Byli piłkarze z Suchych Stawów

Wszystko o nowym, NASZYM Hutniku.

Moderatorzy: dUfio, majlech, lucero

Alex
Posty: 1115
Rejestracja: ndz mar 15, 2009 4:58 pm

Postautor: Alex » pn maja 14, 2012 10:18 pm

http://www.90minut.pl/news/188/news1884 ... covia.html Ktoś w końcu musi być na ławie.

Awatar użytkownika
nhkuba
Posty: 90
Rejestracja: pn lut 20, 2012 3:37 pm

Postautor: nhkuba » pn maja 14, 2012 10:30 pm

Szkoda chłopaka, zmarnuje się tam...

Qlawy
Posty: 1425
Rejestracja: sob cze 23, 2007 9:18 am

Postautor: Qlawy » ndz maja 20, 2012 10:09 pm

http://www.90minut.pl/news/188/news1888 ... lonii.html

Spadek Polonii Bytom.
Białkowski 90 minut - to się nagrał w 1 lidze pół sezonu.
Może zamiast 2 ligi wróci do nas na 3 ligę.

Awatar użytkownika
NH Power
Posty: 715
Rejestracja: wt sie 23, 2005 9:08 pm
Lokalizacja: z gumiorskiej dzielnicy

Postautor: NH Power » ndz maja 20, 2012 11:27 pm

wątpie bo z tego co słyszałem to był tam jednym z lepszych zawodników myślę że ma szansę spokojnie załapać się na 1 ligę gdzieś indziej , ale pożyjemy zobaczymy
Power =
n U 1. (authority, control)władza; in ~ u władzy: the party in ~ partia rządząca; balance of ~ równowaga sił. 2. (vigour, strength)moc, potęga, siła. 3. (ability, capacity) zdolność;

czyli mówiąc po prostu "NH Power" = Hutnik

1979
Posty: 1938
Rejestracja: ndz sie 29, 2004 6:44 am

Postautor: 1979 » ndz maja 20, 2012 11:46 pm

Qlawy pisze:http://www.90minut.pl/news/188/news1888834-I-liga-Polonia-B-1-3-Arka-Spadek-Polonii.html

Spadek Polonii Bytom.
Białkowski 90 minut - to się nagrał w 1 lidze pół sezonu.
Może zamiast 2 ligi wróci do nas na 3 ligę.


a po co ? uwazal , ze sobie poradzi to niech sobie radzi - co nas to obchodzi,to juz nie jest nasz zawodnik a dawac Mu szanse w pierwszym skladzie ,aby za pol roku znow odszedl gdzies tam w pizdziec za pol darmo zabierajac miejsce wybijajacym sie mlodym uwazamza bezsensowne
od swych narodzin przez wszystkie lata
NA ZAWSZE Hutnik
powstrzyma nas tylko koniec świata

BYLISMY - JESTESMY - BEDZIEMY

Alex
Posty: 1115
Rejestracja: ndz mar 15, 2009 4:58 pm

Postautor: Alex » pn maja 21, 2012 8:49 am

Białkowski będzie u nas... tylko jako kibic, tak jak to było na meczu z Olkuszem.

SIMON NH
Posty: 1649
Rejestracja: wt wrz 06, 2005 1:49 pm
Lokalizacja: Nowa Huta

Postautor: SIMON NH » pn maja 21, 2012 11:43 am

Każdy człowiek jest głupcem przez pięć minut dziennie. Mądrość polega na tym, aby tylko przez pięć minut.
Elbert Hubbard

Awatar użytkownika
Aldaris
Posty: 1837
Rejestracja: czw gru 14, 2006 9:49 pm
Lokalizacja: République du Niger

Postautor: Aldaris » ndz maja 27, 2012 10:36 pm

Charytatywnie w Uniejowie


Kilkanaście tysięcy złotych zebrano dla chorego na aplazję Kuby Fabijańczyka podczas charytatywnego meczu piłkarskiego w Uniejowie. Na inaugurację pięknego obiektu Canal+ zremisował z łączoną drużyną MGLKS/Samorządowcy 6:6.

