Byli piłkarze z Suchych Stawów
Moderatorzy: dUfio, majlech, lucero
-
- Posty: 709
- Rejestracja: czw sty 11, 2007 1:33 pm
Wywiad z Marcinem Wasilewskim.
Wasilewski: - Noga wygląda, jakby pogryzł ją rekin...
15 września 2009 - 20:18
Marcin Wasilewski przerwał milczenie. "Faktowi" udzielił pierwszego wywiadu (tak, gwarantujemy - udzielił, więc nie ma sensu pisać "to tylko fuckt"). Opowiada: - To jest dramat! Ból jest okropny, kiedy tylko schodzi znieczulenie, musisz jak najszybciej wziąć leki przeciwbólowe, żeby nie oszaleć. Mam ich trzy rodzaje. Za mną koszmarne dwa tygodnie. Miałem cztery operacje, cztery razy mnie usypiano. Straciłem już poczucie pewności, czy to wszystko, co robią lekarze, ma sens. Dręczyły mnie pytania: czy to już ostatnia operacja? Czy ta jest ważna, czy będzie jeszcze ważniejsza?
Rozmowa pojawi się w gazecie jutro, na razie można ją przeczytać na internetowej stronie efakt.pl. Poniżej cały artykuł...
Szesnaście dni temu Marcin Wasilewski (29 l.) doznał koszmarnej kontuzji - podwójnego złamania kości, po brutalnym ataku na jego nogę, którego dopuścił się piłkarz Standardu Liege Axel Witsel. Tylko w Fakcie "Wasyl" opowiada o wielkim bólu, niepewności i nadziei na to, że kiedyś znów będzie bardzo dobrym piłkarzem. Cały ten czas reprezentant Polski spędził w szpitalu, miał kontakt tylko z najbliższymi, nie odbierał telefonu. W poniedziałkowy wieczór odezwał się wreszcie do nas.
– Cześć. Sorry, że tak długo nie mieliśmy kontaktu, ale ja nie wiedziałem ostatnio, co się ze mną dzieje. Jak ci wstrzykują morfinę, to po niej nawet nie wiesz, co wygadujesz, nie było więc sensu rozmawiać. Ale jestem już w domu, to od razu lepiej nastraja, więc możemy na spokojnie pogadać – rzucił w swoim stylu.
Fakt: Czy złamana noga wciąż bardzo boli?
MARCIN WASILEWSKI: – To jest dramat! Ból jest okropny, kiedy tylko schodzi znieczulenie, musisz jak najszybciej wziąć leki przeciwbólowe, żeby nie oszaleć. Mam ich trzy rodzaje. Za mną koszmarne dwa tygodnie. Miałem cztery operacje, cztery razy mnie usypiano. Straciłem już poczucie pewności, czy to wszystko, co robią lekarze, ma sens. Dręczyły mnie pytania: czy to już ostatnia operacja? Czy ta jest ważna, czy będzie jeszcze ważniejsza?
Bałeś się po prostu, że nie wrócisz do piłki?
– Tak. Cały czas mam w sobie taką niepewność. Nie wiem, jak długo będę dochodził do siebie, kiedy zacznę rehabilitację, kiedy wrócę na boisko i czy będę potrafił grać tak dobrze jak kiedyś.
Oglądałeś film z tego zdarzenia?
– Raz. Było już późno, zasypiałem i jakoś mnie naszło, żeby sobie popatrzeć. Co ja mam powiedzieć, wyglądało to strasznie. Dokładnie tak samo, jak na boisku. Że ja wtedy nie straciłem przytomności... Wiesz, dali mi tyle morfiny, że granica pomiędzy zapobieganiem bólowi a przedawkowaniem była już cienka.
Witsel zrobił to specjalnie?
– Proszę, nie pytaj mnie o to. Nie chcę się do tego ustosunkowywać, już wolę gadać o szpitalu i operacjach. Belgowie zrobili to naprawdę kapitalnie. Nie wiem, czy gdybym grał w Polsce, skończyłoby się tak jak tutaj. Oni doskonale wiedzieli, co robią, nie zamykali rany, poczekali, aż wszystko się wyjaśni, nie pozwolili, żeby wdało się jakieś zakażenie. Jezu, to przecież byłaby chwila – brudne getry, wapno z linii bocznej! Ale jakoś się udało...
