Reprezentacja Polski
Moderator: dUfio
Przygotowująca się do sobotniego meczu z Azerbejdżanem w eliminacjach piłkarskich mistrzostw świata reprezentacja Polski przeprowadziła w piątkowe popołudnie ostatni trening. Miejscem zajęć był stadion warszawskiej Legii.
Na treningu pojawiło się 24 piłkarzy. Oddzielne zajęcia miało trzech bramkarzy, pozostali ćwiczyli w jednej grupie. Spośród 26 powołanych zawodników na murawie brakowało dwóch - chorego Radosława Kałużnego i kontuzjowanego Arkadiusza Głowackiego. Obaj nie będą brani pod uwagę na sobotnie spotkanie.
Bramkarzem numer jeden w polskiej reprezentacji jest Jerzy Dudek i on też wybiegnie w sobotę w pierwszym składzie. Na prawej obronie selekcjoner Paweł Janas najprawdopodobniej wystawi Marcina Baszczyńskiego, a na lewej już od długiego czasu stałe miejsce w drużynie narodowej zajmuje Tomasz Rząsa. Jego ewentualnym zmiennikiem może być powracający do kadry po długiej przerwie Tomasz Kiełbowicz.
W środku linii obronnej praktyczne pewne miejsce ma Jacek Bąk, który powrócił na boisko po dwumiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją. Wprawdzie piłkarz ten ostatnio miał mało kontaktu z piłką, ale jego ogromne doświadczenie może okazać się bezcenne w sobotnim spotkaniu. Obok Bąka na boisko wybiegnie prawdopodobnie prezentujący równą formę Tomasz Kłos.
Prawa pomoc ostatnio zarezerwowana jest dla Kamila Kosowskiego, ale wysoką formę na tej pozycji prezentuje w Borusii Dortmund Euzebiusz Smolarek. Na lewej stronie bezkonkurencyjny jest Jacek Krzynówek.
W najbardziej newralgicznym punkcie zespołu, czyli środku pomocy, Paweł Janas ma do wyboru trzech zawodników. Wszystko wskazuje na to, że pewne miejsce w reprezentacji ma Mirosław Szymkowiak, który bardzo dobrze gra w Tranzonsporze. Z uwagi na kontuzję Kałużnego selekcjoner prawdopodobnie wstawi do składu Radosława Sobolewskiego. W odwodzie pozostaje Sebastian Mila.
W lutowym meczu towarzyskim z Białorusią w ataku obok Żurawskiego od pierwszych minut zagrał Frankowski, który w jesiennych meczach był rezerwowym, zmieniając najczęściej Rasiaka. Słabsza postawa Rasiaka w meczach eliminacyjnych sprawiła, że role odwróciły się i to para napastników Wisły Kraków prawdopodobnie rozpocznie sobotnie spotkanie.
Mecz z Azerbejdżanem rozpocznie się w sobotę o godzinie 18.00 na stadionie Legii Warszawa
Na treningu pojawiło się 24 piłkarzy. Oddzielne zajęcia miało trzech bramkarzy, pozostali ćwiczyli w jednej grupie. Spośród 26 powołanych zawodników na murawie brakowało dwóch - chorego Radosława Kałużnego i kontuzjowanego Arkadiusza Głowackiego. Obaj nie będą brani pod uwagę na sobotnie spotkanie.
Bramkarzem numer jeden w polskiej reprezentacji jest Jerzy Dudek i on też wybiegnie w sobotę w pierwszym składzie. Na prawej obronie selekcjoner Paweł Janas najprawdopodobniej wystawi Marcina Baszczyńskiego, a na lewej już od długiego czasu stałe miejsce w drużynie narodowej zajmuje Tomasz Rząsa. Jego ewentualnym zmiennikiem może być powracający do kadry po długiej przerwie Tomasz Kiełbowicz.
W środku linii obronnej praktyczne pewne miejsce ma Jacek Bąk, który powrócił na boisko po dwumiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją. Wprawdzie piłkarz ten ostatnio miał mało kontaktu z piłką, ale jego ogromne doświadczenie może okazać się bezcenne w sobotnim spotkaniu. Obok Bąka na boisko wybiegnie prawdopodobnie prezentujący równą formę Tomasz Kłos.
Prawa pomoc ostatnio zarezerwowana jest dla Kamila Kosowskiego, ale wysoką formę na tej pozycji prezentuje w Borusii Dortmund Euzebiusz Smolarek. Na lewej stronie bezkonkurencyjny jest Jacek Krzynówek.
W najbardziej newralgicznym punkcie zespołu, czyli środku pomocy, Paweł Janas ma do wyboru trzech zawodników. Wszystko wskazuje na to, że pewne miejsce w reprezentacji ma Mirosław Szymkowiak, który bardzo dobrze gra w Tranzonsporze. Z uwagi na kontuzję Kałużnego selekcjoner prawdopodobnie wstawi do składu Radosława Sobolewskiego. W odwodzie pozostaje Sebastian Mila.
W lutowym meczu towarzyskim z Białorusią w ataku obok Żurawskiego od pierwszych minut zagrał Frankowski, który w jesiennych meczach był rezerwowym, zmieniając najczęściej Rasiaka. Słabsza postawa Rasiaka w meczach eliminacyjnych sprawiła, że role odwróciły się i to para napastników Wisły Kraków prawdopodobnie rozpocznie sobotnie spotkanie.
Mecz z Azerbejdżanem rozpocznie się w sobotę o godzinie 18.00 na stadionie Legii Warszawa
Za 100 zł kupiliśmy darmowy bilet na mecz z Azerbejdżanem przeznaczony wyłącznie dla działaczy PZPN. - Mam znajomych w związku i dorabiam do emerytury - zachwalał konik pod stadionem Legii. I zapewnił, że sprzedał już takich wejściówek kilka.
Na bilecie jest napisane: trybuna kryta, sektor D. Cena - 0 zł, choć w normalnej sprzedaży kosztuje 120 zł. - Coś mi tu nie gra - nie dowierzałem, gdy w czwartek pod stadionem konik wciskał mi go w rękę. - Sprawdzimy w kasie, czy jest autentyczny - zaproponowałem. - Nie ma sprawy - konik nawet nie oponował. - Tego biletu nie można było kupić, bo jest na miejsce zarezerwowane dla PZPN - potwierdziła pani w stadionowym okienku. Szybko ustaliliśmy cenę - o 20 zł niższą od normalnej. - A może chce pan wejściówkę na Irlandię Płn.? Mam jeszcze kilka - konik wyciągnął plik biletów. Oficjalnie na środowy mecz nie było ich w sprzedaży już w czwartek.
Prezes PZPN Michał Listkiewicz był mocno zaskoczony. - Sporo biletów rozdajemy np. piłkarzom, którzy mają to zagwarantowane w regulaminie. Ale oni pewnie by ich nie sprzedawali, bo przecież sporo zarabiają. Do nich mam pełne zaufanie. To zapewne wejściówka jakiegoś działacza - stwierdził.
- Za kilka dni będę w stanie powiedzieć, czy był to np. ktoś z komisji gier, czy dyscypliny. Konkretnej osoby pewnie nie będziemy w stanie ustalić, bo wejściówki dostaje szef każdej komórki i rozdaje jak popadnie - powiedział nam po obejrzeniu biletu Zdzisław Kręcina, sekretarz generalny PZPN. - To pierwszy sygnał od lat, by ktoś handlował darmowymi biletami związku, i bardzo przykra dla nas sytuacja. W sumie rozdajemy ich działaczom ok. 200 i nie ma możliwości sprawdzenia, co z nimi zrobili.
Kręcina podkreślił, że jego zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłoby kupowanie biletów przez działaczy. - Ja i prezes Listkiewicz wzięliśmy po jednej wejściówce, a za resztę dla rodziny i znajomych zapłaciliśmy z własnej kieszeni - wyjaśnił Kręcina, pokazując rachunek prezesa Listkiewicza na 2,4 tys. zł.