Dziennikarze w pomoc choremu 18-letniemu piłkarzowi Radości Warszawa zaangażowali się pod koniec ubiegłego roku. Zbierają pieniądze w różny sposób, a jednym z nich jest możliwość gry z reprezentacją stacji telewizyjnej i jej stałymi współpracownikami. Aby taki mecz doszedł do skutku, burmistrz Uniejowa musiał wygrać specjalną licytację i dzięki temu 12 tysięcy złotych zasiliło konto pomocy dla Kuby.

Do Uniejowa obok dziennikarzy – Rafała Nahornego, Cezarego Olbrychta czy Tomasza Lipińskiego przyjechali również znakomici piłkarze – Maciej Murawski, Piotr Dziewicki, Remigiusz Jezierski, Krzysztof Przytuła. Gospodarze zagrali wzmocnieni przez Euzebiusza Smolarka, a jego obecność w Uniejowie nie była przypadkowa. Przed meczem uroczyście odsłonięto tablicę upamiętniającą Włodzimierza Smolarka. Dzięki zaangażowaniu zmarłego w marcu tego roku reprezentanta Polski w Uniejowie powstał kompleks sportowy noszący jego imię. Na spotkaniu obecna była również najbliższa rodzina 60-krotnego reprezentanta Polski.

- Myślę, że ojciec byłby dumny oglądając te wspaniałe obiekty. Dzięki takim miejscom młodzież może trenować w bardzo dobrych warunkach, a o to tata walczył będąc działaczem – podkreślał Ebi. Na honorowym miejscu na terenie boisk znajdą się dwie olbrzymie flagi przekazane przez stowarzyszenie kibiców holenderskich drużyn Feyenoordu Rotterdam i FC Utrecht (w tych zespołach występował Włodzimierz Smolarek). Sam mecz miał dwie, całkowicie różne odsłony. W pierwszej połowie Canal+ zmierzył się z beniaminkiem łódzkiej ligi okręgowej MGLKS Termy Uniejów i przegrywał już 1:6. W drugiej części gospodarzy zmienili zawodnicy Urzędu Marszałkowskiego (z wicemarszałkiem Dariuszem Klimczakiem na czele) i Canal+ odrobił straty doprowadzając do remisu 6:6. Inauguracja obiektu wypadła niezwykle okazale, a kibice na trybunach kupując po 5 złotych bilety również włączyli się w zbiórkę pieniędzy dla Kuby.

lodzkifutbol.pl
"Mnie sprawy tych dzikusów nie obchodzą. Ja jestem chrześcijaninem" - Zakari Lambo

bn
Posty: 3290
Rejestracja: pt maja 06, 2005 10:17 pm
Lokalizacja: 100% KRK

Postautor: bn » sob cze 02, 2012 6:38 pm

Marcin Wasilewski - bramka w reprezentacji z karnego z Andorą

Awatar użytkownika
Kosoviak
Posty: 732
Rejestracja: śr maja 25, 2005 3:46 pm
Lokalizacja: RUCZAJ

Postautor: Kosoviak » pn cze 04, 2012 9:53 pm

dziś w DP było o Wasylu a teraz na tvp2 u Lisa ma też być podobno Wasyl. Może powie cos o Hutniku? :)
Mam swój rozum i swoje sympatie!!