Co było najgorsze?
– Dziesięć dni niepewności. Blokady, usypianie, najgorzej czułem się po tej czwartej operacji. Miała trwać dwie godziny, a przeciągnęła się znacznie. Szprycowali mnie środkami przeciwbólowymi, żona Asia przyszła do mnie potem i powiedziała mi, że z bólu gryzłem poduszkę. Ona też sporo przeszła. Belgijscy dziennikarze to chorzy ludzie! Nachodzili ją w domu, dzwonili do domofonu, z nikim nie zamieniła słowa, a potem czytała w gazetach swoje opowieści. Tyle razy mówiłem im, że nie będę z nimi rozmawiał za zmyślanie moich wypowiedzi i niczego się nie nauczyli.
Coś optymistycznego: lekarze mówią, że wrócisz do gry. Dzisiejsza medycyna czyni cuda.
– Tak, mówią, że wrócę do dawnej sprawności, ale ja patrzę na nogę, która wygląda jakby pogryzł ją rekin i zastanawiam się, czy tak będzie na pewno. Wróciliśmy do domu, kupiłem reklamówkę lekarstw. Będę brał zastrzyki w brzuch. To jakaś masakra, przede mną długa i żmudna droga powrotu, chodzenie o kulach, wizyty w szpitalu, muszę być pod stałą obserwacją.
Ale masz cel – wrócić na boisko. Przed tobą inni się z tym zmagali i wygrali: Eduardo Da Silva czy Henrik Larsson.
– Szczerze mówiąc, tamte kontuzje nie były chyba tak koszmarne jak moja. Ale każdy mierzy cierpienie swoją miarą.
Oglądałeś mecz reprezentacji Polski ze Słowenią?
– Nie, byłem po operacji i dostałem dużo środków przeciwbólowych, nie dałbym rady. Jestem bardzo zawiedziony tym, co się stało, ale nie chcę osądzać kolegów, skoro mnie tam nie było. Ostatnio wszystko się sypie: najpierw kontuzja w momencie, gdy toczyły się jakieś rozmowy w sprawie mojego transferu do Anglii, teraz porażka kadry. Cóż, życie... Teraz może być już tylko lepiej. Kiedy dostałem od wszystkich życzliwych mi ludzi sms-y z wyrazami współczucia, odpisałem, że „co cię nie zabije, to cię wzmocni”. I tego się trzymajmy.
Za weszlo.com
Wasilewski: - Noga wygląda, jakby pogryzł ją rekin...
15 września 2009 - 20:18
Marcin Wasilewski przerwał milczenie. "Faktowi" udzielił pierwszego wywiadu (tak, gwarantujemy - udzielił, więc nie ma sensu pisać "to tylko fuckt"). Opowiada: - To jest dramat! Ból jest okropny, kiedy tylko schodzi znieczulenie, musisz jak najszybciej wziąć leki przeciwbólowe, żeby nie oszaleć. Mam ich trzy rodzaje. Za mną koszmarne dwa tygodnie. Miałem cztery operacje, cztery razy mnie usypiano. Straciłem już poczucie pewności, czy to wszystko, co robią lekarze, ma sens. Dręczyły mnie pytania: czy to już ostatnia operacja? Czy ta jest ważna, czy będzie jeszcze ważniejsza?
Rozmowa pojawi się w gazecie jutro, na razie można ją przeczytać na internetowej stronie efakt.pl. Poniżej cały artykuł...
Szesnaście dni temu Marcin Wasilewski (29 l.) doznał koszmarnej kontuzji - podwójnego złamania kości, po brutalnym ataku na jego nogę, którego dopuścił się piłkarz Standardu Liege Axel Witsel. Tylko w Fakcie "Wasyl" opowiada o wielkim bólu, niepewności i nadziei na to, że kiedyś znów będzie bardzo dobrym piłkarzem. Cały ten czas reprezentant Polski spędził w szpitalu, miał kontakt tylko z najbliższymi, nie odbierał telefonu. W poniedziałkowy wieczór odezwał się wreszcie do nas.