Oprócz pazerności niektórych działaczy związku z biletami - co przyznał sekretarz PZPN - jest jeszcze jeden problem. Są łatwe do podrobienia, bo wydrukowane na zwykłym papierze do drukarki laserowej, bez żadnego znaku wodnego i innego zabezpieczenia. Jedynym znakiem rozpoznawczym jest kod paskowy przypisujący wejściówkę do konkretnego miejsca na stadionie. - Nie wykluczam sytuacji, że ktoś z podrobionym biletem wejdzie na stadion przed osobą z właściwą wejściówką. Wtedy będzie problem - stwierdził Kręcina.
- Dlaczego więc związek nie drukuje jak dawniej biletów ze znakiem wodnym, właściwie nie do sfałszowania?
- Bo system na stadionie Legii jest przystosowany do rozpoznawania kodów kreskowych. Stąd nasza decyzja - odpowiedział Kręcina i zapowiedział powrót do dawnych wejściówek.
Na bilecie jest napisane: trybuna kryta, sektor D. Cena - 0 zł, choć w normalnej sprzedaży kosztuje 120 zł. - Coś mi tu nie gra - nie dowierzałem, gdy w czwartek pod stadionem konik wciskał mi go w rękę. - Sprawdzimy w kasie, czy jest autentyczny - zaproponowałem. - Nie ma sprawy - konik nawet nie oponował. - Tego biletu nie można było kupić, bo jest na miejsce zarezerwowane dla PZPN - potwierdziła pani w stadionowym okienku. Szybko ustaliliśmy cenę - o 20 zł niższą od normalnej. - A może chce pan wejściówkę na Irlandię Płn.? Mam jeszcze kilka - konik wyciągnął plik biletów. Oficjalnie na środowy mecz nie było ich w sprzedaży już w czwartek.
Prezes PZPN Michał Listkiewicz był mocno zaskoczony. - Sporo biletów rozdajemy np. piłkarzom, którzy mają to zagwarantowane w regulaminie. Ale oni pewnie by ich nie sprzedawali, bo przecież sporo zarabiają. Do nich mam pełne zaufanie. To zapewne wejściówka jakiegoś działacza - stwierdził.
- Za kilka dni będę w stanie powiedzieć, czy był to np. ktoś z komisji gier, czy dyscypliny. Konkretnej osoby pewnie nie będziemy w stanie ustalić, bo wejściówki dostaje szef każdej komórki i rozdaje jak popadnie - powiedział nam po obejrzeniu biletu Zdzisław Kręcina, sekretarz generalny PZPN. - To pierwszy sygnał od lat, by ktoś handlował darmowymi biletami związku, i bardzo przykra dla nas sytuacja. W sumie rozdajemy ich działaczom ok. 200 i nie ma możliwości sprawdzenia, co z nimi zrobili.
Kręcina podkreślił, że jego zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłoby kupowanie biletów przez działaczy. - Ja i prezes Listkiewicz wzięliśmy po jednej wejściówce, a za resztę dla rodziny i znajomych zapłaciliśmy z własnej kieszeni - wyjaśnił Kręcina, pokazując rachunek prezesa Listkiewicza na 2,4 tys. zł.
Oprócz pazerności niektórych działaczy związku z biletami - co przyznał sekretarz PZPN - jest jeszcze jeden problem. Są łatwe do podrobienia, bo wydrukowane na zwykłym papierze do drukarki laserowej, bez żadnego znaku wodnego i innego zabezpieczenia. Jedynym znakiem rozpoznawczym jest kod paskowy przypisujący wejściówkę do konkretnego miejsca na stadionie. - Nie wykluczam sytuacji, że ktoś z podrobionym biletem wejdzie na stadion przed osobą z właściwą wejściówką. Wtedy będzie problem - stwierdził Kręcina.
- Dlaczego więc związek nie drukuje jak dawniej biletów ze znakiem wodnym, właściwie nie do sfałszowania?
- Bo system na stadionie Legii jest przystosowany do rozpoznawania kodów kreskowych. Stąd nasza decyzja - odpowiedział Kręcina i zapowiedział powrót do dawnych wejściówek.
Były trener reprezentacji opowiada, jak dokładnie cztery lata temu zmobilizował swój zespół do zwycięstwa nad podobnym przeciwnikiem - Armenią. Polska wygrała wtedy w Warszawie 4:0.
Dla Gazety
Jerzy Engel, były trener reprezentacji Polski
Spotkanie z Armenią rozgrywaliśmy po pokonaniu w Oslo Norwegów 3:2. Wiedzieliśmy, jak wiele wysiłku włożyli piłkarze w ten mecz, bo mieliśmy ich wyniki badań. Ale wszyscy byli w euforii. Musieliśmy ją tylko przełożyć na to, aby pokonać outsidera grupy.
Już wcześniej planowaliśmy, że zaatakujemy od początku i zagramy pressingiem, żeby ten nieźle wyszkolony technicznie przeciwnik nie rozwinął skrzydeł. Najlepiej było szybko strzelić gola, aby potem grać z kontry. I tak się stało. Po faulu na Kryszałowiczu bramkę w 15. min strzelił Michał Żewłakow. Pamiętam, że podbiegł wtedy do mnie Marek Koźmiński i zasugerował, żebyśmy nadal grali pressingiem, że poradzimy sobie. Graliśmy tak dalej, ale drugą bramkę strzeliliśmy dopiero przed przerwą.
Nie jest łatwo grać z takim przeciwnikiem. Wiadomo, że na Anglików nie trzeba nikogo mobilizować. Z renomowanym rywalem wszyscy wzniosą się na wyżyny. Przed meczami ze słabeuszami najwięcej czasu trzeba poświęcić mobilizacji. Trenerzy muszą dopilnować tu najmniejszego szczegółu.
Zawodnicy muszą być pewni swego, swej wyższości. Pewność dają chociażby wyniki badań. Dziś piłkarze są profesjonalistami i sami już potrafią je odczytywać. Jeśli nie są najlepsze, trzeba piłkarzom pomóc farmakologicznie, ale oczywiście dozwolonymi środkami. Aby dodać pewności siebie, można aplikować piłkarzom tuż przed takim meczem lżejsze treningi, np. takie, na których łatwiej strzela im się bramki. Do tego dochodzi wiedza o każdym z osobna zawodniku drużyny przeciwnej. Tak jak wtedy, i teraz robi to trener Klejndinst. Chodzi o to, aby Tomek Kłos znał na wylot napastnika, "na którego gra", a Mirek Szymkowiak pomocnika, z którym będzie się ścierał w środku pola.
I chyba najważniejsza rzecz - emocjonalne podejście do takiego przeciwnika. Adrenalina musi być na odpowiednim poziomie. Nie wolno przespać początku meczu, żeby nie stracić czegoś, co potem w pocie czoła do ostatniej minuty w nerwach odrabiamy.
Dla Gazety
Jerzy Engel, były trener reprezentacji Polski
Spotkanie z Armenią rozgrywaliśmy po pokonaniu w Oslo Norwegów 3:2. Wiedzieliśmy, jak wiele wysiłku włożyli piłkarze w ten mecz, bo mieliśmy ich wyniki badań. Ale wszyscy byli w euforii. Musieliśmy ją tylko przełożyć na to, aby pokonać outsidera grupy.
Już wcześniej planowaliśmy, że zaatakujemy od początku i zagramy pressingiem, żeby ten nieźle wyszkolony technicznie przeciwnik nie rozwinął skrzydeł. Najlepiej było szybko strzelić gola, aby potem grać z kontry. I tak się stało. Po faulu na Kryszałowiczu bramkę w 15. min strzelił Michał Żewłakow. Pamiętam, że podbiegł wtedy do mnie Marek Koźmiński i zasugerował, żebyśmy nadal grali pressingiem, że poradzimy sobie. Graliśmy tak dalej, ale drugą bramkę strzeliliśmy dopiero przed przerwą.
Nie jest łatwo grać z takim przeciwnikiem. Wiadomo, że na Anglików nie trzeba nikogo mobilizować. Z renomowanym rywalem wszyscy wzniosą się na wyżyny. Przed meczami ze słabeuszami najwięcej czasu trzeba poświęcić mobilizacji. Trenerzy muszą dopilnować tu najmniejszego szczegółu.