Hutnik & DYNAMO % JASTRZĘBIE & MAGDEBURG

Awatar użytkownika
Aldaris
Posty: 1837
Rejestracja: czw gru 14, 2006 9:49 pm
Lokalizacja: République du Niger

Postautor: Aldaris » czw cze 07, 2012 9:43 am

Marcin Wasilewski zmotywuje reprezentację lepiej od Smudy


- Wszyscy macie marzenia, ale życie nie jest proste. Z całej grupy karierę zrobi może jeden z was, góra dwóch - powtarzał nastoletnim piłkarzom Hutnika Kraków, mistrzom Polski juniorów młodszych z 1997 roku, ich trener Waldemar Kocoń. Nie pomylił się ani na jotę. Sęk w tym, że 15 lat temu chyba nikt nie spodziewał się, że tym rodzynkiem będzie Marcin Wasilewski.
Marcin Wasilewski jest najbardziej charakternym zawodnikiem w kadrze Smudy


- Nie ma co kryć, wirtuozem ani orłem w juniorach nie był - uśmiecha się Marcin Makuch, kolega Wasilewskiego z tamtej drużyny, dziś zawodnik Sandecji. - Miał charyzmę, braki nadrabiał niesamowitą ambicją, ale jednak za wielkie talenty zawsze uchodzili inni. Wtedy był w cieniu, a jako jedyny doszedł na szczyt.

Dlaczego udało się właśnie jemu? Ci, którzy go znają, nad odpowiedzią nie muszą się długo zastanawiać. Wszyscy powtarzają w kółko jedno słowo: charakter. - On ani w życiu, ani w sporcie nie stosuje półśrodków. Zawsze robi wszystko na maksa - opowiada Krzysztof Przytuła, który zna się z Wasilewskim jeszcze z czasów gry w Hutniku. - Kiedy przyjeżdża do Krakowa na dłużej, to czasem gramy w piłkę w takim swoim gronie. On nawet wtedy poddaje się emocjom, szarpie się. Gra na sto procent, jakby chodziło o mecz na Euro. Bywa, że wręcz naraża się na kontuzje. Mówię mu: "Wasyl, odpuść", ale nie słucha. Taki był od zawsze.

- Przy nim to nawet odpraw nie trzeba było robić, sam się tym zajmował - śmieje się trener Kocoń. - Kiedyś w Canal Plus pokazali, jak Kazek Węgrzyn wydzierał się w szatni na piłkarzy na Cracovii. Z Wasylem było podobnie. Od siebie wymagał bardzo dużo, więc od innych też. Oczy by wydrapał, gdyby ktoś za nim nie poszedł. Podejrzewam, że na Euro Smuda nie będzie musiał motywować drużyny. Ma Marcina.

Bóg nie dał mu talentu Messiego, ba, nawet Lewandowskiego, ale dał wielką pasję. Za piłką uganiał się od rana do wieczora. Treningi mu nie wystarczały. Razem z młodszym bratem Pawłem do znudzenia kopali jeszcze na asfaltowym boisku na osiedlu Hutniczym. - Ja to po prostu kocham. Nie jestem wybitnym piłkarzem, ale ciężko pracowałem na to, żeby być w miejscu, w którym jestem - powtarza Marcin.

Kocoń przypomina sobie, że ciężko go było ściągnąć z boiska. - Dla niego treningi mogły trwać po trzy godziny, to był niesamowity pracuś. Zresztą w ogóle cały ten rocznik był taki, że trzeba ich było hamować, bo by się zatrenowali na śmierć. I nikogo się nie bali. Jak graliśmy na międzynarodowych turniejach, to nawet Borussię Dortmund chcieli rozerwać na strzępy - mówi. - No, a najambitniejszy był Marcin, zawsze strasznie napalony na granie. Pamiętam, jak graliśmy mecz z juniorami Wisły, to w szatni zdążyłem tylko skład podać, a on już się wyrywał na boisko. Potem tylko stałem przy linii krzyczałem do niego: "zostaw!", "bez faulu!". Już wtedy lubił grać na granicy przepisów.

Wszyscy znajomi zgodnie twierdzą, że siłę jego charakteru najlepiej obrazuje jego powrót do sportu po koszmarnej kontuzji. 30 sierpnia 2009 roku podczas ligowego meczu Anderlechtu ze Standarem Liege Axel Witsel, później w Polsce wróg publiczny numer jeden, brutalnym faulem prawie urwał Wasilewskiemu nogę. Polak przeszedł kilka operacji, a lekarze zastanawiali się, czy będzie mógł normalnie chodzić. A on po dziewięciu miesiącach znów był na boisku.

- Ośmiu na dziesięciu zawodników już by nie wróciło do piłki po czymś takim. Przecież jemu noga wisiała tylko na skórze - kręci z niedowierzaniem głową Kocoń. - To trzeba być Wasilewskim, żeby podnieść się po czymś takim w tak spektakularny sposób. Przytuła: - Do dziś mam SMS-a, którego wysłał do kilku bliższych osób, zaraz po tym incydencie, jak już leżał w szpitalu. "Co nas nie zabije, to nas wzmocni". Cały Wasyl. Choć nie zawsze było różowo. Ale ma super rodzinę, fantastyczną żonę, dzieciaki. To również dzięki nim wrócił do tej piłki.

- Kilka razy dostałem po dupie i takie sytuacje hartują charakter. To najlepsza szkoła życia. Zostało niewiele rzeczy, które mogą mnie złamać. Uodporniłem się i staram się patrzeć na wszystko z wiarą, że będzie dobrze - mówił Wasilewski. Przeszedł w życiu sporo. Kiedy miał 22 lata zmarła mu mama, kilka lat później pochowali z bratem ojca. - To były dla nich trudne chwile, ale obaj to dzielni ludzie - opisuje braci Filip Niewidok, od 20 lat jeden z najbliższych przyjaciół Marcina. - Trudne historie go zahartowały, psychicznie to on jest skała. W reprezentacji wszyscy mogą pęknąć, ale nie on. Tego jestem pewny - przekonuje.

Wasilewski zawsze był jak żywe srebro, wszędzie go było pełno. - To taka typowa dusza towarzystwa - twierdzi Marcin Makuch. - A najfajniejsze jest to, że on w ogóle się nie zmienił, pielęgnuje stare znajomości. Kiedy przyjeżdża, to dzwoni, pyta, co słychać. Spotyka się nawet ze znajomymi z klatki w bloku, w którym mieszkał w Nowej Hucie.

Kocoń: - Marcin to taki jajcarz, wesoły ludek. Byliśmy kiedyś na turnieju w Brugii, poszliśmy na spacer na plażę, na Morze Północne. Nagle się patrzę, a Wasyl w krótkich spodenkach wskakuje do wody. A to był kwiecień, woda miała chyba osiem stopni. Jak wsadziłem nogę, to mi zdrętwiała. A ten pływa! Myślałem, że chłopak od razu się rozchoruje, ale, o dziwo, nic mu nie było. Dobrze mi też zapadły w pamięć ich wygłupy na zgrupowaniach. W pierwsze dni organizowali sobie wojny na "marchewy", czyli poskręcane ręczniki. Ale nie o 13, tylko o 23.50. Był huk, wrzask, noce miałem nieprzespane. I nic ich nie ruszało, nawet kara stu okrążeń wokół boiska.

- Marcin zawsze miał taką gorącą głowę - przyznaje Niewidok. - Parę lat temu zabrałem go na narty, miałem go uczyć jeździć. A on ruszył z góry, wpadł w płot i jakaś pani z dzieckiem go z niego wyplątywała. Potem jeździł już tylko na "jabłuszku" - śmieje się. Nocne zabawy? Bywały, ale w granicach rozsądku. - Wasyl lubił się pobawić. W Hutniku zdarzały mu się wieczorne eskapady na zgrupowaniach - mówi z rozbawieniem Przytuła. - Ale on zawsze miał jedną mądrą zasadę: wszystko jest dla ludzi, tylko trzeba wiedzieć z kim, kiedy i gdzie.

Niewiele jednak brakowało, a "to z kim, kiedy i gdzie" kosztowałoby go miejsce w kadrze na Euro 2012. Na początku kwietnia Smuda ogłosił, że Wasilewski i Sławomir Peszko są skreśleni z kadry za alkoholowe wybryki w Kolonii. Tego drugiego zatrzymała nawet policja i drzwi do reprezentacji rzeczywiście zatrzasnęły się przed nim z hukiem. W przypadku Wasilewskiego, który był na miejscu, ale nic nie nabroił, Smuda wycofał się z wcześniejszej deklaracji. Obrońca musiał poczuć sporą ulgę, bo o Euro 2012 walczył z niesłychanym uporem. Jeszcze rok temu nie był przecież wcale pewniakiem.

- Pozytywnym myśleniem można góry przenosić. Gdybym się poddał i tylko marudził, to pewnie chodziłbym o kulach - mówił wtedy pytany o udział w mistrzostwach. - A tu proszę, teraz Smuda zaczyna od niego ustalanie składu - podkreśla Przytuła. - Tylko jeden podobny do niego przypadek przychodzi mi do głowy. Tomasz Hajto. On karierę zrobił dzięki podobnej determinacji i pracowitości. Co ciekawe, w świat też ruszył z Hutnika. No, ale jakby mi ktoś 15 lat temu powiedział, że "Wasyl" będzie grał w reprezentacji, tobym nie uwierzył - śmieje się.

Zdaniem trenera Władysława Łacha, który wyciągnął Wasilewskiego z Suchych Stawów do Śląska Wrocław, na drodze do dużej kariery nie zabrakło mu też szczęścia. - Mógł zginąć, jak wielu innych utalentowanych chłopców. Uniknął tego, bo po pierwsze był bardzo uparty, a po drugie w odpowiednim momencie dostał szansę, trafił na mądrych ludzi i miał rękę do podejmowania dobrych decyzji - przekonuje szkoleniowiec. - Miał braki techniczne, miał problem z grą kombinacyjną, ale ta jego determinacja była fascynująca.

Długo uznawano go tylko za solidnego ligowca, ale on krok po kroku stawał się coraz lepszym zawodnikiem. - Mówiono o nim, że walczak, ale drewniany, surowy technicznie. A ja widzę, jak on się niesamowicie przez te lata piłkarsko wyrobił - zauważa Przytuła. - Na początku trudno było jednak przypuszczać, że tak daleko zajdzie. Uwierzyłem w niego, jak zaczął grać w Lechu Poznań. Strasznie się cieszę, że mu się udało, bo to równy gość. Nie pieprzy głupot, nie kłamie. Fajny, szczery człowiek. Po prostu.

Był w cenie, bo jak na obrońcę zawsze strzelał sporo goli. - Ma to w genach. W juniorach graliśmy kiedyś taki mecz, w którym Wasyl miał kryć Zbigniewa Zakrzewskiego. Też później zrobił karierę, ale mniejszą. Wtedy był taką gwiazdą u rywali. I śmialiśmy się potem, że to nie Wasyl krył Zakrzewskiego, tylko Zakrzewski Wasyla, bo ten cały czas gonił pod pole karne - opowiada trener Kocoń.

U Smudy takiej swobody obrońca Anderlechtu nie ma, ale jest jednym z filarów zespołu. I to mimo faktu, że z selekcjonerem, z którym pracował w Lechu, nie zawsze było mu po drodze. - Czasem za dużo powiedziałem, zamiast ugryźć się w język. Teraz jest inaczej. Zamknęliśmy tamtą sprawę i liczy się tylko Euro - wyjaśniał niedawno. - Bez takiego wojownika kadra Smudy byłaby o wiele słabsza - uważa Niewidok. - Racja - potwierdza Kocoń. - Marcin nigdy się nikogo nie bał.

Gazeta Krakowska
Przemysław Franczak
"Mnie sprawy tych dzikusów nie obchodzą. Ja jestem chrześcijaninem" - Zakari Lambo

Alex
Posty: 1115
Rejestracja: ndz mar 15, 2009 4:58 pm

Postautor: Alex » czw cze 07, 2012 3:28 pm


Awatar użytkownika
centrum nh
Posty: 1907
Rejestracja: sob lis 12, 2005 10:32 am
Lokalizacja: dark side

Postautor: centrum nh » pt cze 08, 2012 12:07 pm


JOK_NH
Posty: 4762
Rejestracja: czw kwie 28, 2005 7:21 pm
Lokalizacja: Wschodnia Strona Miasta

Postautor: JOK_NH » pt cze 08, 2012 1:30 pm


Ile było mówione, żeby od razu kopiować linki z Gównianej?






On ma jakieś inne geny, nowohuckie. Będzie krążył przy bramce tak długo, aż strzeli. Gdyby cała kadra była z Nowej Huty, to mistrzostwo mielibyśmy pewne...


- Trenerze, boli mnie. Dziś chyba nie dam rady grać - mówi Marcin Wasilewski. - A boli cię, jak co robisz? - pyta Waldemar Kocoń, trener juniorów Hutnika. - No... Jak kucam, to mnie boli. - To nie kucaj chłopie, nie kucaj.

Pan Tadeusz, lat 72, nowohucianin: - Proszę pani, to jest zwierz! On wchodzi na boisko i zżera ludzi, piłkarzy. Takiej bestii to ja w życiu nie widziałem. Śledzę karierę "Wasyla" od wielu lat i myślę sobie, że takie zwierzę to mogło tylko w Nowej Hucie się urodzić. Może i świat o Hucie zapomniał, ale Bóg nie; najlepszych piłkarzy rzuca tu, do nas. Ta anegdota o kucaniu, tak... Znam to, gdzieś słyszałem. Myślę, że od tamtej chwili "Wasyl" przestał narzekać, chyba w ogóle przestał odczuwać ból. On ma jakieś inne geny, nowohuckie. Będzie krążył przy bramce tak długo, aż strzeli. Proszę pani, gdyby cała kadra była z Nowej Huty, to mistrzostwo mielibyśmy pewne. Ja wiem, wiem, nie da się, no ale gdyby...

Piłka

Jak wyglądałby stół zrobiony przez Marcina Wasilewskiego? Wyglądałby jak niestół. Miałby sześć nóg, dwa blaty. W sumie więc dobrze, że "Wasyl" nie robi stołów.

Trener Kocoń (Wasilewski trafił pod jego opiekę do Hutnika, grał w juniorach młodszych): - Wiedziałem, że nie będzie stolarzem. Bogu dzięki! Mama Marcina chciała dobrze, jak każda mama: skończ szkołę, wyucz się w jakimś zawodzie. Poszedł do budowlanki. Ja bym w życiu nie kupił stołu, który on by zrobił. No, ale mama chciała go zabezpieczyć na przyszłość, gdyby mu z piłką nie wyszło.

Tomasz (kolega z podstawówki nr 83 na nowohuckim osiedlu willowym): - Na trójach jechał, ale jakoś szkołę skończył. Na wuefie był za to świetny. Wszędzie z tą piłką biegał. To była obsesja prawie, Wasilewski i piłka, piłka i Wasilewski - mocny duet. Nawet się z niego śmialiśmy: "Gościu, weź daj spokój, odpuść, wszystko z piłką robisz?".

Wychodził ze szkoły, rzucał plecak, szedł grać. A każdy mecz traktował poważnie: klatka na klatkę, blok na blok, osiedle na osiedle. Każdy był poważną sprawą. Pewnie, że za pieniądze - przegrani płacili wygranym pięć złotych. Grali na betonie. Podwórka w Hucie były betonowe, a boiska osiedlowe zarośnięte, więc chłopaki grali na betonie. Głowy rozbijali, nogi obdzierali ze skóry. Z kolanami w siniakach wracali do domów. Kocoń mówi, że te pierwsze kontuzje to zawsze z nadmiaru ambicji; kolega z betonu nigdy świadomie nie zrobiłby krzywdy drugiemu koledze z betonu. Marcin już wtedy był taki zadziorny, taki wściekły, nierozważny - tam, gdzie inni bali się wcisnąć nogę, on wchodził głową. O Andrzeju Szarmachu, reprezentancie Polski, też tak się kiedyś mówiło (mówiło się też: "Diabeł").

Grupa z osiemdziesiątego

Rocznik osiemdziesiąty, którym zajął się Kocoń, był trudny. Takiego Kocoń jeszcze wcześniej nie miał. Każdy z tych juniorów wiedział lepiej, nikt słuchać nie chciał. Co chłopak, to wielkie plany. Jedni plany realizowali, inni paprali. Byli tacy, którzy świetnie zaczynali na boisku Hutnika, a kiepsko kończyli na ławkach pod blokiem. Gorące głowy, w głowach szum, niewiele rozwagi, dużo arogancji. Wasilewski nie był spokojny, ale miał coś, co go wyróżniało: upór, namiętność do piłki. Trzygodzinny trening? Dla "Wasyla" za mało. On mógłby i sześć. Trener Kocoń lubi takie jedno zdanie; używa go często, ponieważ dobrze wie, że robi wrażenie: "Wasilewski narkotyzował się piłką". Czasem trener zamienia "narkotyzowanie" na "naćpanie".

Kocoń: - Technicznie Wasilewski nie był dobry, ale za to motorycznie, uaaa! Wielka siła fizyczna i siła charakteru. Jego trzeba był hamować, bo gdybym go nie powstrzymał, to rozniósłby boisko.

Marcin Kostera, pseudonim "Siwy" (kolega Wasilewskiego z czasów Hutnika, dziś trenuje dzieciaki): - Człowiek nie do przejścia, po prostu taran. Nowohucki czołg.

Byli w tej grupie z osiemdziesiątego lepsi do "Wasyla". Może bardziej subtelni technicznie, może bardziej inteligentni taktycznie. Tyle że "Wasyl" miał siłę i nieustępliwość. Siła to podstawa - umiejętności można zdobyć, a siły nie. Człowiek ma w sobie tyle mocy, ile zapisane w genach. Nieustępliwości też się nie wyćwiczy - albo się biega za piłką i wierzy, że w końcu wpadnie do bramki, albo biega się do jakiegoś czasu (aż przestaje się wierzyć).

I dlatego ludzie, którzy znają Marcina z czasów Hutnika, mówią dziś, że pociągnie reprezentację. Że zabiega ją.

Mama

Jeździła na rowerze. W pięć minut była na Suchych Stawach. Siadała gdzieś na trybunach i patrzyła na swoich na chłopaków. Inni tego nie lubili, wyganiali rodziców: "Mama, nie przychodź na trening, to wstyd; ojciec, no z kanapkami mi tu wjeżdżasz!".

Marcin do mamy zawsze podchodził. Mama była mądra. Mama wiedziała: albo piłka, albo nic. Zawód stolarza jest tylko tak, na wszelki wypadek.

Trener Kocoń: - Ona z nimi rozmawiała po męsku. Była jedną z tych kobiet, które to potrafią.

Mama Wasilewska zmarła w 2002 roku.

Szalik

30 sierpnia 2009 roku Anderlecht grał ligowy mecz ze Standardem Liege. Marcina faulował Axel Witsel. Noga Marcina trzymała się właściwie tylko na skórze. Zrobiła się fioletowa (chociaż komentatorzy sportowi przekonywali, że zielona). Lekarze kręcili głowami: "Oj, chodzić to pan już raczej nie będzie".

