólnego, zaś polski prezydent zginął z woli Boga, Historii i nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. Anglosasi zwięźle określaja takie spontaniczne, losowo występujące nieszczęścia słowami 'shit happens', nie wiem natomiast, jak to będzie po rosyjsku.

Ja mam naturalnie głęboką wiarę, że Rosja to jest całkiem normalne państwo. W związku z tym nie mam naturalnie żadnych wątpliwości, że kiedy we właściwym czasie opublikowany zostanie raport międzynarodowej komisji badającej przyczyny katastrofy samolotu Tu-154M nr 101, dn. 10 kwietnia 2010r. w okolicach lotniska Smoleńsk-Siewiernyj, to ten dokument będzie wyglądał tak samo, albo bardzo podobnie, jak raport francuskiego Bureau d'Enquêtes et d'Analyses pour la Sécurité de l'Aviation Civile (BEA) w sprawie przyczyn katastrofy samolotu Concorde, rejestracja F-BTSC, dn. 25 lipca 2000 r. w Gonesse pod Paryżem.

http://www.bea.aero/docspa/2000/f-sc000 ... 0725a.html

To znaczy, rosyjski raport niechybnie będzie jasny i wyczerpujący, a miejscami wręcz drobiazgowy. Będzie miał co najmniej 12.5 megabajta jako plik .pdf, i dwanaście załączników; w sumie kilkaset stron, wszystkie zostaną opublikowane w internecie natychmiast po podpisaniu raportu przez komisję.

Być może ten rosyjski raport będzie nawet jeszcze większy i dokładniejszy od francuskiego, bo w końcu w katastrofie Concorde nie zginął prezydent Republiki Francuskiej z małżonką, elita życia politycznego Francji oraz dowództwo francuskich sił zbrojnych, tylko wycieczka niemieckich biznesmenów.

Z raportu komisji smoleńskiej będzie naturalnie wynikało, że po usunięciu z miejsca katastrofy Tu-154M większych szczątków samolotu, zostało ono następnie kilkakrotnie przeszukane przez idącą ramię przy ramieniu tyralierę policjantów zaopatrzonych w pincety i torebki plastikowe, która starannie wyzbierała wszystkie szczątki większe niż pół paznokcia. To światowy standard takich dochodzeń, zastosowany po katastrofie Concorde, więc ja po prostu nie wyobrażam sobie, by Rosjanie mogli postąpić inaczej.

Pogłoski, że na miejscu katastrofy pozostawiono jakieś szczątki, to z pewnością potwarz.

W katastrofie Concorde jako jej pierwotną przyczynę zidentyfikowano pasek blachy tytanowej o wymiarach 43x4 cm, leżący w charakterze śmiecia na pasie startowym, który podczas startu Concorde przeciął jedną z opon samolotu. Ten kawałek blachy, rozmiarów szkolnej linijki, znaleziono na pasie startowym, zabezpieczono, skatalogowano, a następnie dopasowano po kilku miesiącach śledztwa do kształtu przecięcia w oponie Concorde zabezpieczonej na miejscu upadku samolotu.

W dochodzeniu w sprawie przyczyn katastrofy lotu PanAm 103, który rozbił się w szkockim miasteczku Lockerbie 21 grudnia 1988 r. w wyniku eksplozji bomby w ładowni bagażowej, koronnym dowodem rzeczowym stał się strzęp płytki obwodu drukowanego o wymiarach 0,8 x 1,25 cm, który był częścią elektronicznego zapalnika czasowego bomby i został wyjęty przez policyjnych techników pincetą ze znalezionego w lesie pod Lockerbie nadpalonego kawałka koszuli. Śledztwo trwało prawie trzy lata.

Faza zbierania szczątków w Lockerbie trwała pięć miesięcy. Znaleziono około 1200 fragmentów wraku. Ponad 1000 policjantow i żołnierzy ręcznie wyzbierało z powierzchni kilkunastu kilometrów kwadratowych ponad 10 tysięcy innych przedmiotów. Każdy znaleziony przedmiot opatrzono etykietką z miejscem i datą znalezienia, umieszczono w plastikowej torebce, a następnie po przewiezieniu do centralnego magazynu prześwietlono przy pomocy przemysłowej aparatury rentgenowskiej, oraz sprawdzono chromatografem gazowym na obecność śladow materiałów wybuchowych.

http://dnausers.d-n-a.net/dnetGOjg/Lockerbie.htm

Naturalnie tak samo będzie w Smoleńsku, bo inaczej być nie może. A może nawet dokladniej, bo nie był to zwykły lot pasażerski.

Pogłoski, jakoby miejsce katastrofy pod Smoleńskiem zostało przeorane spychaczami w niecały miesiąc po wypadku, to z pewnością potwarz.