– Cześć. Sorry, że tak długo nie mieliśmy kontaktu, ale ja nie wiedziałem ostatnio, co się ze mną dzieje. Jak ci wstrzykują morfinę, to po niej nawet nie wiesz, co wygadujesz, nie było więc sensu rozmawiać. Ale jestem już w domu, to od razu lepiej nastraja, więc możemy na spokojnie pogadać – rzucił w swoim stylu.
Fakt: Czy złamana noga wciąż bardzo boli?
MARCIN WASILEWSKI: – To jest dramat! Ból jest okropny, kiedy tylko schodzi znieczulenie, musisz jak najszybciej wziąć leki przeciwbólowe, żeby nie oszaleć. Mam ich trzy rodzaje. Za mną koszmarne dwa tygodnie. Miałem cztery operacje, cztery razy mnie usypiano. Straciłem już poczucie pewności, czy to wszystko, co robią lekarze, ma sens. Dręczyły mnie pytania: czy to już ostatnia operacja? Czy ta jest ważna, czy będzie jeszcze ważniejsza?
Bałeś się po prostu, że nie wrócisz do piłki?
– Tak. Cały czas mam w sobie taką niepewność. Nie wiem, jak długo będę dochodził do siebie, kiedy zacznę rehabilitację, kiedy wrócę na boisko i czy będę potrafił grać tak dobrze jak kiedyś.
Oglądałeś film z tego zdarzenia?
– Raz. Było już późno, zasypiałem i jakoś mnie naszło, żeby sobie popatrzeć. Co ja mam powiedzieć, wyglądało to strasznie. Dokładnie tak samo, jak na boisku. Że ja wtedy nie straciłem przytomności... Wiesz, dali mi tyle morfiny, że granica pomiędzy zapobieganiem bólowi a przedawkowaniem była już cienka.
Witsel zrobił to specjalnie?
– Proszę, nie pytaj mnie o to. Nie chcę się do tego ustosunkowywać, już wolę gadać o szpitalu i operacjach. Belgowie zrobili to naprawdę kapitalnie. Nie wiem, czy gdybym grał w Polsce, skończyłoby się tak jak tutaj. Oni doskonale wiedzieli, co robią, nie zamykali rany, poczekali, aż wszystko się wyjaśni, nie pozwolili, żeby wdało się jakieś zakażenie. Jezu, to przecież byłaby chwila – brudne getry, wapno z linii bocznej! Ale jakoś się udało...
Co było najgorsze?
– Dziesięć dni niepewności. Blokady, usypianie, najgorzej czułem się po tej czwartej operacji. Miała trwać dwie godziny, a przeciągnęła się znacznie. Szprycowali mnie środkami przeciwbólowymi, żona Asia przyszła do mnie potem i powiedziała mi, że z bólu gryzłem poduszkę. Ona też sporo przeszła. Belgijscy dziennikarze to chorzy ludzie! Nachodzili ją w domu, dzwonili do domofonu, z nikim nie zamieniła słowa, a potem czytała w gazetach swoje opowieści. Tyle razy mówiłem im, że nie będę z nimi rozmawiał za zmyślanie moich wypowiedzi i niczego się nie nauczyli.
Coś optymistycznego: lekarze mówią, że wrócisz do gry. Dzisiejsza medycyna czyni cuda.
– Tak, mówią, że wrócę do dawnej sprawności, ale ja patrzę na nogę, która wygląda jakby pogryzł ją rekin i zastanawiam się, czy tak będzie na pewno. Wróciliśmy do domu, kupiłem reklamówkę lekarstw. Będę brał zastrzyki w brzuch. To jakaś masakra, przede mną długa i żmudna droga powrotu, chodzenie o kulach, wizyty w szpitalu, muszę być pod stałą obserwacją.
Ale masz cel – wrócić na boisko. Przed tobą inni się z tym zmagali i wygrali: Eduardo Da Silva czy Henrik Larsson.
– Szczerze mówiąc, tamte kontuzje nie były chyba tak koszmarne jak moja. Ale każdy mierzy cierpienie swoją miarą.
Oglądałeś mecz reprezentacji Polski ze Słowenią?