Zawodnicy muszą być pewni swego, swej wyższości. Pewność dają chociażby wyniki badań. Dziś piłkarze są profesjonalistami i sami już potrafią je odczytywać. Jeśli nie są najlepsze, trzeba piłkarzom pomóc farmakologicznie, ale oczywiście dozwolonymi środkami. Aby dodać pewności siebie, można aplikować piłkarzom tuż przed takim meczem lżejsze treningi, np. takie, na których łatwiej strzela im się bramki. Do tego dochodzi wiedza o każdym z osobna zawodniku drużyny przeciwnej. Tak jak wtedy, i teraz robi to trener Klejndinst. Chodzi o to, aby Tomek Kłos znał na wylot napastnika, "na którego gra", a Mirek Szymkowiak pomocnika, z którym będzie się ścierał w środku pola.
I chyba najważniejsza rzecz - emocjonalne podejście do takiego przeciwnika. Adrenalina musi być na odpowiednim poziomie. Nie wolno przespać początku meczu, żeby nie stracić czegoś, co potem w pocie czoła do ostatniej minuty w nerwach odrabiamy.
Jeśli Krzynówek, Żurawski i Szymkowiak poprowadzą dziś reprezentację do zwycięstwa nad Azerbejdżanem, a w środę Polska pokona Irlandię Północną, to już tylko krok będzie dzielił naszych piłkarzy od awansu na mundial. Początek transmisji o 17.30 w TVP 2, w kasach jest jeszcze trzy tysiące biletów.
- Trzeba zacząć agresywnie, stosować presing już pod ich bramką i szybko zdobyć gola. Wtedy ich wola walki osłabnie, a poza tym będą się musieli ruszyć z własnego pola karnego. Bo dopóki będzie 0:0, będą stać murem pod bramką - mówi Tomasz Hajto.
W ofensywie sobie poradzą
Polska grała dotąd z Azerbejdżanem tylko dwa razy w eliminacjach Euro '96, wygrywając 1:0 i remisując bez bramek. - Teraz też łatwo nie będzie - twierdzi podpatrujący Azerów asystent Pawła Janasa Edward Klejndinst. Hajto wspomina męki Anglików, którzy w Baku wygrali zaledwie 1:0. - Azerowie grali mądrze, umieli stwarzać sytuacje, nieźle panują nad piłką - komplementuje polski obrońca. - Ale w tych eliminacjach naszą mocną stroną są gracze ofensywni, więc sobie poradzimy - zapewnia Hajto.
Pewnie ma na myśli nie tylko najlepszego polskiego gracza Jacka Krzynówka i najskuteczniejszego w tych eliminacjach Macieja Żurawskiego (3 gole), ale i Mirosława Szymkowiaka, którego wyjazd z Wisły Kraków do tureckiego Trabzonsporu odmienił ponoć zupełnie. - 11 lat grałem w polskiej lidze, 11 lat odwiedzałem te same stadiony, oglądałem te same twarze i ta zmiana była konieczna. W Turcji nabrałem werwy - opowiada Szymkowiak. Janas podkreśla, że odkąd powołuje go na zgrupowania, to po raz pierwszy piłkarz na nic nie narzeka. - Zamiast marudzić, nosi podniesioną głowę i pracuje aż miło - oceniał po zgrupowaniu selekcjoner. Trzeba mieć nadzieję, że dziś Szymkowiak pokieruje reprezentacją właśnie z podniesioną głową.
W ataku Janas postawi na parę wiślaków Żurawski - Frankowski. Bramkostrzelnego w I lidze angielskiej Grzegorza Rasiaka selekcjoner trzyma w odwodzie z myślą o środowym meczu z Irlandią Północną. Żurawski jest sfrustrowany tym, że Wisła nie sprzedała go zimą za granicę, ale Trabzonspor nie przestał się nim interesować, bo na meczu z Azerami będzie trener Senol Gunes. - Może wyjadę latem - pociesza się.
W defensywie Janas miał dylemat
Nad wyborem rozgrywającego Janas nie musiał się tym razem wahać, bo Sebastian Mila nie może przebić się do składu Austrii Wiedeń. Miał za to do ostatniej chwili dylemat, kto dziś będzie defensywnym pomocnikiem. Pewniak Radosław Kałużny jeszcze w czwartek wieczorem zbijał antybiotykami 39-stopniową gorączkę i wczoraj w ogóle nie trenował, a jego dubler Arkadiusz Radomski nie wyleczył kontuzji kostki i został odesłany do domu. Powołany w ostatniej chwili Radosław Sobolewski z Wisły Kraków ma więc 99 procent szans na grę w pierwszym składzie.
Selekcjoner powołał na mecze z Azerami i Irlandią Płn. (w środę) aż sześciu stoperów, ale wynikało to raczej z kłopotów niż nadmiaru bogactwa. Arkadiusz Głowacki przyjechał na zgrupowanie kontuzjowany, a Hajto od dawna nie gra w klubie, więc parę środkowych obrońców stworzą Tomasz Kłos z Wisły, który wiosną zagrał tylko dwa ligowe mecze, i Jacek Bąk, który ma za sobą zaledwie dwa spotkania w rezerwach Lens (wraca po kontuzji).
Dla większości kadrowiczów (poza Dudkiem i Krzynówkiem) reprezentacja Polski to jest największa szansa na sportowy sukces. Grają w klubach drugiej klasy, a i tak wielu za granicą nie ma miejsca w składzie. Kamil Kosowski z Kaiserslautern podkreślał niedawno, że w ciężkich chwilach w Bundeslidze kadra była jedynym ratunkiem dla jego kariery. Dlatego determinacji zabraknąć nie powinno. Wszyscy wiedzą, że w meczu z Azerami zbyt wiele można przegrać.
Rano polscy piłkarze pójdą na spacer. - Wczoraj doszli do siedziby SLD, 700 m od hotelu. Dziś muszą się oszczędzać, to pewnie dotrą do Sejmu [ok. 200 m] - żartował Janas.
W niedzielę reprezentacja będzie mieć wielkanocne śniadanie, ale już wczoraj piłkarzy odwiedził ksiądz Mariusz Zapolski, przynosząc każdemu broszurę poświęconą życiu Chrystusa. - Wsparcie duchowe bardzo się przyda - przyznał selekcjoner.
Skład Polski
Polska: Dudek - Baszczyński, Bąk, Kłos, Rząsa - Kosowski (Smolarek), Kałużny (Sobolewski), Szymkowiak, Krzynówek - Żurawski, Frankowski.
Grupa 6
Wyjazdowe zwycięstwa nad Irlandią Płn., Austrią i Walią sprawiły, że reprezentacja Polski jest wiceliderem grupy 6 z czterema punktami przewagi nad Austrią. Polscy piłkarze zarzekają się, że będą walczyć o wyprzedzenie Anglii (z którą przegrali w Chorzowie 1:2 i do której tracą punkt). Jest jednak bardziej realna możliwość bezpośredniego awansu do finałów MŚ w 2006 roku. Do Niemiec pojadą dwa zespoły z drugich miejsc z najlepszym dorobkiem w eliminacjach. Dlatego Polska nie rywalizuje już wyłącznie z Austrią o pozycję wicelidera, ale chce zdobyć jak najwięcej punktów, by uniknąć baraży. Dziś w pojedynku u siebie z ostatnią drużyną w tabeli wydają się być skazani na zwycięstwo.
NAJBLIŻSZE MECZE. 26.03.2005: Anglia - Irlandia Płn., Polska - Azerbejdżan, Walia - Austria. 30.03.2005: Austria - Walia, Anglia - Azerbejdżan, Polska - Irlandia Płn.
1. Anglia 4 10 7-3
2. Polska 4 9 10-5
3. Austria 4 5 8-8
4. Irlandia Płn. 4 3 5-8
5. Walia 4 2 5-8
6. Azerbejdżan 4 2 1-4
DO ROZEGRANIA - 04.06.2005: Azerbejdżan - Polska. 03.09.2005: Irlandia Płn. - Azerbejdżan, Polska - Austria, Walia - Anglia. 07.09.2005: Azerbejdżan - Austria, Irlandia Płn. - Anglia, Polska - Walia. 08.10.2005: Anglia - Austria, Irlandia Płn. - Walia. 12.10.2005: Austria - Irlandia Płn., Anglia - Polska, Walia - Azerbejdżan.
