Zakopane 2006 - Małysz reaktywacja ?
Moderator: dUfio
O wyjeździe na PŚ do Zakopanego zdecydowaliśmy się zaraz po zakończeniu rundy jesiennej. Nie interesowało nas w jakiej formie jest Małysz, że najlepszy teraz jest ten cały Śliżencauer, ile to już sprzedano wejściówek, i czy w ogóle skoki się odbędą bo duje. Liczyło się oderwanie od zimowej monotonii, tak ukochane przez nas ruszenie tyłków poza rogatki Huty, przeżycie nowych doznań, melanż i przygoda. Tak było w istocie, ale po kolei. Pierwsza, ważna decyzja: jedziemy bez biletów. 50 zł piechotą nie chodzi, każdy kto był na Wielkiej Krokwi wie że sporo widać spoza stadionu, a poza tym jak planował organizator G. „zbierzemy na miejscu 20 osób i wjedziemy z bramą” : ). Wyjazd zaplanowaliśmy wczesnym rankiem by już przed południem być na miejscu, zapoznać się z miastem etc. Jedziemy w 6 osób składu ultrasowsko – turystyczno – melanżowego. „Zobaczyć dwóch kibiców Hutnika żłopiących piwsko w autobusie o 5:15-bezcenne”taka była reakcja na wesołe już miny M. i P. : ) co zapowiadało owocną eskapadę. Transport kolejowy bo wygodnie, są kible, jest dużo miejsca i w ogóle. W pociągu melanż, wódeczka, piweczko, energy drinki i kto co tam jeszcze miał. Pociąg niemal pusty, napotykamy tylko nielicznych małyszofanów oraz grupkę typków w odpowiednim wieku którzy dziwnie przyglądali się naszym czapkom a potem jeden z nich rozmawiał z… sokistą.... Pociąg ma jakąś dziwną trasę bo ciągle jeździł tam i z powrotem i zapewne dlatego nasza podróż trwała około 4 godziny… Nikomu się jednak nie dłużyło, śpiewy, picie, wiadomo ocb. W Zakopanem na dzień dobry sokiści nas pytają czy czasem nie pomyliliśmy imprez sportowych hehe. Cos w tym było, bo przechadzając się po Krupówkach czuliśmy się jak przybysze z innej planety. Czapki klubowe, szale z krzyżami celtyckimi, łyse łby, za to brak trąbek, piszczałek, metrowych cylindrów, peruk…
Spacerując po Zakopanem w poszukiwaniu czegoś dobrego, dużego i taniego do jedzenia co było niezwykle trudne, w końcu lądujemy w oferującym jakże tradycyjną regionalną kuchnię McDolcu…. . W między czasie spotykamy znajomych kibiców Zawiszy i Odry a także terroryzujemy dwóch chłopaczków w szalikach Cracovii. Po posileniu się udajemy się w strone skoczniu, sporą frajdę sprawia nam wojna na śnieg, którego nie da się uświadczyć tej zimy w naszych rejonach… Po drodze napotykamy kilkukrotnie pojedynczych kibiców ŁKSu Łódź z którymi rozmawiamy, wymieniamy się vlepkami i wstępnie umawiamy się na piwo po zawodach na które oni się nie wybierali. Gadamy też z paroma młodymi chłopakami z Górnika Łęczna. W czasie poszukiwań dogodnego miejsca do oglądania zawodów zza płotu (trudne to nie było) jeden od nas (Gi) zostaje sprowadzony do parteru przez mieszankę błota, wody, śniegu i lodu. Paradoksem jest fakt że jedyną glebę zaliczyła jedyna niepijąca osoba na tym wyjeździe. Po ogarnięciu się, odkrywczo zauważamy że do zawodów jeszcze ponad 3 godziny, Gr wymyśla by przejść się profilaktycznie pod górę obok krokwi, co nie do końca podoba się reszcie, bo wolelibyśmy przysiąść, napić się piwka… Ale ostatecznie charyzma Gr nie daje za wygraną i idziemy… Po przejściu w takie miejsce gdzie nie sięga już wzrok ochrony ruszamy pod górę. Chcemy sobie pstryknąć fotkę a tu okazuje się że nasz paparazzi… zgubił aparat. Konsternacja i nerwowe poszukiwania które przez kilkadziesiąt minut nie dają rezultatu bo kto by się nie połakomił na cyfrówke. W końcu zdesperowany Gr postanawia przeskoczyć przez drzewo identycznie jak zrobił to P. i…. znajduje aparat! Euforie która dodaje nam sił i idziemy dalej zdobywając ten nieźle stromy stok… idziemy 20 minut, 30 końca nie widać, dodatkowo wymiękamy widząc z góry trase po której będziemy schodzić. Alpiniści się znaleźli.