Adam Gliksman (wiceprezes Stowarzyszenia Nowy Hutnik): - Ludzie z Hutnika, i kibice też, przekazali dla Marcina szalik. Zawiozła mu go ekipa belgijskiej telewizji. To był szalik z napisem "Niezniszczalni". On już dobrze wiedział, o co chodziło.

Faul był w 25. minucie, kibice Anderlechtu dobrze to zapamiętali. Na każdym meczu, kiedy Wasyl leżał w szpitalu, skandowali jego nazwisko - zawsze w 25. minucie. Po dziewięciu miesiącach Wasilewski wbiegł na boisko.

W Hucie mówiło się: "Robocop, po prostu Robocop". Ulepiony z nowohuckiej gliny, twardziel. Lokalny patriotyzm karmił się Wasilewskim.

Teraz znów się karmi. Tomasz Urynowicz (radny miasta, nowohucianin): - "Wasyl" to jedyny krakowianin w kadrze, a właściwie nowohucianin. Dla mnie jest ambasadorem Hutnika i Nowej Huty na Euro 2012. A teraz mniej patetycznie: tysiącom dzieciaków Wasilewski pokazuje, że piłka może zmienić życie, że można z Hutnika wejść na piłkarskie salony.

Trener Kocoń: - Co go tu czekało? Bezrobocie, zasiłek i w ten deseń... On jest walczakiem nie tylko na boisku; dla mnie walczak to ktoś, kto walczy o siebie poza boiskiem.

Po tym wypadku na boisku "Wasyl" bardziej jest podobny do Robocopa, przynajmniej jego noga. Lekarze wsadzili do niej cztery solidne śruby.

Czołg

Pan Witek, lat 69, krakowianin (z samego centrum miasta): - Uprzejmie proszę, żeby nie podkreślać aż tak bardzo, że Wasilewski jest z Huty. Gdyby był z Krowodrzy, to mówiłoby się, że krowodrzanin? Zresztą może ma pani rację. Nie ma co się kłócić. On jest stąd.

"Stąd" to dla pana Witka, emerytowanego żołnierza i kibica Hutnika (sam nie wie, dlaczego akurat ten klub; przecież geograficznie bliżej mu do Cracovii), oznacza "z Krakowa". Chociaż z drugiej strony... pan Witek mówi, że określenie "nowohucki czołg" jest zdecydowanie lepsze niż "krakowski czołg". "Nowohucki" brzmi jakoś tak mocniej, ciężej, skuteczniej.

Prezent

9 czerwca Marcin Wasilewski ma urodziny. Znajomi i kibice życzą mu:

- żeby strzelił bramkę 8 czerwca, w pierwszym meczu Polaków, to będzie prezent z wyprzedzeniem;

- żeby jako "nowohucki czołg" wcisnął przeciwników w murawę;

- żeby w reprezentacji go słuchali; niech poklnie trochę na nich, a potrafi przecież soczyście;

- żeby robił swoje słynne wślizgi z rozwagą (niestety: albo robi się je bez rozwagi, albo wcale),

- żeby czasem się pohamował (kiedy Witsel złamał mu nogę, piłkarski świat ogłosił "Wasyla" bohaterem, ale kiedy po powrocie do zdrowia on faulował i uderzył łokciem jednego z piłkarzy, prawo do tego bohaterstwa szybko mu odebrano).

Jest też życzenie, żeby w Hutniku pojawił się następca Wasilewskiego. Trener Kocoń mówi, że to nic trudnego: jest zapotrzebowanie, to wychowa następcę.

Skała

Pojechał na Euro 2008 do Austrii i Szwajcarii. Był ulubieńcem trenera Leo Beenhakkera. Leo mówił o nim: "Wasyl jest jak skała, nie da się go przewrócić".

Wychodzi na to, że najlepiej zostawić "Wasyla" w spokoju.

Alex
Posty: 1115
Rejestracja: ndz mar 15, 2009 4:58 pm

Postautor: Alex » czw cze 14, 2012 9:28 pm