Załącznik medyczny do raportu o przyczynach katastrofy Tu-154M nr 101 omawiający wyniki sekcji zwłok ofiar będzie niezawodnie odpowiadał co najmniej takim standardom medycyny wojskowej jak te opisane w amerykańskich przepisach Medical Aspects of Army Aircraft Accident Investigation (Army Regulation 40-21, Headquarters Department of the Army Washington, DC 23 November 1976, Unclassified)

http://www.army.mil/usapa/epubs/pdf/r40_21.pdf.

A zapewne nawet jeszcze ściślejszym, bo amerykańskie przepisy wojskowe sformułowano dla potrzeb rutynowych dochodzeń dotyczących śmierci członków załogi w wypadkach treningowych w lotnictwie wojskowym, a nie na potrzeby śledztwa nad przyczynami katastrofy o wadze ogólnopaństwowej, w której ginie głowa państwa i generalicja.

Zgodnie z art. 3 ust.7 tej instrukcji, w ciągu 96 godzin po zakończeniu ostatniej sekcji zwłok, wszystkie protokoły sekcji, preparaty mikroskopowe, próbki tkanek zakonserwowane w bloczkach parafinowych i innymi sposobami, zbiór fotografii ofiar przed i po przewiezieniu z miejsca wypadku oraz zdjęcia rentgenowskie mają zostać przekazane do dyspozycji wojskowego instytutu medycyny sądowej. Zgodnie z załącznikiem A, punkt 4, część E do instrukcji nr 40-21, każdy protokół sekcji każdej z osobna ofiary wypadku musi oprócz standardowego opisu medycznego zawierać następującą informację:

1. Szacunkowy czas przeżycia od momentu uderzenia o ziemię.
2. Datę i godzinę śmierci.
3. Ślady ognia na zwłokach powstałe przed i po uderzeniu samolotu o ziemię, oraz obecność na zwłokach błota, ziemi lub śladów paliwa.
4. Szacunkowy czas wystawienia zwłok na działanie ognia.
5. Położenie zwłok lub fragmentów zwłok na miejscu wypadku względem szczątków samolotu.
6. Obrażenia (osobno i szczegółowo opisane mają być obrażenia głowy, twarzy, szyi, krtani, barków, piersi, korpusu, miednicy, ramion, nóg, dłoni i stóp).
7. Przyczyny doznanych poparzeń (pożar, kontakt z paliwem, płynem hydraulicznym, innymi substancjami).
8. Przyczyny obrażeń mechanicznych (uderzenie o części samolotu - szczegółowy opis, lub o inne przedmioty - szczegółowy opis).
9. Kolejność doznanych obrażeń (opisać kolejno obrażenia odniesione przed wypadkiem, obrażenia spowodowane podczas pierwszego zderzenia z ziemią, podczas ew. kolejnych zderzeń z ziemią lub innymi obiektami, podczas ew. dalszego toku wypadku).

Pogłoski, jakoby w rosyjskich protokołach sekcji pisano po prostu "przyczyna śmierci: mnogie obrażenia", to z pewnością potwarz.


Kodycyl technologiczny:

Być może nie wszystko jest stracone na zawsze w smoleńskiej mgle, bo obecność w rękach prywatnych przedmiotów odnalezionych na miejscu katastrofy stwarza realną możliwość społecznego poszukiwania pełnoprawnych dowodów, by zastąpić nimi dymiący nagan.

Sceptycy, kórych nie obezwładniła dotychczasowa eksplozja braterstwa polsko-rosyjskiego, zastanawiają sie m.in. nad przyczynami całkowitej dezintegracji środkowej części samolotu, czyli kabiny pasażerskiej.

Odłamana część ogonowa i usterzenie zachowały się w stanie podobnym, jak widoczny na zdjęciach z miejsc podobnych katastrof lotniczych. Kabina pasażerska natomiast jest w kawałkach, rozmiarów, tak na oko, pół metra na pół metra.

Ciała są podobno zmasakrowane, pozrozrywane, poparzone, choć ani wybuchu, ani dużego pożaru paliwa na miejscu wypadku nie było - prawdopodobnie ze względu na brak kontaktu gorących silników, odłamanych razem z cześcią ogonową, ze zbiornikami paliwa w skrzydłach, odłamanych kilkadziesiąt metrów dalej, jak i ze względu na brak iskier przy uderzeniu metalowego kadłuba o podmokły grunt.

Nic nie wiadomo o stanie kabiny załogi. Kokpit, z natury rzeczy zawierający kluczowy materiał dowodowy, znikł z powierzchni planety. Ani jednego zdjęcia. Nie wiadomo, czy kabina pilotów odłamała się od reszty kadłuba tak samo jak część ogonowa, czyli mniej więcej w całości, poszła w drzazgi, czy magicznie wysublimowała w atmosferę.

Jako niepoprawny sceptyk, nihilista i oszołom uważam, że zarówno (niedostępne nam jeszcze na razie) szczątki samolotu jak i przedmioty znalezione na miejscu wypadku oraz zwłoki ofiar mogłyby potwierdzić lub wykluczyć hipotezę eksplozji wolumetrycznej w kabinie pasażerskiej, która jest zgodna z widocznym na zdjęciach stanem wraku oraz pogłoskami na temat stanu zwłok.

Osobom zainteresowanym fizyką takich eksplozji i sposobem ich przeprowadzania polecam kwerendę literatury tematu, z użyciem fraz kluczowych: UCVE (unconfined cloud vapour explosion), CCVE (confined cloud vapor explosion) oraz BLEVE (boling liquid expanding vapor explosion).

O ile analiza spektrometryczna znalazłaby na miejscu katastrofy, w szczątkach samolotu lub na zwłokach ofiar tlenek etylenu, tlenek propylenu, azotan izopropylu, aluminium, magnez lub cyrkon o wysokiej czystości, w postaci pyłów o innym składzie niż stopy użyte w konstrukcji samolotu, kompleksowe związki metaloorganiczne zawierające fluor i metale lekkie, niewytłumaczalnie wysokie stężenie fluoru, albo nanocząsteczki metali, to taka sygnatura wskazywałaby na eksplozję wolumetryczną, zwaną przez Rosjan termobaryczną.

Całkowicie przypadkowo tak się składa, że Rosjanie są pionierami użycia eksplozji termobarycznych w technice wojskowej. Około litr płynu w głowicy pocisku do ręcznej wyrzutni "РПО-А Шмель", eksplodującego jako aerozol wypełniający pomieszczenie w ostrzelanym "trzmielem" budynku, daje ten sam efekt, co pocisk haubicy 152mm - zawsze zabija wszystkich w pomieszczeniu i prawie wszystkich w budynku, a często burzy budynek, co Rosjanie praktycznie sprawdzili w Czeczenii.

Niczego to naturalnie nie dowodzi, do czasu zbadania spektroskopem masowym (MS) przedmiotów z katastrofy, znajdujących się obecnie w rękach prywatnych.

Kodycyl medyczny:

Czy te zwłoki, które przetrwały mniej więcej w całości, prześwietlono? Eksplozja termobaryczna zabija bardzo charakterystycznym mechanizmem 'blast injury' obejmującym m.in obrażenia płuc wywołane skokowym wzrostem ciśnienia w pomieszczeniu do ponad 3MPa. Te obrażenia płuc mają bardzo charakterystyczny obraz radiologiczny na zdjęciach rentgenowskich klatki piersiowej, zwany 'butterfly', czyli motylem. Najbardziej kompetentna w ocenie diagnostycznej takich zdjęć jest medycyna izraelska, z powodu dużego doświadczenia z ofiarami terrorystycznych zamachów bombowych w miejscach publicznych. Wystarczy wysłać zdjęcia rentgenowskie z prośbą o opinię. Czy oszacowano temperaturę, jaka działała na spalone zwłoki? Medycyna sądowa ma na to rozmaite sposoby. Pożar paliwa lotniczego osiąga 900-1100 stopni Celsjusza, eksplozja termobaryczna ma 2500-3000 stopni i bardzo wysoki gradient wzrostu temperatury.

Kodycyl ekonomiczny:

Czy i kiedy dostaniemy z powrotem od Rosjan wrak samolotu, a raczej jego części złożone luzem na kupę, której RP jest nadal pełnoprawnym właścicicielem, bo samolot był kupiony od Rosjan i całkowicie zapłacony? Czy też zgodzimy się z Rosjanami że to bez sensu, i wrak pojedzie prosto do rosyjskiej huty, a my wielkodusznie nie będziemy się domagać nawet zapłaty za złom?

Kodycyl archeologiczny:

Ewentualne zaoranie, przekopanie, zabetonowanie, (niepotrzebne skreślić) miejsca katastrofy nie pomoże jako antidotum na ewentualną komisję śledczą za 50 lat. Ślady podejrzanych substancji, jeśli się tam znajdują, bedą wykrywalne spektrometrycznie w praktyce do końca świata. To samo dotyczy ewentualnych ekshumacji ofiar przez pokolenie naszych wnuków.

Może natomiast pomóc w udaremnieniu przyszłego śledztwa zdjęcie z obszaru katastrofy całej wierzchniej warstwy gruntu, przynajmniej 1 m w głąb, i jej wywiezienie w jakieś nieujawnione miejsce. Nie zdziwi mnie zatem, jeśli miasto Smoleńsk nagle zacznie budować na tym terenie np. największy na świecie podziemny parking, centrum handlowe na trzy piętra w głąb, albo super-basen kąpielowy o powierzchni kilku hektarów.

http://wtemaciemaci.salon24.pl/
BOG Z Nami, chuj z Nimi.
Oldschool Fan

KSH74NH
Posty: 4365
Rejestracja: śr sie 25, 2004 6:09 pm
Lokalizacja: swiatniki gorne

Postautor: KSH74NH » czw maja 06, 2010 7:41 pm

Nie bede zakladac osobnego tematu
Czy ktos zna ta tragedie ?
kiedy to bylo, co bylo przyczyna ze wyladowal w lesie
kurcze od dawien dawna mnie to ciekawi i nie moge sie dowiedziec nic nt temat

http://www.youtube.com/watch?v=cDfFsnqR ... re=related

Awatar użytkownika
Aldaris
Posty: 1837
Rejestracja: czw gru 14, 2006 9:49 pm
Lokalizacja: République du Niger