Zauważamy 4-metrowy płot co pozbawia nas złudzeń wbicia się lasem na stadion (o ile ktoś takie w ogóle miał) ale postanawiamy iść wzdłuż niego do końca...
W międzyczasie pojawia się cos co dało iskierke nadzieji. Otoz pod płotem co jakis czas były szpary, przez które przy odpowiednich umiejętnościach da się przejść! Na przeszkodzie mógł stanąć ochroniarz który tam stał. A my palimy głupa i się pytamy "ile jeszcze do końca" a chłop okazal sie wporzo i odpowiada "a ze cydziesci metrów jeszcze" Gdy zastanawialismy sie jak sie tam przedostać by nie byc zauważonym mimo wszystko przez niego, zobaczylismy ze Ma już jest na terenie stadionu.... Z mniejszymi lub wiekszymi problemami w zalezności od gabarytów robimy to samo i zaraz w komplecie orientujemy się ze jestesmy na wysokosci progu skoczniu. Motamy tego samego ochroniarza że tylko sobie zdjęcia chcemy zrobic. Zmierzamy na metalowe trybuny, te wzdłoz zeskoku obok wierzy sedziowskiej, wchodzimy i... opadaja nam szczeny. Przezajebisty, zapierający dech w piersiach widok na trybuny i okolice skoczni.
Jesli ktos się wybiera na skoki a nie specjalnie interesuje go ten sport to polecam własnie te miejsca. Gdy doszliśmy juz do siebie-konsternacja, nie ma piwa. w całym tym zamieszaniu z aparatem i wyłazeniem pod gore zapomnieliśmy uzupełnić zapasów co odbiło się na naszej dalszej postawie... Do tego rozladowały się baterie w aparacie i tylko kilka fot mamy z trybun. Tłum coraz bardziej gestniał, zarówno u nas jak i na dole gdzie ludzie wyglądali jak mrówki. warto kilka słów poświęcić malyszofanom. Nietrudno zauważyć że w zdecydowanej wiekszości jest to zamożniejsza klasa średnia, glównie osoby obojga płci w wieku 30-50 lat, nie stroniące od ostentacyjnego popijania wódeczki, nierzadko z dziećmi, poubierani w dziwne kapelusze, no i trabiący jak łosie w te swoje trąby. Oczywiście że wszystko to przereklamowane, mówienie o najlepszej publiczności na świecie to chwyt marketingowy, trudno się nie domyslić że gdyby nie spiker (robi na prawde dobra robote jak na ludzi jakimi dysponuje) bylaby cisza. odniosłem wrażenie że z kibicowania skoczkom zrobiono kolejną tania rozrywke dla mas, tego typu jak wystepy kabaretów, Opole, sylwester z jedynka i inne takie. Z kibicowaniem w naszym tego slowa znaczeniu z fanatyzmem, adrenalinką nie wiele ma to wspólnego. Prawdziwą patologia są flagi typu "Zakłady mięsne Ełk". Mimo tych niewątpliwych wad, uważam że w Polskim świecie może nie kibicowskim ale spolecznym JEST miejsce dla tego typu imprez. Ludzie chcą przyjść, dac 50 zl, dobrze sie bawić i niech to robią. To jest ich świat, do którego my raczej nie pasujemy, bo pasowac nie musimy. Ot taka refleksja. Wracając do samych zawodów, odpalamy racę na hymnie Polski na ceremoni otwarcia zawodów (potem o pokaz postarali sieorganizatorzy), a także w czasie skoku Małysza. Na dole także pali się jedna raca. Flagi robią dobre wrażenie, gorzej z trąbkami... Co do samych zawodów sportowych, skoki to dosyc widowiskowa dyscyplina, zwłaszcza że lecacego skoczka widzieliśmy z 20 metrow od siebie, jednak bardzo wk... jest wpływ wiatru, ciągle