Moża? Można! - czyli jak to było w Sevilli...

Czyli wszystko to co nie mieści się w powyższych kategoriach - taki nasz mały hutniczy Hyde Park:)

Moderator: dUfio

Awatar użytkownika
OŻÓG 1950
Posty: 3902
Rejestracja: czw sie 26, 2004 1:39 am
Lokalizacja: Wąwozowa City

Moża? Można! - czyli jak to było w Sevilli...

Postautor: OŻÓG 1950 » pt sty 08, 2010 3:55 pm

Rewelacja ostatnich lat - FC Sevilla wraca z piekła


Pokonali już w tym sezonie Real Madryt i Barcelonę, są w 1/8 finału Champions League. Klub Antonio Puerty, rewelacja ostatnich lat w Primera Division i w Europie wraca z piekła.

Real Madryt świętował właśnie ósmy Puchar Europy, po epickim triumfie w Paryżu nad Valencią, w pierwszym w historii rozgrywek bratobójczym finale. Valencia wygrywała Puchar Króla, Deportivo odbierało Barcelonie tytuł mistrza Hiszpanii, Katalończycy zgarniali na otarcie łez wicemistrzostwo. Niecałą dekadę temu, gdy Primera Division uchodziła za najsilniejszą ligę świata, Sevilla zajęła ostatnie miejsce w tabeli i zdawało się, że opuszcza elitę na lata.

Klub tonął w długach płacąc najwyższą cenę za rozrzutność swoich prezesów. Drużyna była rozbita, wartościowi gracze wyprzedani. Legenda głosi, że nowy prezes - Roberto Alves musiał kupić kilka piłek za własne pieniądze, żeby niedobitki miały czym trenować. Alves miał wprowadzić w klubie "ekonomię wojenną" z "niemieckim" stylem traktowania każdej pesety. Czy ktoś mógł przypuszczać, że już za 12 miesięcy drużyna wróci do najwyższej ligi, a pół dekady później będzie świętować zdobycie Pucharu UEFA? I jako druga po Realu Madryt obroni go przez dwa lata zajmując w rankingu IFFHS pozycję nr 1 na świecie?

Jest jeszcze przynajmniej trzech, obok Roberto Alvesa, bohaterów tej niezwykłej historii. Trener Joaquin Caparros stworzył drużynę z niczego wprowadzając w czyn hasło: "hombres, no nombres", co tłumaczyć można, jako stawianie na graczy z talentem, ale bez głośnego nazwiska. Dostarczał ich nowy dyrektor sportowy, a były bramkarz Ramon Rodriguez Verdejo, znany, jako "Monchi". Rozwinął siatkę skautingu, przede wszystkim w Ameryce Płd, nie zapominając o wychowankach. Jego największym sukcesem jest pozyskanie za bezcen Daniego Alvesa i Julio Baptisty oraz wypromowanie Sergio Ramosa i Jose Antonio Reyesa, za których klub uzyskał potem grubo ponad 100 mln euro. Sława "Monchiego" stała się tak wielka, że tego lata chciał go odkupić Florentino Perez. Wierność barwom okazała się jednak posiadać siłę większą niż pieniądz.

Twarzą klubu jest Jose Maria del Nido. Nie jest postacią z kryształu, toczy się przeciw niemu proces korupcyjny, w którym grozi mu 12 lat więzienia. W Sevilli zasłynął już w 1995 roku, w batalii o przetrwanie klubu, kiedy federacja hiszpańska chciała zdegradować go do III ligi. Kibice wylegli wtedy na ulice miasta, a del Nido umiał wykorzystać tę siłę. Sevillę przywrócono do najwyższej klasy, a przez dwa lata po zamieszaniu liga liczyła 22 zespoły.

Sytuacja wewnętrzna klubu z Andaluzji była jednak tak dramatyczna, że w grę wchodziła nawet sprzedaży stadionu Ramon Sanchez Pizjuan. Alves przekazał władzę del Nido po dwóch latach, a ten zaprowadził klub tam, gdzie jest teraz. Nie ma już mowy o wyprzedaży graczy, latem Sevillę stać było na zatrzymanie Luisa Fabiano, o którego zabiegał AC Milan. Mając w kadrze Brazylijczyka, Frederica Kanoute i Arounę Kone, del Nido odkupił z Realu Alvaro Negredo za 15 mln euro.