– Nie, byłem po operacji i dostałem dużo środków przeciwbólowych, nie dałbym rady. Jestem bardzo zawiedziony tym, co się stało, ale nie chcę osądzać kolegów, skoro mnie tam nie było. Ostatnio wszystko się sypie: najpierw kontuzja w momencie, gdy toczyły się jakieś rozmowy w sprawie mojego transferu do Anglii, teraz porażka kadry. Cóż, życie... Teraz może być już tylko lepiej. Kiedy dostałem od wszystkich życzliwych mi ludzi sms-y z wyrazami współczucia, odpisałem, że „co cię nie zabije, to cię wzmocni”. I tego się trzymajmy.
Za weszlo.com
Wasilewski: to pierwsze "światełko w tunelu"
W Brukseli odbyło się pierwsze spotkanie prawników poświęcone ewentualnemu wystąpieniu na drogę sądową o odszkodowanie dla Marcina Wasilewskiego, który w wyniku faulu Axela Witsela doznał podwójnego otwartego złamania prawej nogi i będzie pauzował co najmniej kilka miesięcy. We wtorek polski piłkarz Anderlechtu po raz pierwszy od feralnego zdarzenia pojawił się w klubie.
- Rozważaliśmy wszystkie kwestie związane z ewentualnym pozwem sądowym o odszkodowanie dla Marcina Wasilewskiego. To było dopiero pierwsze spotkanie w tej sprawie i żadne decyzje jeszcze nie zapadły. Daliśmy sobie trochę czasu, by jeszcze raz przeanalizować wszystkie "za i przeciw" - poinformowała reprezentująca polskiego piłkarza mecenas Agata Wantuch.
Oprócz niej, w spotkaniu wzięli udział współpracujący z Anderlechtem prawnicy Daniel Spreuters oraz Luc Deleu.
- Kiedy zapadnie ostateczna decyzja w tej sprawie? Trudno powiedzieć. Myślę, że nie wcześniej niż za kilka tygodni - dodała Wantuch.
30 sierpnia Wasilewski podczas meczu ligowego ze Standardem Liege doznał podwójnego, otwartego złamania prawej nogi. Był to skutek brutalnego faulu Axela Witsela, który za swoje zachowanie został zdyskwalifikowany na osiem spotkań. Prosto z boiska Polak trafił do szpitala. Przeszedł już cztery operacje. Kilka dni temu zaczął chodzić o kulach, we wtorek po raz pierwszy pojawił się w siedzibie klubu i spotkał z kolegami z zespołu.
- Z każdym dniem Marcin czuje się lepiej. Powoli zaczyna chodzić o kulach i stąpać także na prawą nogę. Oprócz spotkania z prawnikami, poszedł do szatni, gdzie został gorąco powitany przez kolegów z drużyny - powiedziała Agata Wantuch.
- Wizyta w klubie to pierwsze "światełko w tunelu" od kilku tygodni. Po rozmowie z kolegami w końcu mogłem się przez moment uśmiechnąć. Ich wsparcie, podobnie jak trenerów czy całego klubowego personelu, wiele dla mnie znaczy - powiedział Wasilewski, cytowany na stronie internetowej Anderlechtu.
- Wszyscy dodawali mi otuchy. Wiem, że dla tych ludzi warto się starać i wrócić z powrotem na boisko i do dawnej formy. Będę się starał, ale wiem też, że daleka droga przede mną - przyznał reprezentant Polski, który wkrótce ma rozpocząć żmudny proces rehabilitacji.
Na razie nie dojdzie do jego spotkania z Witselem. - Nie jestem jeszcze na to gotowy. Nie chcę wracać do tego, co zdarzyło się wtedy na boisku - argumentował Wasilewski.
- Z pewnością nie jest mu łatwo i nikt nie będzie go namawiał, by spotkał się ze sprawcą swojego nieszczęścia. Jeśli do takiej rozmowy dojdzie, będzie to jego suwerenna decyzja - oceniła prawniczka reprezentująca polskiego piłkarza.
http://www.rsca.be/photoshownew.php?id= ... s%20Evrard
- centrum nh
- Posty: 1891
- Rejestracja: sob lis 12, 2005 10:32 am
- Lokalizacja: dark side