przeszkadzanie, odkładanie, wypatrzanie wyników. Upadak Mazoha z naszej perspektywy wyglądał fatalnie, działo sie to dokladnie na naszej wysokości. Trudno nie wyczuć tu pazerności organizatorów, i innych decydentów bo przy takim wietrze skoki niepowinny się odbywać. Trudno się dziwic Hoferowi jak mowie ze kokurs w zakopanem musi sie odbyc, skoro przynosza one fisowi najwieksza kase... Zdrowie skoczków mało sie liczy, liczy się zysk i zadowolenie sponsorów.... w końcu ku naszej uciesze konkurs zostaje przerwany, udajemy się na dworzec by dotrzec na transport, przedzierając sie przez mase blota (oni chcieli robić Olimpiade?). Dzwonimy do ŁKSu ze nie damy rady się ustawić bo nastepny transport mamy rano.... Dodatkowo na dworcu PKP kojąca wiesc ze dzis pociagi nie jezdza, a na PKS ze nie ma juz miejsc w autokarze... fajnie. Dowiadujemy się jednak że jest jeszcze autobus do wawy, a potem ze wczesniej do białego... Jedziemy tym płacąc astronomiczne kwoty za przejazd - od 7 do 10 zl : ) podroz mija szybko, co mniej wytrwali odpadają, w Kraku jestesmy o pólnocy. Umorusani, głodni, wykonczeni i najebani, ale zadowoleni. Zapewne dla niektorych był to pierwszy i ostatni konkurs skoków ale warto było poznac inna definicje slowa kibicowanie
o taaak
Spacerując po Zakopanem w poszukiwaniu czegoś dobrego, dużego i taniego do jedzenia co było niezwykle trudne, w końcu lądujemy w oferującym jakże tradycyjną regionalną kuchnię McDolcu…. . W między czasie spotykamy znajomych kibiców Zawiszy i Odry a także terroryzujemy dwóch chłopaczków w szalikach Cracovii. Po posileniu się udajemy się w strone skoczniu, sporą frajdę sprawia nam wojna na śnieg, którego nie da się uświadczyć tej zimy w naszych rejonach… Po drodze napotykamy kilkukrotnie pojedynczych kibiców ŁKSu Łódź z którymi rozmawiamy, wymieniamy się vlepkami i wstępnie umawiamy się na piwo po zawodach na które oni się nie wybierali. Gadamy też z paroma młodymi chłopakami z Górnika Łęczna. W czasie poszukiwań dogodnego miejsca do oglądania zawodów zza płotu (trudne to nie było) jeden od nas (Gi) zostaje sprowadzony do parteru przez mieszankę błota, wody, śniegu i lodu. Paradoksem jest fakt że jedyną glebę zaliczyła jedyna niepijąca osoba na tym wyjeździe. Po ogarnięciu się, odkrywczo zauważamy że do zawodów jeszcze ponad 3 godziny, Gr wymyśla by przejść się profilaktycznie pod górę obok krokwi, co nie do końca podoba się reszcie, bo wolelibyśmy przysiąść, napić się piwka… Ale ostatecznie charyzma Gr nie daje za wygraną i idziemy… Po przejściu w takie miejsce gdzie nie sięga już wzrok ochrony ruszamy pod górę. Chcemy sobie pstryknąć fotkę a tu okazuje się że nasz paparazzi… zgubił aparat. Konsternacja i nerwowe poszukiwania które przez kilkadziesiąt minut nie dają rezultatu bo kto by się nie połakomił na cyfrówke. W końcu zdesperowany Gr postanawia przeskoczyć przez drzewo identycznie jak zrobił to P. i…. znajduje aparat! Euforie która dodaje nam sił i idziemy dalej zdobywając ten nieźle stromy stok… idziemy 20 minut, 30 końca nie widać, dodatkowo wymiękamy widząc z góry trase po której będziemy schodzić. Alpiniści się znaleźli.