- Trzeba zacząć agresywnie, stosować presing już pod ich bramką i szybko zdobyć gola. Wtedy ich wola walki osłabnie, a poza tym będą się musieli ruszyć z własnego pola karnego. Bo dopóki będzie 0:0, będą stać murem pod bramką - mówi Tomasz Hajto.
W ofensywie sobie poradzą
Polska grała dotąd z Azerbejdżanem tylko dwa razy w eliminacjach Euro '96, wygrywając 1:0 i remisując bez bramek. - Teraz też łatwo nie będzie - twierdzi podpatrujący Azerów asystent Pawła Janasa Edward Klejndinst. Hajto wspomina męki Anglików, którzy w Baku wygrali zaledwie 1:0. - Azerowie grali mądrze, umieli stwarzać sytuacje, nieźle panują nad piłką - komplementuje polski obrońca. - Ale w tych eliminacjach naszą mocną stroną są gracze ofensywni, więc sobie poradzimy - zapewnia Hajto.
Pewnie ma na myśli nie tylko najlepszego polskiego gracza Jacka Krzynówka i najskuteczniejszego w tych eliminacjach Macieja Żurawskiego (3 gole), ale i Mirosława Szymkowiaka, którego wyjazd z Wisły Kraków do tureckiego Trabzonsporu odmienił ponoć zupełnie. - 11 lat grałem w polskiej lidze, 11 lat odwiedzałem te same stadiony, oglądałem te same twarze i ta zmiana była konieczna. W Turcji nabrałem werwy - opowiada Szymkowiak. Janas podkreśla, że odkąd powołuje go na zgrupowania, to po raz pierwszy piłkarz na nic nie narzeka. - Zamiast marudzić, nosi podniesioną głowę i pracuje aż miło - oceniał po zgrupowaniu selekcjoner. Trzeba mieć nadzieję, że dziś Szymkowiak pokieruje reprezentacją właśnie z podniesioną głową.
W ataku Janas postawi na parę wiślaków Żurawski - Frankowski. Bramkostrzelnego w I lidze angielskiej Grzegorza Rasiaka selekcjoner trzyma w odwodzie z myślą o środowym meczu z Irlandią Północną. Żurawski jest sfrustrowany tym, że Wisła nie sprzedała go zimą za granicę, ale Trabzonspor nie przestał się nim interesować, bo na meczu z Azerami będzie trener Senol Gunes. - Może wyjadę latem - pociesza się.
W defensywie Janas miał dylemat
Nad wyborem rozgrywającego Janas nie musiał się tym razem wahać, bo Sebastian Mila nie może przebić się do składu Austrii Wiedeń. Miał za to do ostatniej chwili dylemat, kto dziś będzie defensywnym pomocnikiem. Pewniak Radosław Kałużny jeszcze w czwartek wieczorem zbijał antybiotykami 39-stopniową gorączkę i wczoraj w ogóle nie trenował, a jego dubler Arkadiusz Radomski nie wyleczył kontuzji kostki i został odesłany do domu. Powołany w ostatniej chwili Radosław Sobolewski z Wisły Kraków ma więc 99 procent szans na grę w pierwszym składzie.
Selekcjoner powołał na mecze z Azerami i Irlandią Płn. (w środę) aż sześciu stoperów, ale wynikało to raczej z kłopotów niż nadmiaru bogactwa. Arkadiusz Głowacki przyjechał na zgrupowanie kontuzjowany, a Hajto od dawna nie gra w klubie, więc parę środkowych obrońców stworzą Tomasz Kłos z Wisły, który wiosną zagrał tylko dwa ligowe mecze, i Jacek Bąk, który ma za sobą zaledwie dwa spotkania w rezerwach Lens (wraca po kontuzji).
Dla większości kadrowiczów (poza Dudkiem i Krzynówkiem) reprezentacja Polski to jest największa szansa na sportowy sukces. Grają w klubach drugiej klasy, a i tak wielu za granicą nie ma miejsca w składzie. Kamil Kosowski z Kaiserslautern podkreślał niedawno, że w ciężkich chwilach w Bundeslidze kadra była jedynym ratunkiem dla jego kariery. Dlatego determinacji zabraknąć nie powinno. Wszyscy wiedzą, że w meczu z Azerami zbyt wiele można przegrać.
Rano polscy piłkarze pójdą na spacer. - Wczoraj doszli do siedziby SLD, 700 m od hotelu. Dziś muszą się oszczędzać, to pewnie dotrą do Sejmu [ok. 200 m] - żartował Janas.
W niedzielę reprezentacja będzie mieć wielkanocne śniadanie, ale już wczoraj piłkarzy odwiedził ksiądz Mariusz Zapolski, przynosząc każdemu broszurę poświęconą życiu Chrystusa. - Wsparcie duchowe bardzo się przyda - przyznał selekcjoner.
Skład Polski
Polska: Dudek - Baszczyński, Bąk, Kłos, Rząsa - Kosowski (Smolarek), Kałużny (Sobolewski), Szymkowiak, Krzynówek - Żurawski, Frankowski.
Grupa 6
Wyjazdowe zwycięstwa nad Irlandią Płn., Austrią i Walią sprawiły, że reprezentacja Polski jest wiceliderem grupy 6 z czterema punktami przewagi nad Austrią. Polscy piłkarze zarzekają się, że będą walczyć o wyprzedzenie Anglii (z którą przegrali w Chorzowie 1:2 i do której tracą punkt). Jest jednak bardziej realna możliwość bezpośredniego awansu do finałów MŚ w 2006 roku. Do Niemiec pojadą dwa zespoły z drugich miejsc z najlepszym dorobkiem w eliminacjach. Dlatego Polska nie rywalizuje już wyłącznie z Austrią o pozycję wicelidera, ale chce zdobyć jak najwięcej punktów, by uniknąć baraży. Dziś w pojedynku u siebie z ostatnią drużyną w tabeli wydają się być skazani na zwycięstwo.
NAJBLIŻSZE MECZE. 26.03.2005: Anglia - Irlandia Płn., Polska - Azerbejdżan, Walia - Austria. 30.03.2005: Austria - Walia, Anglia - Azerbejdżan, Polska - Irlandia Płn.
1. Anglia 4 10 7-3
2. Polska 4 9 10-5
3. Austria 4 5 8-8
4. Irlandia Płn. 4 3 5-8
5. Walia 4 2 5-8
6. Azerbejdżan 4 2 1-4
DO ROZEGRANIA - 04.06.2005: Azerbejdżan - Polska. 03.09.2005: Irlandia Płn. - Azerbejdżan, Polska - Austria, Walia - Anglia. 07.09.2005: Azerbejdżan - Austria, Irlandia Płn. - Anglia, Polska - Walia. 08.10.2005: Anglia - Austria, Irlandia Płn. - Walia. 12.10.2005: Austria - Irlandia Płn., Anglia - Polska, Walia - Azerbejdżan.
Żurawskiemu przybyło ikry
Ponieważ Maciej Żurawski (28 l.) ma poprowadzić polski atak na Azerów, zadbał o to, xxxxxxxxxxxx aby nasz napastnik był w jak najlepszej formie
Maciej Żurawski i tak już tryska energią. Po kawiorze może być tylko lepiej
Mówiło się ostatnio, że kapitanowi Wisły brakowało ikry, więc poczęstowaliśmy go kawiorem. Właśnie z tego przysmaku Azerbejdżan jest słynny na cały świat.
- Dla mnie ten kawior?! - zdziwił się Żurawski. - Hm, dziękuję. Kiedyś już miałem okazję spróbować, ale to było dawno. Jeżeli to ma pomóc, to chętnie przyjmę. Ale co do ikry, to zapewniam, że mi jej nie braknie. Ostatnio napisali, że jestem w depresji. To już przesada! Czuję się bardzo dobrze, wcale nie jestem oklapnięty, nie mam podciętych skrzydeł. Polscy kibice przekonają się o tym już dzisiaj.
Szampan dopiero w czwartek
Oby czarny kawior z Morza Kaspijskiego - jak mówią smakosze - najlepszy na świecie dodał Żurawskiemu sił. xxxxxxxxxxxxx obiecał też "Żurawiowi" szampana, jeżeli ten ustrzeli dzisiaj hat tricka.
- Panowie! Strzelić trzy gole w meczu eliminacji mistrzostw świata wcale nie jest tak łatwo. Umówmy się, że spróbuję strzelić trzy, ale w dwóch meczach. Z Azerbejdżanem i Irlandią Północną. A szampana z chęcią bym wypił, ale z tym musimy poczekać do czwartku. Nie będziemy przecież skakać z radości zaraz po meczu z Azerbejdżanem, bo to dopiero połowa drogi. Interesuje nas tylko pakiet, czyli dwa zwycięstwa i sześć punktów. Jeżeli to się uda, to i szampana będzie można się napić.
Pomścić Wolnego i Tbilisi
"Żuraw" tym bardziej będzie chciał dzisiaj "rozstrzelać" Azerbejdżan, bo nie ma dobrych wspomnień z państw rejonu Kaukazu. Nieszczęścia krakowskiej Wisły zaczęły się przecież po porażce z Gruzinami, którzy sąsiadują z Azerbejdżanem. Mało kto też pamięta, że ostatnie sportowe starcie polsko-azerskie zakończyło się naszą porażką. Na igrzyskach olimpijskich w Atenach zapaśnik Ryszard Wolny przegrał z Azerem Faridem Manzurowem, który później sięgnął po złoty medal. Miejmy nadzieję, że dzisiaj nasi piłkarze nie powtórzą tego błędu i nie dadzą się rozłożyć Azerom na łopatki. Na szczęście wydaje się, że opatrzność czuwa nad polskim zespołem. Od wczoraj do dyspozycji piłkarzy był ksiądz Mariusz Zapolski, który rozdał reprezentantom broszurę "Poszukiwany Jezus z Nazaretu".
Co daliśmy Żurawskiemu
Kawior produkuje się z ikry (niezapłodnionych jajeczek) ryb jesiotrowatych, łososiowatych i dorszowatych. Najsłynniejszy na świecie jest kawior pochodzący z Astrachania (Rosja). To właśnie porcję takiego kawioru podarowaliśmy Maciejowi Żurawskiemu (28 l.).
Dobry kawior nie należy do tanich przekąsek - w restauracji za porcję trzeba zapłacić około 100 złotych! Miłośnikami kawioru są między innymi książę Karol, Madonna i Borys Jelcyn. Znawcy mówią, że kawior najlepiej smakuje z wódką...
Hymn w pełnej wersji
Michał Listkiewicz, prezes PZPN:
- Azerowie to niezwykle patriotyczny naród. Próbowaliśmy ich namówić na skróconą wersję ich hymnu, ale w ogóle nie chcieli o tym słyszeć. Dlatego przed meczem wysłuchamy pełnej, 2,5-minutowej wersji.
Dopowiemy resztę
Tomasz Hajto, kapitan kadry:
- Chcemy wypowiedzieć całe zdanie: "Jedziemy na mistrzostwa świata w 2006 roku!". Po jesiennych meczach jesteśmy w połowie zdania i mam nadzieję, że w spotkaniach z Azerami i Irlandią Północną dopowiemy następne słowa.
Wiem, ale nie powiem
Edward Klejndinst, drugi trener
- Azerowie są groźni. To, jak się ostatnio prezentują, to dla mnie miłe, a właściwie niemiłe zaskoczenie. Czy mógłbym podać, w jakim zagrają składzie? Mógłbym, ale nie chcę sprawić trenerowi Torresowi przykrej niespodzianki.
Ponieważ Maciej Żurawski (28 l.) ma poprowadzić polski atak na Azerów, zadbał o to, xxxxxxxxxxxx aby nasz napastnik był w jak najlepszej formie
Maciej Żurawski i tak już tryska energią. Po kawiorze może być tylko lepiej
Mówiło się ostatnio, że kapitanowi Wisły brakowało ikry, więc poczęstowaliśmy go kawiorem. Właśnie z tego przysmaku Azerbejdżan jest słynny na cały świat.
- Dla mnie ten kawior?! - zdziwił się Żurawski. - Hm, dziękuję. Kiedyś już miałem okazję spróbować, ale to było dawno. Jeżeli to ma pomóc, to chętnie przyjmę. Ale co do ikry, to zapewniam, że mi jej nie braknie. Ostatnio napisali, że jestem w depresji. To już przesada! Czuję się bardzo dobrze, wcale nie jestem oklapnięty, nie mam podciętych skrzydeł. Polscy kibice przekonają się o tym już dzisiaj.
Szampan dopiero w czwartek
Oby czarny kawior z Morza Kaspijskiego - jak mówią smakosze - najlepszy na świecie dodał Żurawskiemu sił. xxxxxxxxxxxxx obiecał też "Żurawiowi" szampana, jeżeli ten ustrzeli dzisiaj hat tricka.
- Panowie! Strzelić trzy gole w meczu eliminacji mistrzostw świata wcale nie jest tak łatwo. Umówmy się, że spróbuję strzelić trzy, ale w dwóch meczach. Z Azerbejdżanem i Irlandią Północną. A szampana z chęcią bym wypił, ale z tym musimy poczekać do czwartku. Nie będziemy przecież skakać z radości zaraz po meczu z Azerbejdżanem, bo to dopiero połowa drogi. Interesuje nas tylko pakiet, czyli dwa zwycięstwa i sześć punktów. Jeżeli to się uda, to i szampana będzie można się napić.
Pomścić Wolnego i Tbilisi
"Żuraw" tym bardziej będzie chciał dzisiaj "rozstrzelać" Azerbejdżan, bo nie ma dobrych wspomnień z państw rejonu Kaukazu. Nieszczęścia krakowskiej Wisły zaczęły się przecież po porażce z Gruzinami, którzy sąsiadują z Azerbejdżanem. Mało kto też pamięta, że ostatnie sportowe starcie polsko-azerskie zakończyło się naszą porażką. Na igrzyskach olimpijskich w Atenach zapaśnik Ryszard Wolny przegrał z Azerem Faridem Manzurowem, który później sięgnął po złoty medal. Miejmy nadzieję, że dzisiaj nasi piłkarze nie powtórzą tego błędu i nie dadzą się rozłożyć Azerom na łopatki. Na szczęście wydaje się, że opatrzność czuwa nad polskim zespołem. Od wczoraj do dyspozycji piłkarzy był ksiądz Mariusz Zapolski, który rozdał reprezentantom broszurę "Poszukiwany Jezus z Nazaretu".
Co daliśmy Żurawskiemu
Kawior produkuje się z ikry (niezapłodnionych jajeczek) ryb jesiotrowatych, łososiowatych i dorszowatych. Najsłynniejszy na świecie jest kawior pochodzący z Astrachania (Rosja). To właśnie porcję takiego kawioru podarowaliśmy Maciejowi Żurawskiemu (28 l.).
Dobry kawior nie należy do tanich przekąsek - w restauracji za porcję trzeba zapłacić około 100 złotych! Miłośnikami kawioru są między innymi książę Karol, Madonna i Borys Jelcyn. Znawcy mówią, że kawior najlepiej smakuje z wódką...
Hymn w pełnej wersji
Michał Listkiewicz, prezes PZPN:
- Azerowie to niezwykle patriotyczny naród. Próbowaliśmy ich namówić na skróconą wersję ich hymnu, ale w ogóle nie chcieli o tym słyszeć. Dlatego przed meczem wysłuchamy pełnej, 2,5-minutowej wersji.
Dopowiemy resztę
Tomasz Hajto, kapitan kadry:
- Chcemy wypowiedzieć całe zdanie: "Jedziemy na mistrzostwa świata w 2006 roku!". Po jesiennych meczach jesteśmy w połowie zdania i mam nadzieję, że w spotkaniach z Azerami i Irlandią Północną dopowiemy następne słowa.
Wiem, ale nie powiem
Edward Klejndinst, drugi trener
- Azerowie są groźni. To, jak się ostatnio prezentują, to dla mnie miłe, a właściwie niemiłe zaskoczenie. Czy mógłbym podać, w jakim zagrają składzie? Mógłbym, ale nie chcę sprawić trenerowi Torresowi przykrej niespodzianki.
xx: Co może pan powiedzieć o meczu z Azerbejdżanem, który zdaniem większości kibiców powinien być dla was łatwym przeciwnikiem?
JACEK BĄK: Że łatwym na pewno nie będzie. Jeszcze z nimi nie graliśmy i nie mamy żadnych doświadczeń. Z tego, co już wiemy, na podstawie analizy ich meczów na wideo, to jest zespół złożony z małych, zwrotnych i szybkich zawodników, nie walących piłki do przodu byle dalej, żeby pod bramką o nią walczyć. Oni lubią piłkę mieć przy sobie, kiwają się, zmieniają pozycje, czekając na okazję. My z takimi nie lubimy grać.
Ale i na takich są sposoby...
Mam nadzieję, że oni mają świadomość, z kim grają. Przyjeżdżają do drużyny, która wygrała trzy wyjazdowe mecze i muszą to brać pod uwagę. Nasz dorobek, w porównaniu z ich wynikami, jest dużo lepszy. Oni wiedzą, że nie mogą się na nas rzucić od pierwszego gwizdka, bo może ich to drogo kosztować. My z kolei powinniśmy ich wciągnąć na naszą połowę, zmusić do rozluźnienia obrony i szybko strzelić bramkę. Im później to zrobimy, tym gorzej. Będziemy się denerwować, patrzeć na zegar, a jakby jeszcze, nie daj Boże, kibice zaczęli gwizdać, byłoby całkiem niedobrze.
Pamięta pan takie mecze z teoretycznie słabszymi przeciwnikami, które okazywały się dla was katorgą?
Choćby z Łotwą w Warszawie, w eliminacjach mistrzostw Europy. Mieliśmy przewagę, której nie potrafiliśmy wykorzystać, oni dwie sytuacje, z których strzelili jedną bramkę i zwyciężyli. Dopiero w rewanżu potraktowaliśmy ich jak trzeba, ale straconych punktów nikt nam nie oddał. Przez to nie pojechaliśmy na mistrzostwa Europy do Portugalii.
Chyba wzorcowym meczem tego rodzaju był ten z Armenią, też w Warszawie, w eliminacjach mistrzostw świata. Wygraliśmy 4:0, wbijając dwa gole przed przerwą i dwa po.
Chyba tak, chociaż ja akurat w tym meczu nie grałem. Pamiętam natomiast rewanż w Erewanie. Tam jeszcze szybciej strzeliliśmy bramkę, oni wyrównali i im bliżej końca, tym gra była bardziej nerwowa. Trzech Armeńczyków dostało czerwone kartki, ja też, chociaż niesłusznie. Ale jakkolwiek będzie - nie powinniśmy dać się sprowokować. Mówię o tym teraz, bo z takimi przeciwnikami różnie bywa. Czasami niedostatki w umiejętnościach wyrównują agresywnością, faulami albo prowokacją.
Wygramy z Azerbejdżanem i Irlandią?
Jeśli każdy da z siebie wszystko, to wygramy. Ja w swojej karierze miałem trzy razy złamany nos, wybili mi dwa zęby, kontuzji nóg nie liczę. Już nic nie jest dla mnie straszne.
JACEK BĄK: Że łatwym na pewno nie będzie. Jeszcze z nimi nie graliśmy i nie mamy żadnych doświadczeń. Z tego, co już wiemy, na podstawie analizy ich meczów na wideo, to jest zespół złożony z małych, zwrotnych i szybkich zawodników, nie walących piłki do przodu byle dalej, żeby pod bramką o nią walczyć. Oni lubią piłkę mieć przy sobie, kiwają się, zmieniają pozycje, czekając na okazję. My z takimi nie lubimy grać.
Ale i na takich są sposoby...
Mam nadzieję, że oni mają świadomość, z kim grają. Przyjeżdżają do drużyny, która wygrała trzy wyjazdowe mecze i muszą to brać pod uwagę. Nasz dorobek, w porównaniu z ich wynikami, jest dużo lepszy. Oni wiedzą, że nie mogą się na nas rzucić od pierwszego gwizdka, bo może ich to drogo kosztować. My z kolei powinniśmy ich wciągnąć na naszą połowę, zmusić do rozluźnienia obrony i szybko strzelić bramkę. Im później to zrobimy, tym gorzej. Będziemy się denerwować, patrzeć na zegar, a jakby jeszcze, nie daj Boże, kibice zaczęli gwizdać, byłoby całkiem niedobrze.
Pamięta pan takie mecze z teoretycznie słabszymi przeciwnikami, które okazywały się dla was katorgą?
Choćby z Łotwą w Warszawie, w eliminacjach mistrzostw Europy. Mieliśmy przewagę, której nie potrafiliśmy wykorzystać, oni dwie sytuacje, z których strzelili jedną bramkę i zwyciężyli. Dopiero w rewanżu potraktowaliśmy ich jak trzeba, ale straconych punktów nikt nam nie oddał. Przez to nie pojechaliśmy na mistrzostwa Europy do Portugalii.
Chyba wzorcowym meczem tego rodzaju był ten z Armenią, też w Warszawie, w eliminacjach mistrzostw świata. Wygraliśmy 4:0, wbijając dwa gole przed przerwą i dwa po.
Chyba tak, chociaż ja akurat w tym meczu nie grałem. Pamiętam natomiast rewanż w Erewanie. Tam jeszcze szybciej strzeliliśmy bramkę, oni wyrównali i im bliżej końca, tym gra była bardziej nerwowa. Trzech Armeńczyków dostało czerwone kartki, ja też, chociaż niesłusznie. Ale jakkolwiek będzie - nie powinniśmy dać się sprowokować. Mówię o tym teraz, bo z takimi przeciwnikami różnie bywa. Czasami niedostatki w umiejętnościach wyrównują agresywnością, faulami albo prowokacją.
Wygramy z Azerbejdżanem i Irlandią?
Jeśli każdy da z siebie wszystko, to wygramy. Ja w swojej karierze miałem trzy razy złamany nos, wybili mi dwa zęby, kontuzji nóg nie liczę. Już nic nie jest dla mnie straszne.
Sześć punktów zdobytych w sobotnim meczu z Azerbejdżanem i środowym z Irlandią Północną dałoby reprezentacji Polski komfortową sytuację w eliminacjach do mistrzostw świata. Realny stałby się bezpośredni awans do finałów z drugiego miejsca w grupie.
W polskiej kadrze jest trochę kłopotów zdrowotnych. Wyjechał kontuzjowany Arkadiusz Radomski, z powodu zapalenia ścięgna Achillesa nie zagra w sobotę Arkadiusz Głowacki, od środy nie trenuje chory Radosław Kałużny, który ma 39 stopni gorączki. Jeśli Paweł Janas zdecyduje się grać od początku ofensywnie, w środku pola powinien wystawić Mirosława Szymkowiaka i Sebastiana Milę. Jeśli zapragnie mieć w składzie defensywnego pomocnika, będzie nim Radosław Sobolewski. - My to spotkanie po prostu będziemy musieli wybiegać. I realizować założenia taktyczne. Wtedy powinniśmy wygrać - mówi Janas.
- Azerbejdżan to nie Anglia, ale jesteśmy w pełni skoncentrowani - dodaje Tomasz Hajto. - Nie będzie łatwo, bo dla Azerów każdy gol, każdy punkt w eliminacjach ma olbrzymią wartość i jest celem takim jak dla nas awans do finałów MŚ. Nasze zadanie jest proste - musimy w tych dwóch meczach zdobyć 6 punktów. Wszyscy wiemy, po co tu jesteśmy. Część zadania już wykonaliśmy, bo dorobek 9 punktów z czterech jesiennych meczów stanowi niezłą zaliczkę. Jesteśmy w połowie drogi i zrobimy wszystko, by nie zaprzepaścić szansy. Jeśli uda nam się dwa razy z rzędu zakwalifikować do mistrzostw świata, to będzie olbrzymi sukces.
Edward Klejndinst, drugi trener reprezentacji, towarzyszy Azerom od początku roku. Widział trzy mecze towarzyskie i wszystkie treningi w Płocku. Jego ocena: "To nie są kelnerzy, jak Luksemburg, Wyspy Owcze, Malta czy San Marino. Nie można ich lekceważyć. Jeśli nasi piłkarze wyjdą na boisko z przeświadczeniem, że wygrają na stojąco, to mogą się przeliczyć. Czeka nas twarda walka o zwycięstwo. Azerowie są szybcy, nieźle wyszkoleni technicznie, potrafią grać agresywnie. Gorzej jest z realizacją założeń taktycznych. W drużynie nie ma wielkich gwiazd, ale radzę zwrócić uwagę na Kanana Kerimowa, Mahira Szukurowa, Raszada Sadygowa (ogłoszonego najlepszym piłkarzem ub. roku w swoim kraju) czy Anatolija Ponomariowa. Azerowie nie odnoszą sukcesów, ale są w stanie sprawić niespodzianki. Pamiętajmy, że dla tych piłkarzy każdy mecz jest okazją do pokazania się w Europie."
Polska grała w październiku 1994 roku z Azerbejdżanem w Mielcu w eliminacjach do mistrzostw Europy. Bardzo się wtedy męczyliśmy. Azerowie postawili mur na swoim polu karnym i skończyło się na skromniutkim 1:0 po golu Andrzeja Juskowiaka.
W ostatnich trzech latach, odkąd władzę w federacji azerskiej przejął Ramiz Mirzajew, bogaty baron naftowy, w tamtejszym futbolu zaszły duże zmiany organizacyjne. Ligę rozbudowano do 18 zespołów. Mirzajewowi udało się namówić innych nafciarzy, by zainwestowali w kluby i w szkolenie młodych zawodników, co spowodowało przyjazd kilku szkoleniowców z Rosji, Ukrainy i głównie z Turcji. Sam Mirzajew jako trenera reprezentacji zatrudnił Carlosa Alberto, mistrza świata z 1970 roku. Jak się nieoficjalnie mówi, za pół miliona dolarów rocznie. Młodym graczom, których coraz więcej pojawia się w kadrze, nie brakuje teraz ptasiego mleka. 20-latkowie zarabiają nawet 150 tys. euro rocznie i nikogo te zarobki nie szokują.
Na generalną zmianę warty jest jednak za wcześnie, bo młodzi zdolni grają jednak słabiej od tych, którzy reprezentują Azerbejdżan od lat. Sam Carlos Alberto mówi, że na razie bierze młodzież na zgrupowania głównie po to, by młodzi otarli się o międzynarodową piłkę, poznali atmosferę wielkich meczów. Dopiero w następnych eliminacjach mogą pokazać, że inwestowanie w nich miało sens. Brazylijczyk wierzy, że mają wystarczająco dużo talentu, by opuścić miejsce w ogonie piłkarskiej Europy.
Czego przez rok nauczył tych, na których stawia dziś? Przede wszystkim nie tracić zbyt wielu goli. W czterech meczach eliminacyjnych Azerowie dali sobie strzelić cztery bramki, w tym dwie Austriakom. Trzeba jednak pamiętać, że trzy z tych czterech meczów rozegrali na swoim boisku, gdzie gospodarzom pomagają ściany. Carlos Alberto z reguły wystawia pięciu obrońców i czterech pomocników. Obrona jest solidniejsza, ale atak prawie nie istnieje. Efekt - jeden gol strzelony w eliminacjach i siedem ostatnich meczów (w tym cztery towarzyskie) bez żadnych zdobyczy bramkowych. Można się spodziewać, że przeciwko Polsce będzie obowiązywać podobna taktyka.
Polacy nigdy nie lubili takich przeciwników. Bezpośredni awans do finałów MŚ jest jednak na tyle kuszący, że mur, wcześniej czy później, powinien pęknąć. Po trzech wyjazdowych zwycięstwach, zdobycie trzech punktów z Azerbejdżanem, a potem kolejnych trzech z Irlandią Północną w najbliższą środę, można uznać za obowiązkowe.
=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=
SOBOTA: Polska - Azerbejdżan • Anglia - Irlandia Płn. • Walia - Austria
ŚRODA: Polska - Irlandia Płn. • Anglia - Azerbejdżan • Austria - Walia
Mecze rozegrane
4 września: • Irlandia Płn. - Polska 0:3 (0:2) • Austria - Anglia 2:2 (0:1) • Azerbejdżan - Walia 1:1 (0:0)
8 września: • Polska - Anglia 1:2 (0:1) • Austria - Azerbejdżan 2:0 (2:0) • Walia - Irlandia Płn. 2:2 (1:2)
9 października: • Austria - Polska 1:3 (1:1) • Anglia - Walia 2:0 (1:0) • Azerbejdżan - Irlandia Płn. 0:0
13 października: • Walia - Polska 2:3 (0:0) • Irlandia Płn. - Austria 3:3 (1:1) • Azerbejdżan - Anglia 0:1 (0:1)
1. Anglia 4 10 7-3
2. Polska 4 9 10-5
3. Austria 4 5 8-8
4. Irlandia Płn. 4 3 5-8
5. Walia 4 2 5-8
6. Azerbejdżan 4 2 1-4
Mecze do rozegrania
4 czerwca: • Azerbejdżan - Polska
3 września: • Polska - Austria • Irlandia Płn. - Azerbejdżan • Walia - Anglia
7 września: • Polska - Walia • Azerbejdżan - Austria • Irlandia Płn. - Anglia
8 października: • Anglia - Austria • Irlandia Płn. - Walia
12 października: • Anglia - Polska (Old Trafford) • Austria - Irlandia Płn. • Walia - Azerbejdżan
=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=
Polska: Dudek - Baszczyński, Kłos, Bąk, Rząsa - Kosowski, Mila, Szymkowiak, Krzynówek - Żurawski, Frankowski.
Azerbejdżan: Hasanzadze - Amirbekow, Sadygow, K. Gulijew, Chadżijew, Kerimow - Szukurow, Ponomariow, I. Gurbanow, Nabijew - G. Gurbanow.
Sędziuje Nicolai Vollquartz (Dania).
=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=
Jeśli wybieramy się na finały mistrzostw świata, to raczej nie powinniśmy bać się meczu z Azerbejdżanem. Ponieważ jednak jesteśmy Polakami, to nie możemy być pewni niczego. Polak potrafi z Francją, spręża się na Anglię, ale wrodzone poczucie wyższości wyzwala u niego odruch obronny przed mobilizowaniem się na mecze z krajami, które jeszcze do niedawna nie istniały. Jeśli do tego mecz odbywa się w okresie świąt, to niepokój jest większy, bo święta nawet piłkarzom bardziej kojarzą się z jajkiem i bigosem niż z graniem. Trudno się przestawić.
Pamiętam dwa takie mecze wyznaczone na Wielkanoc. Pierwszy rozegrano dokładnie 40 lat temu, na Stadionie Dziesięciolecia. Stadion ten podobno jeszcze istnieje, z tym że przestał pełnić dawne funkcje. Jest nawet związany z obecnymi trenerami reprezentacji Polski i Azerbejdżanu. Carlos Alberto, jako kapitan reprezentacji Brazylii, grał tam w roku 1968 wraz z kolegami, którzy dwa lata później zostali mistrzami świata. Paweł Janas przeszedł do historii Stadionu Dziesięciolecia jako ostatni piłkarz, który strzelił tam bramkę w meczu międzypaństwowym. Niestety była to bramka samobójcza, a działo się to w roku 1983, w spotkaniu z Finlandią.
Wróćmy jednak do pierwszego z wielkanocnych meczów. W roku 1965 na Stadionie Dziesięciolecia graliśmy eliminacyjny mecz mistrzostw świata z Włochami. PZPN znajdował się pod wpływem władz wyższych, kiedy wyznaczał spotkanie na godz. 12, w pierwszy dzień świąt. Tak, by ludzie poszli na stadion, a nie do kościoła. Ale władze zapomniały o rezurekcjach i na stadionie usiadło prawie 50 tys. kibiców. Graliśmy z Włochami, mając takie szanse, jak Azerbejdżan z nami. Połowę ich drużyny tworzyli zawodnicy Interu, wtedy najlepszego klubu Europy - Facchetti, Picchi, Burgnich, Guarneri, Mazzola, Corso, a na dokładkę Gianni Rivera z Milanu. To nas tak zmobilizowało, że zremisowaliśmy 0:0, co było sporą niespodzianką.
Prawie 20 lat później, w Lublinie, doszło do zupełnie innego meczu. Olimpijska reprezentacja Polski grała z Danią. Aby awansować do turnieju olimpijskiego w Los Angeles, musiała wygrać, co wtedy wydawało się formalnością. To był znowu pierwszy dzień świąt, stoły zastawione, szampany w lodówce, pewność siebie tym większa, że Duńczycy nie mieli szans na awans, więc według standardów polskich - nie powinno im zależeć. No i skończyło się na bezbramkowym remisie, który dał awans NRD. A potem w Moskwie postanowiono, że do Los Angeles i tak nikt z demoludów nie pojedzie, więc nasi mówili, że może to i lepiej, bo wygraliby na próżno.
Minęło kolejnych 20 lat. Polska się zmieniła, najlepsi piłkarze grają w zagranicznych klubach, zarabiają pieniądze, o jakich ich poprzednikom się nie śniło. Zgrupowanie w Grodzisku przebiegało w wyjątkowo sympatycznej atmosferze. Wszyscy się nawzajem mobilizują, zawodnicy udzielają dziennikarzom wywiadów bez żadnych ograniczeń, jest miło i przyjemnie. Tylko kiedy przyjechał prezes Michał Listkiewicz, zawodnicy wynegocjowali premie dotychczas nieprzewidywane. Za pokonanie Azerbejdżanu mają otrzymać 70 tys. dolarów, do podziału na drużynę. Poprosili też o telefony najnowszej generacji, już prawie komputery, bo w końcu Telekomunikacja Polska jest sponsorem kadry. Wprawdzie każdego z nich na taki telefon stać, ale zawsze przyjemniej, kiedy się go dostanie jako nagrodę, szczególnie na święta.
W polskiej kadrze jest trochę kłopotów zdrowotnych. Wyjechał kontuzjowany Arkadiusz Radomski, z powodu zapalenia ścięgna Achillesa nie zagra w sobotę Arkadiusz Głowacki, od środy nie trenuje chory Radosław Kałużny, który ma 39 stopni gorączki. Jeśli Paweł Janas zdecyduje się grać od początku ofensywnie, w środku pola powinien wystawić Mirosława Szymkowiaka i Sebastiana Milę. Jeśli zapragnie mieć w składzie defensywnego pomocnika, będzie nim Radosław Sobolewski. - My to spotkanie po prostu będziemy musieli wybiegać. I realizować założenia taktyczne. Wtedy powinniśmy wygrać - mówi Janas.
- Azerbejdżan to nie Anglia, ale jesteśmy w pełni skoncentrowani - dodaje Tomasz Hajto. - Nie będzie łatwo, bo dla Azerów każdy gol, każdy punkt w eliminacjach ma olbrzymią wartość i jest celem takim jak dla nas awans do finałów MŚ. Nasze zadanie jest proste - musimy w tych dwóch meczach zdobyć 6 punktów. Wszyscy wiemy, po co tu jesteśmy. Część zadania już wykonaliśmy, bo dorobek 9 punktów z czterech jesiennych meczów stanowi niezłą zaliczkę. Jesteśmy w połowie drogi i zrobimy wszystko, by nie zaprzepaścić szansy. Jeśli uda nam się dwa razy z rzędu zakwalifikować do mistrzostw świata, to będzie olbrzymi sukces.
Edward Klejndinst, drugi trener reprezentacji, towarzyszy Azerom od początku roku. Widział trzy mecze towarzyskie i wszystkie treningi w Płocku. Jego ocena: "To nie są kelnerzy, jak Luksemburg, Wyspy Owcze, Malta czy San Marino. Nie można ich lekceważyć. Jeśli nasi piłkarze wyjdą na boisko z przeświadczeniem, że wygrają na stojąco, to mogą się przeliczyć. Czeka nas twarda walka o zwycięstwo. Azerowie są szybcy, nieźle wyszkoleni technicznie, potrafią grać agresywnie. Gorzej jest z realizacją założeń taktycznych. W drużynie nie ma wielkich gwiazd, ale radzę zwrócić uwagę na Kanana Kerimowa, Mahira Szukurowa, Raszada Sadygowa (ogłoszonego najlepszym piłkarzem ub. roku w swoim kraju) czy Anatolija Ponomariowa. Azerowie nie odnoszą sukcesów, ale są w stanie sprawić niespodzianki. Pamiętajmy, że dla tych piłkarzy każdy mecz jest okazją do pokazania się w Europie."
Polska grała w październiku 1994 roku z Azerbejdżanem w Mielcu w eliminacjach do mistrzostw Europy. Bardzo się wtedy męczyliśmy. Azerowie postawili mur na swoim polu karnym i skończyło się na skromniutkim 1:0 po golu Andrzeja Juskowiaka.
W ostatnich trzech latach, odkąd władzę w federacji azerskiej przejął Ramiz Mirzajew, bogaty baron naftowy, w tamtejszym futbolu zaszły duże zmiany organizacyjne. Ligę rozbudowano do 18 zespołów. Mirzajewowi udało się namówić innych nafciarzy, by zainwestowali w kluby i w szkolenie młodych zawodników, co spowodowało przyjazd kilku szkoleniowców z Rosji, Ukrainy i głównie z Turcji. Sam Mirzajew jako trenera reprezentacji zatrudnił Carlosa Alberto, mistrza świata z 1970 roku. Jak się nieoficjalnie mówi, za pół miliona dolarów rocznie. Młodym graczom, których coraz więcej pojawia się w kadrze, nie brakuje teraz ptasiego mleka. 20-latkowie zarabiają nawet 150 tys. euro rocznie i nikogo te zarobki nie szokują.
Na generalną zmianę warty jest jednak za wcześnie, bo młodzi zdolni grają jednak słabiej od tych, którzy reprezentują Azerbejdżan od lat. Sam Carlos Alberto mówi, że na razie bierze młodzież na zgrupowania głównie po to, by młodzi otarli się o międzynarodową piłkę, poznali atmosferę wielkich meczów. Dopiero w następnych eliminacjach mogą pokazać, że inwestowanie w nich miało sens. Brazylijczyk wierzy, że mają wystarczająco dużo talentu, by opuścić miejsce w ogonie piłkarskiej Europy.
Czego przez rok nauczył tych, na których stawia dziś? Przede wszystkim nie tracić zbyt wielu goli. W czterech meczach eliminacyjnych Azerowie dali sobie strzelić cztery bramki, w tym dwie Austriakom. Trzeba jednak pamiętać, że trzy z tych czterech meczów rozegrali na swoim boisku, gdzie gospodarzom pomagają ściany. Carlos Alberto z reguły wystawia pięciu obrońców i czterech pomocników. Obrona jest solidniejsza, ale atak prawie nie istnieje. Efekt - jeden gol strzelony w eliminacjach i siedem ostatnich meczów (w tym cztery towarzyskie) bez żadnych zdobyczy bramkowych. Można się spodziewać, że przeciwko Polsce będzie obowiązywać podobna taktyka.
Polacy nigdy nie lubili takich przeciwników. Bezpośredni awans do finałów MŚ jest jednak na tyle kuszący, że mur, wcześniej czy później, powinien pęknąć. Po trzech wyjazdowych zwycięstwach, zdobycie trzech punktów z Azerbejdżanem, a potem kolejnych trzech z Irlandią Północną w najbliższą środę, można uznać za obowiązkowe.
=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=
SOBOTA: Polska - Azerbejdżan • Anglia - Irlandia Płn. • Walia - Austria
ŚRODA: Polska - Irlandia Płn. • Anglia - Azerbejdżan • Austria - Walia
Mecze rozegrane
4 września: • Irlandia Płn. - Polska 0:3 (0:2) • Austria - Anglia 2:2 (0:1) • Azerbejdżan - Walia 1:1 (0:0)
8 września: • Polska - Anglia 1:2 (0:1) • Austria - Azerbejdżan 2:0 (2:0) • Walia - Irlandia Płn. 2:2 (1:2)
9 października: • Austria - Polska 1:3 (1:1) • Anglia - Walia 2:0 (1:0) • Azerbejdżan - Irlandia Płn. 0:0
13 października: • Walia - Polska 2:3 (0:0) • