katastrofa samolotu - przyczyny

Czyli wszystko to co nie mieści się w powyższych kategoriach - taki nasz mały hutniczy Hyde Park:)

Moderator: dUfio

Awatar użytkownika
OŻÓG 1950
Posty: 3933
Rejestracja: czw sie 26, 2004 1:39 am
Lokalizacja: Wąwozowa City

Postautor: OŻÓG 1950 » sob lis 20, 2010 3:50 am

Dominika Olszewska

2010-11-17, ostatnia aktualizacja 2010-11-17 13:15

"Tusk chcemy prawdy o Smoleńsku!" - taki napis pojawił się dzisiaj na cokołach pomnika Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich przy ul. Żwirki i Wigury w Warszawie

Napis najpewniej pojawił się dzisiaj w nocy. Ktoś czerwonym sprayem zniszczył dwa cokoły, na których stoją figury żołnierzy. Litery zauważyli policjanci, którzy zawiadomili Zarząd Cmentarzy Komunalnych (ZCK), który z ramienia wojewody opiekuje się cmentarzem.

- To straszne draństwo. Katastrofa smoleńska to narodowa tragedia. Dlatego pisanie takich rzeczy jest oburzające - mówi Stanisław Jankowski, dyrektor ZCK.


Litery namalowano na marmurze porowatym. Ich usunięcie może kosztować nawet kilkanaście tysięcy złotych.

- Chcemy jak najszybciej usunąć ten skandaliczny napis. Mam nadzieję, że zrobimy to dziś, najpóźniej jutro - zapowiada dyr. Jankowski.

Jak ustaliliśmy takie dewastacje na cmentarzu zdarzają się często. Najczęściej są to napisy antysemickie. Dlatego na początku grudnia szefowie ZCK chcą spotkać się z przedstawicielami urzędu wojewódzkiego i ambasady Rosji by zastanowić się nad dodatkową ochroną cmentarza.

- Konieczne są kamery i odpowiednie doświetlenie. Wtedy bandyci, którzy piszą tak skandaliczne rzeczy będą mieli utrudnione zadanie - dodaje dyr. Jankowski.



Źródło: warszawa.[usuwamy]



Obrazek

Obrazek

Obrazek
...więc gdy goły opadniesz na lód, mały biznes zrób, szybki biznes zrób, jakiś biznes zrób. Potem laba! Tylko skok, jeden skok, na bank...

Awatar użytkownika
birkut
Posty: 938
Rejestracja: sob lut 09, 2008 3:10 pm

Postautor: birkut » czw gru 09, 2010 12:01 am

„Stowarzyszenie Rodzin Katyń 2010- dlaczego apelujemy o prawdę i pamięć”

Szanowni Państwo!

10 kwietnia 2010 zginął mój mąż. Razem z Prezydentem RP i jego małżonką zginęli ojcowie, mężowie, żony, dzieci, osoby bardzo nam bliskie, ale też osoby publiczne, pełniące główne funkcje w strategicznych instytucjach Państwa Polskiego. Mój mąż, Janusz Kurtyka był prezesem Instytutu Pamięci Narodowej. Leciał do Katynia by, tak jak i inne osoby w tym samolocie, zamanifestować swoją postawą jak ważne jest odkłamywanie historii Polski, jak powinna wyglądać walka o prawdę historyczną. Przez 70 lat tą walkę dla kolejnych pokoleń Polaków symbolizował Katyń. Przez całe lata od 1940 roku o tym mordzie dokonanym przez radzieckie służby bezpieczeństwa na rozkaz najwyższych władz państwa, zabraniano nam mówić. Początkowo w imię interesu sojuszu państw alianckich, potem w imię interesu sowieckiej Rosji. Jak trudna jest to walka do dziś, świadczą dwie wizyty władz polskich- 7 kwietnia i 10 kwietnia 2010. Pierwsza- na uroczystość wmurowania kamienia węgielnego pod budowaną w Katyniu cerkiew, na którą poleciał pan premier Tusk, druga by uczcić pomordowanych polskich oficerów – wizyta polskiej delegacji na czele z prezydentem. O tym, że to Rosjanie domagali się, by odbyły się dwie różne wizyty dowiedziałam się wraz z polskim społeczeństwem dopiero po moim powrocie z Katynia – w drugiej połowie września 2010, o tym, że minister Arabski- szef kancelarii premiera, w Moskwie 17 i 18 marca 2010 uzgadniał właśnie taki scenariusz z Rosjanami, nie w ambasadzie RP ani w Ministerstwie Spraw Zagranicznych tylko w restauracji czego dowiedzieliśmy się dopiero z akt śledztwa.
11 kwietnia pojechałam do Moskwy, pojechały inne rodziny; pojechaliśmy w celu identyfikacji ciał naszych bliskich. W prosektorium Instytutu Medycyny Sadowej w Carycynie, spędziłam 3 kolejne dni. Dni ciężkie, pełne strachu, że nie uda się zidentyfikować ciała, pełne wysiłku, by wśród ogromnego bałaganu rzeczy ofiar, błędnych opisów ciał, braku zdjęć tych ciał, wykonać zadanie do końca. W Moskwie razem z nami była minister zdrowia Ewa Kopacz i … minister Arabski . Przez 3 dni zapewniano nas, że polscy śledczy pracują razem z rosyjskimi , że polscy prokuratorzy razem z rosyjskimi prowadzą śledztwo, że zabezpieczono miejsce wypadku, którego teren został przekopany na głębokość 1metra i wszystkie szczątki ludzkie jak i części samolotu zostały zabezpieczone, że polskie władze zostaną w Moskwie do końca, dopóki każda część ciała naszych bliskich nie wróci do kraju.
Czwartego dnia, po powrocie do Polski okazało się, ze wszystko to o czym mówiono jest kłamstwem.
Rodziny zostały zostawione same sobie, informowano nas za pośrednictwem mediów. Zaczęliśmy domagać się przyznania statusu pokrzywdzonego.
Żeby się wspierać wzajemnie, a także by prowadzić działalność upamiętniającą wybitne osoby, które zginęły, w tych dniach ciężkiej żałoby, powstało Stowarzyszenie Rodzin Katyń 2010. Szybko jednak okazało się, że Stowarzyszenie musi zająć się prawami rodzin, które wreszcie dostały status pokrzywdzonych, do udziału w śledztwie. Strona polska, bowiem, wycofała się ze śledztwa powołując się na konwencję z Chicago z 1944r dotyczącą lotnictwa cywilnego. Zaczęto wmawiać naszemu społeczeństwu, że lot najwyższych władz naszego kraju miał charakter cywilny, mimo że samolot Tu 154M był rządowym samolotem wojskowym, z wojskową załogą, przewożącym prezydenta-zwierzchnika sił zbrojnych RP będącego jednocześnie głową dużego państwa NATO z delegacją w skład której wchodzili m.in. generałowie, dowódcy wszystkich rodzajów broni, szef sztabu generalnego, kapelani wojskowi wszystkich wyznań, szefowie najwyższych instytucji związanych z przywracaniem pamięci. Wszystkie dokumenty lotu nosiły symbol M jak Military. Na podstawie mylnych komunikatów wieży wojskowego lotniska Siewiernyj w Smoleńsku zgodnie z procedurą wojskową załoga podchodziła do lądowania.
Jako pierwszej instancji śledztwo zostało przekazane do MAKu, instytucji podlegającej Federacji Rosyjskiej, która jest jednocześnie stroną oskarżoną w śledztwie, bo opiniuje stan rosyjskiej bazy lotniczej i wystawiła certyfikat zakładom, które przeprowadzały remont Tu 154. Polskie media, prawie całkowicie aktualnie upolitycznione i kontrolowane przez rząd, ogłosiły już wtedy publiczny wyrok, że winę za katastrofę ponoszą piloci i warunki pogodowe tzn. mgła.
Publicznie podano także informacje:
1. prezydent Lech Kaczyński wywierał naciski na załogę, żeby lądować, dodając oszczerstwo, że był pijany – informacja okazała się być kłamstwem
2. generał Błasik był w kabinie pilotów i kazał im lądować – kolejne kłamstwo
3. minister Kazana był w kabinie pilotów i kazał im lądować – kolejne kłamstwo
4. samolot 4 razy podchodził do lądowania – kłamstwo
5. samolot wykonał przed upadkiem beczkę, potem zmieniono na półbeczkę – kłamstwo jedno za drugim
6. samolot rozpadł się na tysiące drobnych części po uderzeniu częścią górną kabiny w ziemię - kłamstwo
7. identyfikacja genetyczna dotyczyła każdej części ludzkiej – kłamstwo, dużo części spalono i pochowano jako nieznane
8. przeprowadzono sekcje zwłok każdej z ofiar – kłamstwo. Widziałam ciało mojego męża ostatniego dnia w Moskwie tuż przed włożeniem do trumny i jednoznacznie stwierdzam jako lekarz, że nie miało śladów badania sekcyjnego.
9. zabezpieczono wrak i miejsce katastrofy – ewidentne kłamstwo.
Nikt za te kłamstwa nie powiedział nam, rodzinom, żyjącym ciągle w maksymalnym stresie, nawet przepraszam.
W maju 2010 dziennikarze Gazety Polskiej pojechali do Smoleńska. Na niezabezpieczonym miejscu katastrofy znaleźli mnóstwo części samolotu i części ludzkich ciał. Jednocześnie okazało się, że z konta pana Przewoźnika, jednej z ofiar ktoś w Rosji posługując się jego kartą bankomatową wypłacał pieniądze. Doszło do kuriozalnej sytuacji gdy w tej sprawie, jakże oczywistej, rzecznik polskiego rządu Paweł Graś przepraszał Rosjan za podejrzenie. Pojawił się nowy standard w polskim życiu publicznym kiedy to złodzieja przeprasza się za to, że ukradł.
Pojawił się paraliżujący strach, że w sprawie katastrofy dzieją się rzeczy, które przy normalnych czynnościach śledczych nie powinny mieć miejsca. Przekonani początkowo, że to koszmarne zrządzenie losu, zaczęliśmy powoli, ze względu na matactwa w śledztwie, podejrzewać, że czynnik ludzki działający celowo, miał podstawowe znaczenie w tym co się stało i dlatego śledztwo nie może być transparentne i dlatego celowo jest prowadzona od kwietnia polityka rządu polskiego by jak najszybciej sprawę zamknąć i o niej zapomnieć.
Tymczasem zaczęły się pojawiać nowe coraz bardziej niepokojące fakty:
- rodzinom i ich pełnomocnikom nie pozwolono kopiować akt jawnych, mogliśmy je jedynie godzinami przepisywać. Po dużych naciskach wydano chwilową zgodę, cofając ja natychmiast gdy, prawdopodobnie na zasadzie prowokacji, jakieś zdjęcia akt ukazały się w prasie. Aktualnie ponownie nie wolno akt kopiować.
- okazało się, że bezprawnie zabroniono nam otwierania naszych trumien po przylocie do Polski. Polskie prawo na to zezwala. Dziś, przy braku jakiejkolwiek dokumentacji fotograficznej i medycznej wiele rodzin zastanawia się kogo i co tak naprawdę pochowało.
- Polska nie dostała oryginałów zapisów czarnych skrzynek. Jedyna przesłana kopia okazała się być nieudolnym montażem i ma niewiele związku z oryginałem. Od 4 miesięcy leży w Instytucie Ekspertyz Sądowych w Krakowie, który poddawany różnorodnym naciskom, nie wie jaką ostateczną opinię wydać.
- Stowarzyszenie Rodzin Katyń 2010 wystąpiło w czerwcu 2010 do rządu RP z prośbą o domaganie się wydania Polsce wraku samolotu. Po ogromnych protestach rodzin i polskiej opinii publicznej Rosja nakryła jedynie wrak brezentem i nadal nie zamierza Polsce zwrócić.
Aktualnie brakuje ok. 40 ton samolotu, brakuje tez kokpitu, podstawowego dla śledztwa. Obok paru większych części leżą dwie ogromne hałdy bardzo drobnych fragmentów.
W Smoleńsku byłam 2 razy. Pierwszy raz w połowie września, drugi w połowie listopada tego roku. Pewne fakty przeraziły mnie.
1. lotnisko. Nie wiedziałam, że lotnisko może tak wyglądać. Baraki i budy, połamane, powiązane drutami latarnie, niektóre z powybijanymi szkłami.
2. szczątki wraku. We wrześniu leżały nie zabezpieczone na płycie lotniska. Podeszliśmy do nich na odległość 2 metrów i gdyby nie dzieci, które ze mną były, podeszłabym bez problemów do samego wraku. Ludność miejscowa mogła przez 7 miesięcy zabierać sobie części w dowolnych celach.
3. miejsce gdzie spadł samolot. To miejsce znajduje się całkiem z boku w stosunku do pasa lądowania. Nawet przez chwilę nie było szans by ten samolot wylądował. Podczas gdy w zapisie czarnej skrzynki, którą dostaliśmy ciągle słychać komunikat, że samolot jest na ścieżce i na kursie. To może zobaczyć każdy laik, nawet taki jak ja, na własne oczy.
4. drzewo. Nadal stoi tam brzoza, której samolot ściął skrzydłem konar. Widać to miejsce na wysokości 10 metrów. Jak tak duży samolot mógł się na tej wysokości obrócić. Jak spadając z tak niewielkiej wysokości mógł rozpaść się w drobny mak?
Dlaczego podaje się nam rodzinom, nam Polakom do wiadomości takie przerażające kłamstwa. W jakim celu .
Nękani tego typu pytaniami postanowiliśmy jako Stowarzyszenie Rodzin Katyń 2010 zwrócić się do polskiego rządu z prośbą o powołanie Międzynarodowej Komisji Śledczej.
Od lipca 2010 zebraliśmy ponad 330 tysięcy podpisów obywateli polskich w kraju i za granicą i zwróciliśmy się z naszą petycją do Prezesa Rady Ministrów, Prezydenta, Marszałka Sejmu i Senatu. Podpisy zostały złożone w biurach Sejmu RP. W październiku 2010 otrzymaliśmy odpowiedź od premiera Donalda Tuska, że nie widzi potrzeby powołania takiej Komisji. Od tej pory, reprezentując pozarządową organizację walczącą o prawdę i pamięć a także głos 330000 obywateli UE pozostało nam jedynie apelowanie do międzynarodowej opinii publicznej, do sumienia ludzi i rządów państw demokratycznych, do struktur międzypaństwowych, do których należy nasz kraj i których, także my jego obywatele jesteśmy członkami.

Zuzanna Kurtyka's blog

http://www.blogpress.pl/blog/1101
"Zauważyłem, że wszyscy którzy popierają aborcję zdążyli się już urodzić" - Ronald Wilson Reagan
http://ofensywawolnosci.pl/ksiega-pamia ... do-ksiegi/

Awatar użytkownika
OŻÓG 1950
Posty: 3933
Rejestracja: czw sie 26, 2004 1:39 am
Lokalizacja: Wąwozowa City

Postautor: OŻÓG 1950 » śr gru 15, 2010 11:17 pm

Prokuratura bada nieścisłości dotyczące dokumentów z sekcji zwłok katastrofy smoleńskiej - dowiedziało się RMF FM. Śledczy mają problem z dopasowaniem niektórych protokołów. Z informacji radia wynika, że szczątki innych ofiar mogły znaleźć się m.in. w grobie Lecha Kaczyńskiego.
Pełnomocnik niektórych rodzin ofiar katastrofy, mec. Rafał Rogalski twierdzi, że problem rzeczywiście istnieje. Z informacji radia RMF FM wynika, że numery na protokołach przekazanych stronie polskiej, nie zgadzają się z tymi, które przypisywano tuż po katastrofie.

Prokuratura nie chce komentować doniesień RMF FM. Informuje jedynie, że strona polska wciąż nie otrzymała od Rosjan wszystkich potrzebnych dokumentów, które umożliwiałyby prawidłową identyfikację zwłok. Śledczy przekonują jednak, że wszystkie dokumenty, które do nich dotarły, dokładnie sprawdzają.

Źródło: RMF FM


Źródło: http://www.gazetakrakowska.pl/stronaglo ... ,id,t.html
...więc gdy goły opadniesz na lód, mały biznes zrób, szybki biznes zrób, jakiś biznes zrób. Potem laba! Tylko skok, jeden skok, na bank...

Awatar użytkownika
OŻÓG 1950
Posty: 3933
Rejestracja: czw sie 26, 2004 1:39 am
Lokalizacja: Wąwozowa City

Postautor: OŻÓG 1950 » sob gru 25, 2010 7:42 pm

Znalezione w sieci:

http://smolensk-2010.pl/wp-content/uplo ... qaakvo.jpg


oraz:

Poniedziałek, 20 grudnia 2010, Nr 296 (3922)

Doktor Maksymienkow, szef zespołu, który przeprowadzał sekcję zwłok prezydenta Lecha Kaczyńskiego, opowiadał o dziwnym zachowaniu prokuratora Krzysztofa Parulskiego. Z jego relacji wynikało, że generał postępował tak, jakby nie wiedział, co się wokół niego dzieje
W katalogu Maksymienkowa były szczątki z lampasami


Z Markiem Borawskim, fotoreporterem "Naszego Dziennika", który był świadkiem rozmowy z dr. Michaiłem Maksymienkowem i który widział katalog zdjęć sekcyjnych ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego, rozmawia Anna Ambroziak

Jako jedyny polski fotoreporter był Pan świadkiem rozmowy "Naszego Dziennika" z dr. Michaiłem Maksymienkowem, widział Pan zdjęcia sekcyjne. "Gazeta Wyborcza" (która nie miała dostępu do katalogu dr. Maksymienkowa) "ustaliła", że nie może być żadnych wątpliwości co do identyfikacji ciała pana prezydenta, bo nie było przy nim fragmentów innych ciał.
- Nigdy nie zapomnę tego dnia i wizyty w smoleńskim zakładzie ekspertyz sądowych. Tak, byłem świadkiem rozmowy "Naszego Dziennika" z dr. Maksymienkowem, widziałem katalog wstrząsających zdjęć sekcyjnych. Rzeczywiście, ciało prezydenta było w bardzo złym stanie. Ale widać było wyraźnie, że na stole sekcyjnym była noga w lampasie generalskim. Być może oni tego wcześniej nie widzieli, ale kiedy te szczątki obmyto, opłukano, okazało się, że jest tam lampas, a raczej to, co z niego zostało.

Miał Pan problemy z identyfikacją ciała?
- Na zdjęciach widać było oderwaną rękę i nogę. Ale były też zdjęcia, na których tych elementów nie było widać. Jeśli chodzi o twarz - nie opisałbym jej jako zmiażdżonej (jak to określiła "GW"), ale raczej jako rozbitą. To chodziło o część twarzy. Doktor Maksymienkow pokazał nam w sumie kilkanaście zdjęć.

Różniły się czymś istotnym?
- Były zdjęcia ciała jeszcze brudnego, więc chyba zrobione zaraz po przyniesieniu z miejsca katastrofy. Były też zdjęcia, które wykonano po obmyciu ciała. Widać było zbliżenia blizn. Widziałem też zdjęcie ciała w krawacie i bez krawatu...
Nagie ciało tylko w krawacie. To było dla mnie bardzo upokarzające. Miałem wrażenie, że sposób potraktowania ciała prezydenta był też jakąś formą upokorzenia całego państwa polskiego. Nie sposób było nie odnieść dokładnie takiego wrażenia.

W jakiej atmosferze przebiegała rozmowa?
- Określiłbym ją jako dobrą. Cała nasza wizyta trwała około pół godziny. Lekarz spytał, z jakiego dziennika jesteśmy. Przedstawiliśmy się, że z Polski, z "Naszego Dziennika". I zgodził się na rozmowę. Powiedział, że jesteśmy jedynymi dziennikarzami, z którymi rozmawia na temat katastrofy.

Od kogo wyszła inicjatywa obejrzenia tych zdjęć?
- Z tego co pamiętam, lekarz sam nam to zaproponował. Nie chcieliśmy się narzucać. To była absolutnie wyjątkowa i delikatna sytuacja. Przywołał nas do swojego komputera, na którym miał zapisany katalog sekcyjny. Zakazał tylko robienia zdjęć, pokazując na mój aparat i czyniąc wyraźny gest zakazu. Rozmawiał z nami bardzo życzliwie, odpowiadał na pytania, tłumaczył, na czym polegała jego rola w nocy z 10 na 11 kwietnia, opowiadał o dziwnym zachowaniu prokuratora Parulskiego. Z jego relacji wynikało, że generał Parulski zachowywał się tak, jakby nie wiedział, co się wokół niego dzieje.
Wyszliśmy z tego morgu przygnębieni, ciężko było się otrząsnąć po tym, co zobaczyłem. I samo to miejsce, obskurny barak na obrzeżach Smoleńska... Nie rozumiem, jak strona polska mogła się zgodzić na sekcję ciała prezydenta w takich makabrycznych warunkach.

Dziękuję za rozmowę.

Źródło: http://www.naszdziennik.pl/index.php?da ... d=po22.txt
...więc gdy goły opadniesz na lód, mały biznes zrób, szybki biznes zrób, jakiś biznes zrób. Potem laba! Tylko skok, jeden skok, na bank...

stazyja69
Posty: 4646
Rejestracja: pt maja 28, 2010 9:28 pm
Lokalizacja: NH

Postautor: stazyja69 » pn sty 03, 2011 8:55 pm

Przyczyny katastrofy w Smoleńsku

Wedle normalnych zwyczajów językowych przyczyna jest jedna: pilot zanadto zniżył samolot nie widząc ziemi. Kropka.
W kraju socjalistycznym nie jest to takie proste. Wiadomo, że to nie człowiek jest winny, tylko społeczeństwo. Wychodząc naprzeciw temu założeniu i uzupełniając listę przyczyn podaną przez Władzuchnę, podaję

LISTĘ PRZYCZYN KATASTROFY

1. Wieża w Smoleńsku nie zakazała lądowania.
2. Nikt w Moskwie nie kazał wieży w Smoleńsku zakazać lądowania
3. Ten ktoś w Moskwie za dużo czytał śp.Stanisława Lema historyjek o pilocie Pirxie
4. ŚP.Lech Kaczyński sugerował pilotowi, by – jeśli się da – starał się wylądować
5. ŚP.gen.Andrzej Błasik nie dał w łeb p.Prezydentowi, nie wyciągnął pistoletu, i nie kazał – grożąc nim – pilotowi lecieć gdzie indziej
6. Podczas szkolenia piloci za mało trenowali na trenażerze Tu-154M
7. Ktoś przed wylotem nie powiedział pilotowi: „Pamiętaj, tam w Smoleńsku przed lotniskiem jest jar!”

...
1297. ŚP.Andrzej M.Tupolew skonstruował „Tu-154”
1298. PRL kupiła kilka „Tupolewów 154-M”
1299. Loty upowszechniły się – i stały normalnym środkiem transportu
1300. Bracia Orville i Wilbur Wright wymyślili samolot
Brakujące 1289 przyczyn (np.: 756. p.Maria Kaczyńska zamiast wyjść za p.Roberta Stillera wyszła za śp.Rajmunda Kaczyńskiego) proszę sobie samemu uzupełnić – i nie zawracać głowy!

źródło: JKM-blog

Awatar użytkownika
birkut
Posty: 938
Rejestracja: sob lut 09, 2008 3:10 pm

Postautor: birkut » śr sty 05, 2011 4:14 pm

do dzisiejszego wydania Gazety Polskiej dodawany jest film "Mgła"

http://www.youtube.com/watch?v=Bx8D9li6OMU


http://niezalezna.pl/artykul/problemy_z ... j_/43269/1
"Zauważyłem, że wszyscy którzy popierają aborcję zdążyli się już urodzić" - Ronald Wilson Reagan

http://ofensywawolnosci.pl/ksiega-pamia ... do-ksiegi/

Awatar użytkownika
OŻÓG 1950
Posty: 3933
Rejestracja: czw sie 26, 2004 1:39 am
Lokalizacja: Wąwozowa City

Postautor: OŻÓG 1950 » śr sty 05, 2011 5:14 pm

...więc gdy goły opadniesz na lód, mały biznes zrób, szybki biznes zrób, jakiś biznes zrób. Potem laba! Tylko skok, jeden skok, na bank...

JOK_NH
Posty: 4762
Rejestracja: czw kwie 28, 2005 7:21 pm
Lokalizacja: Wschodnia Strona Miasta

Postautor: JOK_NH » śr sty 05, 2011 5:26 pm



Lipa straszna, niefortunnie (pewnie nie do końca) dobrany tekst i te foty z tym manifami. Gloryfikacja ponad umiar. Tragiczne i tandetne.
Oczywiście moje zdanie tylko, co niektórych pewnie rusza.

Awatar użytkownika
OŻÓG 1950
Posty: 3933
Rejestracja: czw sie 26, 2004 1:39 am
Lokalizacja: Wąwozowa City

Postautor: OŻÓG 1950 » śr sty 05, 2011 5:50 pm

"Nasz Dziennik" potwierdza informacje "Gazety Polskiej"

"Nasz Dziennik" przytoczył dziś zeznania Nikołaja Bodina, lekarza ze smoleńskiego pogotowia, który zeznał, że widział, iż Tu-154 po uderzeniu w brzozę nie stracił skrzydła. "Gazeta Polska" pisała już o tym na początku listopada 2010 r. Przypominamy fragment tamtego tekstu.

Nikołaj Bodin, lekarz pogotowia ratunkowego, ma działkę obok garaży przylegających do lotniska Siewiernyj. Jak wynika z jego zeznań, z którymi zapoznali się nasi rozmówcy, w sobotę rano przyjechał na działkę „z zamiarem rozpoczęcia kopania ziemi”. Około godz. 10 zebrał się, by wracać do domu. Poszedł do zaparkowanego przy furtce samochodu.

– Panowała gęsta mgła, a widoczność wynosiła w linii prostej około 30 m, zauważyłem, że korony drzew znajdowały się we mgle – zeznał Bodin. Miał właśnie usiąść w samochodzie, gdy usłyszał w górze szum lecącego samolotu. Jak można przeczytać w zeznaniach, Bodin zobaczył nisko lecący samolot, w linii równoległej do ziemi, na wysokości mniejszej niż 10 m. Maszyna podążała ze wschodu na zachód w kierunku lotniska. – Po raz pierwszy zobaczyłem tak bardzo nisko lecący samolot. Ponieważ, przelatując nade mną, samolot włączył forsowanie silnika, strumień powietrza wychodzący z turbiny powalił mnie na ziemię obok mego samochodu, a dokładnie na plecy, twarzą do góry. Rękami trzymałem się za przednie koło mojego samochodu, bo fala powietrza mnie unosiła. Następnie zobaczyłem, jak ten samolot, według mnie, lewym skrzydłem zahaczył o pień drzewa, brzozy. Ta brzoza rośnie na niewielkim wzniesieniu i miała wysokość ok. 15 m. Skrzydło zahaczyło na wysokości około 7–8 m, na skutek uderzenia ułamana część drzewa spadła w kierunku północnym – zeznał Bodin.

Dalsza część protokołu przesłuchania świadka jest najbardziej frapująca. – W momencie zderzenia z drzewem nie zauważyłem, aby na skutek tego zahaczenia o drzewo odpadły jakiekolwiek części samolotu. Po uderzeniu w drzewo samolot kontynuował lot w kierunku zachodnim, przy czym w linii prostej i idąc na obniżenie lotu.

Zeznania Nikołaja Bodina odbiegają od ustaleń zaprezentowanych we wstępnym raporcie MAK, z których wynika, że po uderzeniu w drzewo od skrzydła odpadła parometrowa część, co spowodowało, że tupolew zboczył z kursu, wykonał półbeczkę i zderzył się z ziemią.

Lekarz pobiegł natychmiast, jak zeznał, za znikającym we mgle samolotem. Za asfaltową drogą przy garażach zobaczył wiszące na drzewie skrzydło samolotu. Skrzydło miało wymalowany biało-czerwony znak. Spostrzegł też przerwane przewody. Obok drzewa stał już mężczyzna w skórzanej kurtce i robił zdjęcia ze swego telefonu
komórkowego.

Bodin pobiegł dalej. Wkrótce zobaczył przewrócony, zniekształcony kadłub samolotu. Nie widział płomieni. – Nie zbliżałem się do wraku, bo zrozumiałem, że nie było tam nikogo, komu by można było udzielić pierwszej pomocy – zeznał.

Anita Gargas, "Gazeta Polska"


Źródło: http://gazetapolska.pl/artykuly/kategor ... l-skrzydla



"Nasz Dziennik" dotarł do relacji naocznego świadka zderzenia Tu-154M z brzozą 10 kwietnia ubiegłego roku na Siewiernym. Z informacji, które mężczyzna 14 kwietnia przekazał również prokuratorowi Tomaszowi Mackiewiczowi, wynika, że maszyna ścięła pień rosnącego na trzymetrowym wzniesieniu drzewa, nie tracąc żadnego z elementów. Około półtora kilometra od progu pasa lotniska Siewiernyj Tu-154M leciał na wysokości 10 metrów nad ziemią, miał wypuszczone podwozie. Maszyna była skonfigurowana do wykonania odejścia, piloci próbowali nabrać wysokości. Świadczy o tym relacjonowany przez jednego ze świadków ryk silników oraz powalający na ziemię podmuch powietrza z turbin. Jak wynika z relacji Nikołaja Jakowlewicza Bodina, lekarza pracującego w smoleńskim pogotowiu, który w dniu katastrofy samolotu Tu-154M znajdował się na swojej działce przylegającej do terenu lotniska Siewiernyj, w czasie katastrofy panowała gęsta mgła, a widzialność sięgała 30 metrów. Bodin był na działce mniej więcej od godz. 8.00. Około godz. 10.00 (czasu moskiewskiego) kończył pracę i zamierzał wracać do domu. Kiedy nadlatywał polski samolot, stał już przy samochodzie, ok. 100 metrów od świateł przeciwmgielnych lotniska. Bodin najpierw usłyszał szum. Maszyna leciała dość nisko, na wysokości poniżej 10 metrów, ale równolegle do ziemi, ze wschodu na zachód, w kierunku lotniska. Słychać było, jak tupolew "forsuje silniki" (pilot zwiększył ich obroty). Samolot leciał tak nisko, że siła strug powietrza z turbin powaliła mężczyznę na ziemię, na plecy. Chwilę potem maszyna zahaczyła lewym skrzydłem o pień brzozy, która rosła na niewielkim wzniesieniu. Drzewo miało ok. 15 metrów wysokości, a samolot ściął je mniej więcej w połowie - na wysokości 7-8 metrów. W ocenie Bodina, samoloty lądujące na Siewiernym w kierunku zachodnim zwykle przelatują w dalszej odległości od brzozy - jakieś 15 metrów w kierunku północnym - i lecą znacznie wyżej. Nie forsują również silników. Według relacji świadka, samolot miał wypuszczone podwozie. Po kolizji z drzewem leciał dalej na zachód w linii prostej, wciąż obniżając lot. Bodin nie zauważył, by samolot uległ uszkodzeniu w chwili uderzenia w drzewo. Nie potwierdza, by odpadł jakikolwiek fragment skrzydła, widział za to ściętą górną część drzewa, która odpadła na północ. Lekarz pobiegł za samolotem. Dopiero przed garażami, za asfaltową drogą zobaczył skrzydło z biało-czerwonym malowaniem, wiszące na drzewie. Widział też zerwane przewody. Obok drzewa, na którym wisiało skrzydło, stał mężczyzna. Solidnie zbudowany, czarnowłosy czterdziestolatek, w skórzanej kurtce, fotografował aparatem telefonu komórkowego wiszące na drzewie skrzydło. Bodin pobiegł dalej w kierunku miejsca upadku tupolewa. Zobaczył część samolotu, która zawisła na krzakach do góry ogonem, a w pewnej odległości od niej zauważył przewrócony, mocno zdeformowany kadłub i część podwozia, która sterczała do góry. Lekarz znajdował się w odległości ok. 15 metrów od szczątków. Nie widział ognia, tylko dym. W ocenie kpt. Janusza Więckowskiego, pilota, który latał samolotami Tu-154, jeśli faktycznie pęd powietrza powalił Bodina na ziemię, to może to wskazywać na fakt, że załoga samolotu chciała poderwać maszynę i ustawione zostały duże kąty natarcia oraz moc startowa silników. - Jeśli tak było, to samolot musiał być na dużych kątach natarcia i wylot powietrza z silnika musiał iść na ziemię - podkreślił. Jak stwierdził, trudno ocenić, z jakich powodów samolot nadal się zniżał, bo maszyna nawet po kolizji z brzozą miała szanse na przejście na wznoszenie. Z relacji Bodina wynika wprost, że samolot na pewno był skonfigurowany do odejścia na wysokości co najmniej 10 metrów. W instrukcji tego samolotu można wyczytać, że taki manewr jest do wykonania, szczególnie gdy maszyna - tak jak to było 10 kwietnia ubiegłego roku - nie jest w pełni obciążona (przy schodzeniu z prędkością 3,5 m/s od chwili dodania mocy startowej samolot obniży się jeszcze o ok. 10 m, przy schodzeniu 5m/s jest to 20 m, a przy 8m/s - 50 m). Podczas odejścia podwozie pozostaje wypuszczone, dopiero kiedy samolot nabierze wysokości, pilot najpierw chowa klapy do wielkości startowych, podwozie, a na końcu klapy do zera. W ocenie pilotów, by wyjaśnić, dlaczego samolot skonfigurowany do odejścia zamiast się wznosić, nadal zniżał wysokość, należałoby sięgnąć po zapisy parametrów lotu z czarnych skrzynek, FDR. Pozwoliłyby one ocenić m.in., z jaką prędkością samolot leciał, jak szybko się zniżał, jakie były obroty silników i na jakiej wysokości załoga podjęła decyzję o odejściu na drugi krąg, oraz jak samolot zareagował na te działania. Ujawnienie tych danych i oddanie ich w ręce specjalistów z pewnością rozwiałoby wiele wątpliwości. Tymczasem obecny stan wiedzy pozwala jedynie snuć przypuszczenia o powodach upadku maszyny. Odejście mogłoby się nie udać w przypadku, gdy samolot miałby zbyt małą prędkość, a być może nastąpiła usterka w układzie sterowania i wszelkie działania załogi nie mogły przynieść pozytywnego skutku - wówczas też mogło dojść do przeciągnięcia samolotu. Zdaniem kpt. Więckowskiego, warto też zwrócić uwagę na fakt, że przywoływany świadek, mimo panującej mgły, jednak dość wyraźnie widział samolot. - Skoro on z ziemi widział wypuszczone podwozie samolotu, to załoga z pewnością też widziała ziemię, a skoro tak, to nie powinna w nią uderzyć - ocenia nasz rozmówca. Według informacji Bodina, mgła ustąpiła ok. godz. 11.00 czasu moskiewskiego. Marcin Austyn


Źródło: http://www.naszdziennik.pl/index.php?da ... d=po01.txt
...więc gdy goły opadniesz na lód, mały biznes zrób, szybki biznes zrób, jakiś biznes zrób. Potem laba! Tylko skok, jeden skok, na bank...

BIMBER
Posty: 1164
Rejestracja: wt sie 24, 2004 11:47 am
Lokalizacja: KRAKÓW

Postautor: BIMBER » śr sty 05, 2011 6:09 pm

ogłaszam konkurs kto pierdolnie najdłuższego posta :)
BIEDA NIGDY NIE JEST SMUTNA

dan1950
Posty: 304
Rejestracja: sob mar 12, 2005 9:54 pm
Lokalizacja: NOWA HUTA

Postautor: dan1950 » śr sty 05, 2011 7:14 pm

Nie masz nic do powiedzenia więc zamilcz. Ja rozumiem, żeś Pan jest szyderca i prześmiewca na tym forum ale w takim temacie daj spokój

stazyja69
Posty: 4646
Rejestracja: pt maja 28, 2010 9:28 pm
Lokalizacja: NH

Postautor: stazyja69 » śr sty 05, 2011 8:43 pm

Cytat:
Autentyzm i waga tych relacji, podobnie jak obszerny fragment pokazujący przyjazd na miejsce katastrofy Jarosława Kaczyńskiego z przyjaciółmi (skamieniała twarz na tle wrakowiska) sprawiają, że film Dłużewskiej i Lichockiej, stanowi ważne świadectwo w dyskusji o katastrofie smoleńskiej.

http://wyborcza.pl/1,75478,8899613,Film ... _mial.html

http://wyborcza.pl/1,75248,8903145,Mert ... nosci.html

JOK_NH
Posty: 4762
Rejestracja: czw kwie 28, 2005 7:21 pm
Lokalizacja: Wschodnia Strona Miasta

Postautor: JOK_NH » czw sty 06, 2011 11:55 am

dan1950 pisze:Nie masz nic do powiedzenia więc zamilcz. Ja rozumiem, żeś Pan jest szyderca i prześmiewca na tym forum ale w takim temacie daj spokój


Stary weź sobie wrzuć na wstrzymanie. Co Ty pan i władca jesteś? Gość może pisać, co mu się podoba, niezależnie od tematu.
Wyluzuj sobie człowieku trochę.
Zamilcz... heh kurwa...sam zamilcz.

dan1950
Posty: 304
Rejestracja: sob mar 12, 2005 9:54 pm
Lokalizacja: NOWA HUTA

Postautor: dan1950 » czw sty 06, 2011 12:23 pm

JOK_NH pisze:
dan1950 pisze:Nie masz nic do powiedzenia więc zamilcz. Ja rozumiem, żeś Pan jest szyderca i prześmiewca na tym forum ale w takim temacie daj spokój


Stary weź sobie wrzuć na wstrzymanie. Co Ty pan i władca jesteś? Gość może pisać, co mu się podoba, niezależnie od tematu.
Wyluzuj sobie człowieku trochę.
Zamilcz... heh kurwa...sam zamilcz.


Poważnie, może pisać co tylko chce i w każdym temacie?
A to ciekawa sprawa (kwestie regulaminowe i nie tylko). Nie nie jestem tutaj żadnym panem ani władcą, po prostu wpis usera Bimber odczytałem jako coś niestosownego. Zapewniam Cię, że sformułowanie "zamilcz" nie ubodło kolegi Bimbra w takim stopniu jak Ciebie. Dla twojej wiadomości, Bimber to mój serdeczny znajomy, to tak na oftopie. To chyba tyle z mojej strony.

Awatar użytkownika
Cato
Posty: 721
Rejestracja: śr cze 29, 2005 9:19 am

Postautor: Cato » czw sty 06, 2011 12:27 pm

JOk to chyba OT hipokryto :?:
być HUTNIKIEM to być najgorętszym
ten kawałek męczy niekumatych