Zauważamy 4-metrowy płot co pozbawia nas złudzeń wbicia się lasem na stadion (o ile ktoś takie w ogóle miał) ale postanawiamy iść wzdłuż niego do końca...
W międzyczasie pojawia się cos co dało iskierke nadzieji. Otoz pod płotem co jakis czas były szpary, przez które przy odpowiednich umiejętnościach da się przejść! Na przeszkodzie mógł stanąć ochroniarz który tam stał. A my palimy głupa i się pytamy "ile jeszcze do końca" a chłop okazal sie wporzo i odpowiada "a ze cydziesci metrów jeszcze" Gdy zastanawialismy sie jak sie tam przedostać by nie byc zauważonym mimo wszystko przez niego, zobaczylismy ze Ma już jest na terenie stadionu.... Z mniejszymi lub wiekszymi problemami w zalezności od gabarytów robimy to samo i zaraz w komplecie orientujemy się ze jestesmy na wysokosci progu skoczniu. Motamy tego samego ochroniarza że tylko sobie zdjęcia chcemy zrobic. Zmierzamy na metalowe trybuny, te wzdłoz zeskoku obok wierzy sedziowskiej, wchodzimy i... opadaja nam szczeny. Przezajebisty, zapierający dech w piersiach widok na trybuny i okolice skoczni.
Jesli ktos się wybiera na skoki a nie specjalnie interesuje go ten sport to polecam własnie te miejsca. Gdy doszliśmy juz do siebie-konsternacja, nie ma piwa. w całym tym zamieszaniu z aparatem i wyłazeniem pod gore zapomnieliśmy uzupełnić zapasów co odbiło się na naszej dalszej postawie... Do tego rozladowały się baterie w aparacie i tylko kilka fot mamy z trybun. Tłum coraz bardziej gestniał, zarówno u nas jak i na dole gdzie ludzie wyglądali jak mrówki. warto kilka słów poświęcić malyszofanom. Nietrudno zauważyć że w zdecydowanej wiekszości jest to zamożniejsza klasa średnia, glównie osoby obojga płci w wieku 30-50 lat, nie stroniące od ostentacyjnego popijania wódeczki, nierzadko z dziećmi, poubierani w dziwne kapelusze, no i trabiący jak łosie w te swoje trąby. Oczywiście że wszystko to przereklamowane, mówienie o najlepszej publiczności na świecie to chwyt marketingowy, trudno się nie domyslić że gdyby nie spiker (robi na prawde dobra robote jak na ludzi jakimi dysponuje) bylaby cisza. odniosłem wrażenie że z kibicowania skoczkom zrobiono kolejną tania rozrywke dla mas, tego typu jak wystepy kabaretów, Opole, sylwester z jedynka i inne takie. Z kibicowaniem w naszym tego slowa znaczeniu z fanatyzmem, adrenalinką nie wiele ma to wspólnego. Prawdziwą patologia są flagi typu "Zakłady mięsne Ełk". Mimo tych niewątpliwych wad, uważam że w Polskim świecie może nie kibicowskim ale spolecznym JEST miejsce dla tego typu imprez. Ludzie chcą przyjść, dac 50 zl, dobrze sie bawić i niech to robią. To jest ich świat, do którego my raczej nie pasujemy, bo pasowac nie musimy. Ot taka refleksja. Wracając do samych zawodów, odpalamy racę na hymnie Polski na ceremoni otwarcia zawodów (potem o pokaz postarali sieorganizatorzy), a także w czasie skoku Małysza. Na dole także pali się jedna raca. Flagi robią dobre wrażenie, gorzej z trąbkami... Co do samych zawodów sportowych, skoki to dosyc widowiskowa dyscyplina, zwłaszcza że lecacego skoczka widzieliśmy z 20 metrow od siebie, jednak bardzo wk... jest wpływ wiatru, ciągle przeszkadzanie, odkładanie, wypatrzanie wyników. Upadak Mazoha z naszej perspektywy wyglądał fatalnie, działo sie to dokladnie na naszej wysokości. Trudno nie wyczuć tu pazerności organizatorów, i innych decydentów bo przy takim wietrze skoki niepowinny się odbywać. Trudno się dziwic Hoferowi jak mowie ze kokurs w zakopanem musi sie odbyc, skoro przynosza one fisowi najwieksza kase... Zdrowie skoczków mało sie liczy, liczy się zysk i zadowolenie sponsorów.... w końcu ku naszej uciesze konkurs zostaje przerwany, udajemy się na dworzec by dotrzec na transport, przedzierając sie przez mase blota (oni chcieli robić Olimpiade?). Dzwonimy do ŁKSu ze nie damy rady się ustawić bo nastepny transport mamy rano.... Dodatkowo na dworcu PKP kojąca wiesc ze dzis pociagi nie jezdza, a na PKS ze nie ma juz miejsc w autokarze... fajnie. Dowiadujemy się jednak że jest jeszcze autobus do wawy, a potem ze wczesniej do białego... Jedziemy tym płacąc astronomiczne kwoty za przejazd - od 7 do 10 zl : ) podroz mija szybko, co mniej wytrwali odpadają, w Kraku jestesmy o pólnocy. Umorusani, głodni, wykonczeni i najebani, ale zadowoleni. Zapewne dla niektorych był to pierwszy i ostatni konkurs skoków ale warto było poznac inna definicje slowa kibicowanie
Gryzu pisze:Ja jadę ale odrazu mówie, że jade bez biletu. Jak ktoś jeździ na skoki to wie że i tak da się wejść.
o taaak
Ostatnio zmieniony pn sty 22, 2007 9:15 pm przez dUfio, łącznie zmieniany 4 razy.
...w czasie zawodów poprosilismy naszego mistrza o wspólną fotkę. Małysz mimo natłoku obiwiązków w tym czasie zgodzil się bez wachania
http://i17.tinypic.com/2ppbx52.jpg
nie jakies nadete pozowanie, usciski usmiechy, tylko robilismy to co na codzien, Adam leciał-my ultrasowaliśmy
całość:
http://www.youtube.com/watch?v=KwA5lnhU ... ed&search=
Hutnik jest wszędzie
http://i17.tinypic.com/2ppbx52.jpg
nie jakies nadete pozowanie, usciski usmiechy, tylko robilismy to co na codzien, Adam leciał-my ultrasowaliśmy
całość:
http://www.youtube.com/watch?v=KwA5lnhU ... ed&search=
Hutnik jest wszędzie
-
- Posty: 816
- Rejestracja: czw sty 19, 2006 4:13 pm
- Lokalizacja: krowodrza
Co kurwa chuja skacze, to po co chodzicie na Hutnika skoro on dopiero w "chuja gra", my się jedziemy zaprezentować z lekkim pokazem pirotechnicznym, nas to jebie kto wygra, tak jest inna atmosfera i raz na jakiś czas można się odchamić. Zresztą nie tylko mamy A.Małysza są jeszcze inne talenty K.Stoch i ten Klemens. W takim razie jak spadniemy z ligi to mam rozumieć że wy odpuścicie Hutnika bo mu też "forma spadnie". Może odrazu się do Brazylii przeprowadźcie bo oni zawsze mają forme. Tyle z mojej strony - "Kibice Sukcesu"
GLOBE TROTTERS 2002
-
- Posty: 1939
- Rejestracja: pn sie 29, 2005 3:19 pm
Gryzu pisze:Co kurwa chuja skacze, to po co chodzicie na Hutnika skoro on dopiero w "chuja gra", my się jedziemy zaprezentować z lekkim pokazem pirotechnicznym, nas to jebie kto wygra, tak jest inna atmosfera i raz na jakiś czas można się odchamić. Zresztą nie tylko mamy A.Małysza są jeszcze inne talenty K.Stoch i ten Klemens. W takim razie jak spadniemy z ligi to mam rozumieć że wy odpuścicie Hutnika bo mu też "forma spadnie". Może odrazu się do Brazylii przeprowadźcie bo oni zawsze mają forme. Tyle z mojej strony - "Kibice Sukcesu"
Na Hutniku?
-
- Posty: 1939
- Rejestracja: pn sie 29, 2005 3:19 pm