Postautor: Aldaris » czw maja 06, 2010 7:52 pm

KSH74NH pisze:Nie bede zakladac osobnego tematu
Czy ktos zna ta tragedie ?
kiedy to bylo, co bylo przyczyna ze wyladowal w lesie
kurcze od dawien dawna mnie to ciekawi i nie moge sie dowiedziec nic nt temat

http://www.youtube.com/watch?v=cDfFsnqR ... re=related



Gdzieś, kiedyś czytałem o tym. To był ponoć jakiś lot próbny, na pokładzie samolotu było ok. 10-20 ludzi i co ciekawe wszyscy przeżyli katastrofę.
"Mnie sprawy tych dzikusów nie obchodzą. Ja jestem chrześcijaninem" - Zakari Lambo

Awatar użytkownika
PennyWise
Posty: 1335
Rejestracja: pn kwie 18, 2005 2:09 pm
Lokalizacja: spod budki z piwem;]

Postautor: PennyWise » czw maja 06, 2010 8:01 pm

Aldaris pisze:
KSH74NH pisze:Nie bede zakladac osobnego tematu
Czy ktos zna ta tragedie ?
kiedy to bylo, co bylo przyczyna ze wyladowal w lesie
kurcze od dawien dawna mnie to ciekawi i nie moge sie dowiedziec nic nt temat

http://www.youtube.com/watch?v=cDfFsnqR ... re=related



Gdzieś, kiedyś czytałem o tym. To był ponoć jakiś lot próbny, na pokładzie samolotu było ok. 10-20 ludzi i co ciekawe wszyscy przeżyli katastrofę.


Na yutubie w komentarzach jest napisane , że lądowal na autopilocie i z powodu awarii tegoż nie udało sie sterować tym samolotem ręcznie.
BOG Z Nami, chuj z Nimi.

Oldschool Fan

Awatar użytkownika
birkut
Posty: 938
Rejestracja: sob lut 09, 2008 3:10 pm

Postautor: birkut » pt maja 07, 2010 12:28 am

- No więc tak - powiedział pan od historii popatrując rekinim wzrokiem po klasie. - Komu brakuje ocen? Hm... Hiobowskiiii...
Czwarta a odetchnęła z ulgą.
- Masz zadanie domowe? - upewnił się pan od historii.
- Maaam...
- To czytaj.
- Kłamstwo katyńskie polega na tym, że... Że wiemy w jaki dzień to się stało... Ale godzinę podawano fałszywą...
- Godzinę? - podrapał się po głowie pan od historii. - Wiemy kiedy wyruszyli, wiemy gdzie dotarli, co i jak się stało. Znamy z nazwiska Rosjan, którzy przy tym byli. A co było kłamstwem?
- No przecież cały czas mówię - poirytował się Łukaszek. - Kłamstwem było to, że podobno Rosjanie dokładnie przeszukali i przekopali cały teren, a tymczasem na wierzchu walały się papiery, dokumenty i pieniądze!
- Hiobowski! - pan od historii uniósł brew, coś mu zaczynało nie pasować. - Czy ty na pewno mówisz o kłamstwie katyńskim?
- Oczywiście! Nawet rodziny się pytałem, czy jest na pewno dobrze!
- Mówisz o śmierci polskich oficerów?
- I duchownych!
- Tak... - pan od historii się rozluźnił, ale Łukaszek zaraz dodał:
- I prezydenta, i jego żony, i posłów, i lotników, i wszystkich innych!
- Tak coś czułem! - pan od historii zerwał się na równe nogi. - Ty mówisz o Tupolewie! A to nie jest to kłamstwo! Kto ma właściwe kłamstwo katyńskie? Proszę!
I z klasy posypały się przykłady:
- Że samolot prezydenta robił cztery podejścia!
- Że się rozbili o ósmej pięćdziesiąt sześć!
- Że to był błąd pilota!
- Że piloci nie znali rosyjskiego!
- Że prezydent kazał lądować!
- Że prezydent rąbał siekierą drzwi do kabiny pilotów!
- Że prezydent specjalnie się zabił, żeby leżeć na Wawelu, a brat został prezydentem!
- Że samolot się zepsuł!
- Że nie latał tam żaden Ił!
- Że lotnisko było sprawne!
- Że nie demontowano dodatkowych urządzeń do lądowania!
- Że były wszystkie żarówki w lampach na lotnisku!
- Że zebrano wszystkie szczątki zabitych! Przedwczoraj odesłano rękę, tylko nie wiadomo czyją!
- Że przekopano cały teren na głębokość metra!
- Że premier coś robił! Nic nie robił!
- Że Rosjanie wszystko nam udostępnili!
- Że Polacy uczestniczyli w śledztwie!
- Że dostaliśmy czarne skrzynki!
- Wszyscy macie źle!! - krzyknął zdenerwowany pan od historii i obejrzał się trwożnie na drzwi. Ale na szczęście nikt nie wszedł.
- Wszyscy macie źle - kontynuował już spokojniej. - Kłamstwo katyńskie polega na tym, że Polakom wmawiano, że zrobili to Niemcy! Kto ma taką odpowiedź?
- Ja mam - wstał zadowolony okularnik z trzeciej ławki. - To zrobili Niemcy. I Ruski i Żydzi. Ściągnęli magnesem tego Tupolewa i...

http://niepoprawni.pl/blog/130/klamstwo-katynskie
"Zauważyłem, że wszyscy którzy popierają aborcję zdążyli się już urodzić" - Ronald Wilson Reagan

http://ofensywawolnosci.pl/ksiega-pamia ... do-ksiegi/

1979
Posty: 1900
Rejestracja: ndz sie 29, 2004 6:44 am

Postautor: 1979 » pt maja 07, 2010 9:12 am

teraz to juz chyba nawet male dzieci kminią ,ze wspoludzialowcem wypadku byli ruscy oprocz naszych politykow z sld i po dla ktorych w dalszym ciagu przyczyna byly zle warunki pogodowe i wysoka sosna
od swych narodzin przez wszystkie lata
NA ZAWSZE Hutnik
powstrzyma nas tylko koniec świata

BYLISMY - JESTESMY - BEDZIEMY

Awatar użytkownika
birkut
Posty: 938
Rejestracja: sob lut 09, 2008 3:10 pm

Postautor: birkut » pt maja 07, 2010 8:14 pm

Dymiący nagan - Poradnik Rusznikarza

Motto:

"Zaprzeczaj wszystkiemu! Jakie by nie były zarzuty, mów że nie, i powtarzaj, że nie. Jeśli wszystkiemu zaprzeczysz, jesteśmy bezsilni."


Gienrik Grigoriewicz Jagoda (1891-1938),
szef NKWD 1934-1936,
do Antoniny Pirożkowej,
kochanki pisarza Izaaka Babla (1894-1940)

w odpowiedzi na zadane żartem pytanie: "A jak się zachowywać, gdybym wpadła w ręce waszych ludzi?" (żródło: A.N. Pirozhkova;At His Side: The Last Years of Issac Babel.Steerforth Press 1998, ISBN 978-1883642983)


Powinszowania dla tych moich czytelników, którzy spostrzegli prawidłowo, że mój ostatni artykuł dotyczyl sposobu prowadzenia śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej, oraz potulnego łykania przez polską opinię publiczną takich bzdur, jakie tylko klasa rządząca jej zaserwować raczy, natomiast NIE dotyczył kwestii ustalenia, czy w kabinie pasażerskiej Tu-154M nr 101 doszło do eksplozji wolumetrycznej, zwanej także termobaryczną.



Zamiast eksplozji termobarycznej w kabinie, mogłem wybrać jeszcze bardziej ekstremalną hipotezę, np. taką, że szczątki złożone na kupę pod Smoleńskiem to w ogóle inny Tu-154M. Taką hipotezę też można postawić, jak się mocno uprzeć, i oprzeć ją o co najmniej dwa razy za długi czas lotu od granicy białoruskiej przestrzeni powietrznej do Smoleńska, oraz dotychczasowy brak wiarygodnej identyfikacji płatowca na podstawie numerów seryjnych kluczowych części.

Nie było moim celem promowanie ani obalanie żadnych konkretnych hipotez. W rzeczy samej, można nawet postawić ambitną hipotezę, że Rosjanie dotąd sami nie wiedzą co, jak i dlaczego się stało od Smoleńskiem. Takiej hipotezy też sie w tej chwili nie da ani podtrzymać, ani obalić z powodu sposobu, w jaki Rosja prowadzi śledztwo. Zwlaszcza, że ani państwo rosyjskie, ani jego struktura władzy to nie jest monolit. Historia Rosji zna drastyczne przypadki wzajemnego podkładania sobie świni przez członków wierchuszki władzy, owocujące śmiercią osób trzecich, że wspomnimy tylko zabójstwo Kirowa. Jest więc całkiem niewykluczone, że nawet sami Rosjanie prowadzący śledztwo też nie do końca wiedzą, kto trzyma nagan.

Moja myśl była inna. Taka mianowicie że w katastrofie tej wagi muszą być brane pod uwagę i traktowane początkowo jako równoprawne wszystkie fizycznie realne hipotezy, w tym także te mało prawdopodobne. Hipotezy należy kolejno wykluczać, aż zostanie na stole tylko jedna, najbardziej prawdopodobna.


Normalnie tak się w świecie robi. Normalnie robi się to przy drzwiach zamkniętych, a opinia publiczna czeka cierpliwie w przedpokoju na raport, bo nie ma powodu, by nie mieć do komisji zaufania. Nie jesteśmy jednak w świecie, tylko w Rosji, a polski prezydent zginął 20km od Katynia, gdzie leży kilkanaście tysięcy powodów, by nie ufać Rosji. Zatem pardon, mes amis russes, ale obawiam sie że tego luksusu zaufania społecznego ani wasza komisja badania wypadkow lotniczych MAK, ani wasza prokuratura nie mają, i nie bedą miały.

Aby mieć choć minimalny kredyt zaufania, MAK i rosyjska prokuratura muszą działać wręcz wbrew rosyjskiemu instynktowi narodowemu - w sposób otwarty i publiczny.

W przeciwnym razie, komisja badająca przyczyny katastrofy pod Smoleńskiem automatycznie nabiera w oczach Polaków charakteru komisji Burdenki. Jak wie każdy, kto się kiedykolwiek interesował sprawą mordu katyńskiego, komisja ekspertów pod przewodnictwem profesora N.N. Burdenki, wybitnego lekarza, została powołana przez ZSRR w 1944 r., w celu ukrycia prawdy o zbrodni katyńskiej. Komisja wykonała zadanie, raportując, że polskich oficerów rozstrzelali Niemcy.


Z tego powodu, imperatywem kategorycznym obecnych badań katastrofy jest zachowanie tak ich całkowitej otwartości, jak i 'world's best practice', czyli światowego standardu profesjonalizmu. Choćby od takiego pogwałcenia moskiewskiego zwyczaju chowania wszystkiego pod siódmą pieczęcią tajemnicy państwowej ciarki miałyby chodzić po plecach rosyjskim prokuratorom. Stan rosyjskich pleców i okolic oraz rosyjskiego samopoczucia to jest w tej chwili nasz najmniejszy problem.


W obecnych warunkach i przy obecnym sposobie prowadzenia śledztwa, nawet o ile Rosjanie rzeczywiście nie mieli nic wspólnego ze śmiercią polskiego prezydenta, żaden Polak znający historię klamstwa katyńskiego i przypatrujący się temu, co się obecnie wyrabia wokól smoleńskiej katastrofy, w rosyjską niewinność nie uwierzy. Zapewne co najmniej przez następne 50 lat, być może w ogóle nigdy.

Cywilizacyjnym identyfikatorem Dzikiego Wschodu pozostaje tak zwane "chodzenie w zaparte", niezdolność przyznania się do winy. Wschód ma swoje historyczne powody, w tym takie, jak w cytacie z szefa NKWD otwierającym ten artykuł. W Moskwie 1936 roku, kto chciał żyć, ten musiał umieć iść w zaparte. Ale teraz nie jesteśmy w 1936 roku, i metoda coraz bardziej zgrzyta.


Jeszcze 25 lat temu można bylo w Polsce wylądować w więzieniu za publiczne zaprzeczanie, że mordu katyńskiego dokonali Niemcy. W tym samym czasie, w ówczesnej RFN można było wylądować w więzieniu za publiczne zaprzeczanie, że mordów w Oświecimiu dokonali Niemcy. W tym się odbija, jak w kropli wody na brzozowym liściu pod Smoleńskiem, fundamentalna różnica pomiędzy Zachodem i Wschodem. Zachód wyciąga, choćby za późno i nie do końca, wnioski z błędów. Wschód grzebie swoje błędy w lasach i tajnych archiwach.

Nic na to nie pomogą publiczne uściski premierów Tuska i Putina ani zapalanie świeczek poległym w Polsce żołnierzom radzieckim. Leonid Breżniew publicznie całował Wojciecha Jaruzelskiego w usta, Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej organizowało co roku paradne koncerty orkiestr niezwykle dętych w rocznicę Rewolucji Październikowej, a wiarygodność PRL jakoś nie wzrastała od tego wszystkiego ani na jotę.

Mowiąc brutalnie, albo Rosjanie publicznie udowodnią na oczach świata, że potrafią wznieść się ponad własne ograniczenia cywilizacyjne i uwarunkowania polityczne, i podać wiarygodne, sprawdzalne wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej, albo w oczach wielu milionów Polakow państwo rosyjskie zostanie, na długo lub na stałe, mordercą demokratycznie wybranego prezydenta.

W oczach zachodnich stolic Rosjanie zostaną śliskimi, mało wiarygodnymi i potencjalnie niebezpiecznymi partnerami.

Nikt nie może za Rosjan dokonać wyboru, które wyjście im na obecnym etapie rosyjskiej historii lepiej pasuje i jak chcą się prezentować światu.

Co nie znaczy, że nie należy wywierać na Rosjan nacisku. W poprzednim artykule podałem odnośniki do dwóch raportów dwóch różnych komisji badania wypadków lotniczych:

PanAm 103, Lockerbie, Szkocja, 21.12.1988,
Concorde F-BTSC, Gonesse, Francja, 25.07.2000

Nawet średnio rozgarnięty czytelnik z przeciętną znajomością angielskiego bez trudu zorientuje się z tych raportów, jaki jest światowy standard profesjonalnego badania poważnych wypadków lotniczych, i jak daleko Rosjanie są od tego standardu.

Przytoczyłem także amerykański regulamin wojskowy, ktory w krótkich żołnierskich słowach precyzuje, co i w jaki sposób należy robić ze zwłokami ofiar wojskowych wypadków lotniczych, i jakie informacje muszą być zebrane podczas medycznej części dochodzenia. Bez wyjątków, bez dyskusji, bez telefonów z Waszyngtonu. Ma być zrobione, na zdrowej wojskowej zasadzie 'zamknąć mordę, odmaszerować, wykonać i zameldować'.

W dodatku ten regulamin stosuje się do każdego wojskowego wypadku lotniczego, bez względu na to, czy zginął prezydent i całe ścisłe dowództwo sił zbrojnych, czy tylko podporucznik pilot, technik pokładowy w stopniu kaprala, i pies dowódcy eskadry ugodzony przez spadające szczątki.

Każdy czytelnik prasy krajowej może na wlasny użytek samodzielnie ocenić dystans cywilizacyjny pomiędzy prozaiczną amerykańską instrukcją wojskową, obowiązującą od 1976 roku, a rosyjskimi lekarzami piszącymi w 2010 roku w protokołach sekcji, na których brak podpisów świadków: "przyczyna śmierci - mnogie obrażenia".

Kontrast pomiędzy tym, jak postępują w sprawie katastrofy Rosjanie, a tym, do czego cywilizacyjnie aspirują Polacy, służy też oświetleniu sprawy traktowania obywateli polskich przez ich własne demokratycznie wybrane władze, które przeżywają wyraźny dylemat Hamleta, komu są winne lojalność - własnemu narodowi, czy starszemu bratu ze Wschodu.

Córka śp. Zbigniewa Wassermanna jedzie do Moskwy by zidentyfikować ciało ojca. Na miejscu zostaje poddana impertynenckiemu przesłuchaniu przez klasycznego sowieckiego prokuratora, obcesowo wypytującego o sprawy nie mające nic wspólnego ze śmiercią ojca, natomiast wiele z wiedzą rosyjskiego wywiadu o zmarłym, byłym koordynatorze polskich służb specjalnych. Podsuwa się zszokowanej kobiecie do podpisu zgodę na zniszczenie pokrwawionej odzieży ojca (potencjalnie bezcennego eksponatu do niezależnych badań kryminalistycznych i medycyny sądowej) oraz oddaje się jej drobiazgi osobiste ojca, które wyglądają na świeżo wyczyszczone. Przy tym wszystkim zdaje się nie jest obecny żaden polski dyplomata, a tłumacza zapewniają Rosjanie.

Gdybym to ja siedział w tych okolicznościach na krześle przed biurkiem rosyjskiego czynownika, nie byłbym sam. Byłoby nas trzech. Po mojej lewej stronie siedziałby młody, podejrzanie muskularny i dziwnie spostrzegawczy wicekonsul z biegłą znajomością jezyka rosyjskiego i włączonym cyfrowym dyktafonem w kieszeni marynarki. Po mojej prawej stronie siedziałby prawnik z ambasady, demonstracyjnie trzymający na wierzchu notes i włączony dyktafon.

Po każdym pytaniu, wicekonsul po lewej bez pośpiechu tłumaczyłby mi pytanie rosyjskiego prokuratora na angielski, dając mi w ten sposób czas do namysłu. Na irytację czynownika, że on też zna angielski, więc tłumacz niepotrzebny, wicekonsul odparłby chłodno, że rosyjski zna tak samo dobrze jak prokurator, a angielski lepiej, więc rozmowa będzie przez niego albo wcale.

Prawnik po prawej szeptałby mi do ucha: - … to pytanie jest w porządku, może pan odpowiedzieć … to też w porządku … na to pan nie musi odpowiadać jeśli pan nie chce … stop, na to pytanie proszę nie odpowiadać … proszę nie podpisywać zgody na zniszczenie rzeczy … proszę zapytać, czy może pan to wszystko zabrać ze sobą … proszę zapytać, czy zawartość telefonu komórkowego została skopiowana … proszę dopisać na marginesie protokołu: "zawartość telefonu skopiowana przez prokuraturę federalną FR", datę i inicjały … proszę się uprzejmie pożegnać … następnie głośno do prokuratora: - spasiba, Iwan Wasiljewicz, do swidanja.

Gdybym poprosił, za dwa tygodnie dostałbym pocztą z ambasady spisany z nagrania stenogram rozmowy.

To byłaby, w okolicznościach po tego rodzaju katastrofie, zwykła pomoc prawna mojego państwa dla obywatela australijskiego, przesłuchiwanego przez władze lokalne w obcej jurysdykcji, w niejasnym celu.

Dla p. Małgorzaty Wassermann nie było takiej pomocy, a w praktyce nie było też dla pani Małgorzaty jej państwa. Nie istniało. Przed biurkiem rosyjskiego czynownika była w zasadzie bezpaństwowcem. Sytuację całkowicie kontrolował Rosjanin, pytał o co chciał, udzielał takiej informacji jak mu się podobało, uchylał się od odpowiedzi na pytania jak mu się podobało, rozgrywał scenariusz napisany całkowicie w Moskwie. Dobrze, że nie groził. Zaś przy pani Wassermann, obywatelce polskiej, nie było nikogo, kto przerwałby tą upokarzającą farsę i zadbał o jej interesy.

Nie lękajcie się jednak. Może jest sposób na cudowną reanimację państwa?

Istnieją dwa niedawne precedensy międzynarodowe niezależnego badania tragicznych zdarzeń związanych ze śmiercią przywódców, które w zamyśle sprawców były przeznaczone do zamiecenia pod dywan. Oba przyniosły interesujące wyniki.

1. United Nations International Independent Investigation Commission established pursuant to Security Council Resolution 1595 to investigate the assassination of Rafiq Hariri, the former Prime Minister of Lebanon on 14 February 2005.
http://www.un.org/apps/news/infocus/lebanon/tribunal/

2. United Nations Commission of Inquiry into the facts and circumstances of the assassination of former Pakistani Prime Minister Mohtarma Benazir Bhutto
http://www.un.org/News/dh/infocus/Pakis ... il2010.pdf

Co by zatem było. gdyby Polska powiedziała "sprawdzam"?

Co by było. gdyby rząd RP wystąpił formalnie do Rady Bezpieczeństwa ONZ o powołanie Niezależnej Międzynarodowej Komisji Śledczej dla przeprowadzenia dochodzenia w sprawie faktów i okoliczności śmierci Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Lecha Aleksandra Kaczyńskiego?

Albo chociaż niższej rangą Komisji Śledczej ONZ?

3. The United Nations International Independent Investigation Commission established pursuant to Security Council Resolution XXXX to investigate the death of the President of Poland, Lech Aleksander Kaczynski, on 10 April 2010..
albo
3. United Nations Commission of Inquiry into the facts and circumstances ofdeath of the President of Poland, Lech Aleksander Kaczynski.

Brzmi nieźle, nieprawdaż? Oczywiście taka komisja nie powstanie w kotle ścierających się przeciwstawnych interesów, jakim jest Organizacja Narodow Zjednoczonych.

Byłoby jednak pouczającym zobaczyć reakcję rządu Donalda Tuska na tego rodzaju propozycję. Rząd musiałby zostać do tego społecznie przymuszony, inaczej nie da się zrobić, ponieważ ONZ jest forum suwerennych podmiotów państwowych.

A jeśliby się udało rząd zmusić do złożenia takiego wniosku, to jak by glosowali Rosjanie? Z jednej strony, Rosja ma veto w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Z drugiej strony, podobno Rosja nie ma nic do ukrycia, więc dlaczegóż miałaby wetować międzynarodową wentylację katastrofy smoleńskiej?

Donaldzie Donaldowiczu, ja mam nadzieję, że ten pomysł nie pójdzie spać. Myślę, że lepiej jest zająć się tym teraz, mając jeszcze immunitet, niż gdyby kolejny rząd miał się tym zająć za pięć, dziesięć, albo dwadzieścia lat.

PS.
Otczestwo Donalda Donaldowicza nie jest w moich ustach szydercze.Ja po prostu ćwiczę, by się przygotować do nadchodzącej ery braterstwa. Na razie mi zgrzyta, ale z czasem się przywyczaję.


http://wtemaciemaci.salon24.pl/
"Zauważyłem, że wszyscy którzy popierają aborcję zdążyli się już urodzić" - Ronald Wilson Reagan

http://ofensywawolnosci.pl/ksiega-pamia ... do-ksiegi/

Awatar użytkownika
birkut
Posty: 938
Rejestracja: sob lut 09, 2008 3:10 pm

Postautor: birkut » pn maja 10, 2010 1:53 am

"Zauważyłem, że wszyscy którzy popierają aborcję zdążyli się już urodzić" - Ronald Wilson Reagan

http://ofensywawolnosci.pl/ksiega-pamia ... do-ksiegi/

benitka
Posty: 247
Rejestracja: sob mar 21, 2009 9:18 pm

Postautor: benitka » pn maja 10, 2010 7:11 pm

W tym cały bagnie zwanym rządem nie ma nikogo komu było by na rękę powiedzieć "sprawdzam". Chyba że wybory prezydenckie wygrał by nieobliczalny J.K. (to nie jest agitacja polityczna tylko moje prywatne zdanie).
TRE75NHKS

Awatar użytkownika
OŻÓG 1950
Posty: 3902
Rejestracja: czw sie 26, 2004 1:39 am
Lokalizacja: Wąwozowa City

Postautor: OŻÓG 1950 » śr maja 12, 2010 3:11 am

Już dziś kolejna Misja Specjalna.

Zapraszam do oglądania.
...więc gdy goły opadniesz na lód, mały biznes zrób, szybki biznes zrób, jakiś biznes zrób. Potem laba! Tylko skok, jeden skok, na bank...