Postautor: Aldaris » sob sty 18, 2014 11:19 pm
Podobną argumentacją osypała mnie ciocia właśnie po przeczytaniu tej książki. Nie przeczytałem jej jeszcze, chociaż jej to obiecałem. Nie zgadzam się z argumentacją w ogóle, a wszystko to co usłyszałem pozwala mi stwierdzić, że autor zbyt emocjonalnie podszedł do sprawy. Po pierwsze tereny województwa wołyńskiego i innych zamieszkane były z zdecydowanej większości przez Ukraińców 80/20 % nie licząc Żydów. Jakakolwiek działalność w obszarze wojny w takiej przewadze i na tak rozległym terenie jakimi były kresy wschodnie była bardzo ograniczona. Poza tym Ukraińcy współpracowali z Niemcami co było dodatkowym utrudnieniem. Przerzucenie ludności i broni, bo tak rozumiem pomoc AK dla kresowian, była niewykonalna i ze względów strategicznych nie opłacalna. Dodatkowo autor (mniemam) zaślepiony tym, że wszystko zależało od „centrali” jak to stwierdza (ciocia też o tym mówiła), że strzelanie do Niemców dla Sowietów było ważniejsze, chyba w ogóle nie rozumie specyfiki działań wojennych na wschodzie. Nikt nie musiał pytać dowództwa i organizować samoobrony w przypadku zagrożenia życia, gdzie oddziały UPA paliły jedną wioskę po drugiej. Współpraca z partyzantką sowiecką, która po przekroczeniu frontu pozostała w lasach na terenach okupowanych przez Niemców, była naturalnym odruchem ludności polskiej w celu przetrwania. Dorabianie ideologii, że to władze podziemnej polski są odpowiedzialne za ogrom ofiar na wschodzie, utwierdza mnie w przekonaniu, że książkę co najwyżej można przeczytać jedynie w celu uzupełnienia lektur.
"Mnie sprawy tych dzikusów nie obchodzą. Ja jestem chrześcijaninem" - Zakari Lambo