Dziś budżet klubu sięga 100 mln euro, co gwarantuje, że wschodząca gwiazda, argentyński skrzydłowy Diego Perotti odejdzie tylko wtedy, gdy ktoś zaoferuje grubo ponad 30 mln euro. Nawet Real będzie się musiał zastanowić.

19 sierpnia 2007 po dwóch zwycięstwach nad Realem Madryt (1-0 i 5-3) Sevilla wywalczyła Superpuchar Hiszpanii, swoje piąte trofeum w zaledwie dwa lata (dwa razy Puchar UEFA, Superpuchar Europy, Puchar Króla). Sześć dni później w meczu z Getafe piłkarz Antonio Puerta zasłabł na boisku, a 28 sierpnia o godzinie 14:30 zmarł na serce w szpitalu. Na zawsze zostanie to najtragiczniejsza data w historii klubu, dlatego tak wielką panikę i poruszenie wywołała zdiagnozowana niedawno wada serca obrońcy Sergio Sancheza (klub sprowadził już jego następcę Mariusa Stankeviciusa).

Roliczenia z przeszłości

Silny tragiczną przeszłością klub z Andaluzji jest dziś w Hiszpanii trzecią siłą. Na dźwięk słowa: "Sevilla" bledną i Real Madryt, i Barcelona, notorycznie obijane przez drużynę z południa. To właśnie klub del Nido wyznaczył początek końca drużyny Franka Rijkaarda (Superpuchar Europy 2006) i zakończył erę Bernda Schustera wyrzuconego z posady po porażce przed rokiem na Santiago Bernabeu. Niedawno siłę Sevilli poznał nowy galaktyczny produkt Florentino Pereza, a trzy dni temu niezwyciężony zespół Pepa Guardioli poległ na Camp Nou w meczu 1/8 Pucharu Króla. To właśnie klub z Andaluzji może być tym, który powstrzyma katalońskiego tarana przetaczającego się po rywalach od półtora roku.

Drużyna z Sewilli ma swoje rozliczenia z przeszłością. Mistrzem Hiszpanii była zaledwie raz, tuż po wojnie (1946). Dziś, po kryzysie spowodowanym plagą kontuzji (w pięciu ostatnich meczach ligowych zdobyła zaledwie pięć punktów), ma aż 10 pkt straty do Barcelony. W lutym staje do walki z CSKA Moskwa o ćwierćfinał Champions League. Miała w nim być już dwa lata temu, ale po serii rzutów karnych dała się pobić Turkom z Fenerbahce.

To był ciężki rok dla klubu: śmierć Puerty, w połowie sezonu zespół opuścił trener Juande Ramos wyjeżdżając do Tottenhamu, gdzie zarabiał 6 mln euro za sezon. Drużyna zajęła w lidze dopiero piąte miejsce, na tym samym jest dziś. Manolo Jimenez wierzy, że potyczka w Pucharze Króla z najlepszą drużyną świata wszystko odmieni. Kłopoty dopadły drużynę, ale podstawy klubu są solidne.

Stolica Andaluzji, kojarzona w świecie jako miejsce akcji wielkich oper Rossiniego i Mozarta, doczekała swojego piłkarskiego symbolu. Rodził się w bólach, jeszcze dekadę temu grał futbol brzydki i prostacki. Dziś ma styl najbardziej klasyczny, z bajecznie dryblującymi skrzydłowymi (Navas i Perotti) i napastnikami (Fabiano, Kanoute, Negredo) - zazdrościć mogą wszyscy. Do tego solidna obrona i bramkarz Palop, który uratował swoją karierę uciekając z Valencii, gdzie był rezerwowym Canizaresa. Ludzie po przejściach i klub po przejściach potrafią cenić to, co mają.


Za: http://sport.interia.pl/pilka-nozna/lig ... la,1421471

Dzięki: wpisowi na kresce kibica o nicku: "gardenia1"
...więc gdy goły opadniesz na lód, mały biznes zrób, szybki biznes zrób, jakiś biznes zrób. Potem laba! Tylko skok, jeden skok, na bank...