Wśród dyrektyw, jakimi w ramach biegunki legislacyjnej Komisja Europejska bluzga na Europę, są również dyrektywy nakazujące przeciwdziałanie tak zwanej „homofobii”. Jak wiadomo, wśród ludzi normalnych istnieją również i tacy, którzy swoje potrzeby seksualne zaspokajają w sposób wynaturzony. Dopóki ta sprawa traktowana jest jako ściśle prywatna, nie ma żadnego problemu prawnego, oczywiście z wyjątkiem sytuacji, gdzie w grę wchodzi przemoc i podstęp. Wynika to z przyjętej postawy tolerancji.
Tolerancja pochodzi od łacińskiego słowa „tolere”, które oznacza „znoszenie”. Polega ona zatem na cierpliwym znoszeniu czegoś, czego nie pochwalam, czym się np. brzydzę, co nawet uważam za niebezpieczne – w imię jakiejś wyższej racji, na przykład – pokoju społecznego. Ale nie znaczy to wcale, że moja cierpliwość nie ma granic. Taką granicą, poza którą cierpliwość już mnie nie obowiązuje, jest próba narzucenia mi akceptacji czegoś, czego z takich czy innych powodów zaakceptować nie chcę lub nie mogę.
Otóż wśród osób zaspokajających swoje potrzeby na modłę homoseksualną pojawiła się grupa swego rodzaju fundamentalistów, opanowanych poczuciem misji. Ci fanatycy próbują uczynić kwestię z natury należącą do sfery ściśle prywatnej, centralną kwestią polityczną. Dlatego, w odróżnieniu od zwyczajnych homoseksualistów, którzy żadnego poczucia misji nie mają i swoich upodobań nikomu nie chcą narzucać, tych fanatyków nazywam sodomitami – czerpiąc tę nazwę z opisu wizyty wysłanników Pana Boga u Lota w biblijnej Sodomie. Jak pamiętamy, tamtejsi sodomici usiłowali dokonać na nich homoseksualnego gwałtu – zupełnie tak samo, jak obecnie na nas wszystkich. Dlatego nazwa „sodomici” jest określeniem adekwatnym i ścisłym.
Problem polega na tym, że dyrektywy Komisji Europejskiej w tej sprawie zmierzają do doprowadzenia nas do stanu bezbronności wobec roszczeń sodomitów. Szermując pojęciem „homofobii”, która oznacza każdą próbę sprzeciwu wobec zuchwalstwa sodomitów, Komisja Europejska domaga się, by „homofobia” została uznana w państwach członkowskich Unii Europejskiej za przestępstwo ścigane z urzędu. Spełnienie tych oczekiwań oznaczałoby poddanie całych europejskich narodów nieznośnej tyranii hałaśliwej i bezczelnej mniejszości.
Nie ma oczywiście najmniejszego powodu, żeby się na to godzić i z tym większym zdumieniem czytamy z tym kontekście w opracowaniu dra Janusza Kochanowskiego, że „traktat akcesyjny oraz traktaty europejskie stanowią od 1 maja 2004 roku niezwykle istotne źródło wolności i praw jednostek w naszym państwie.” Szanowny Panie Doktorze! To chyba jakieś żarty?
Mówił Stanisław Michalkiewicz
całość na:
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=777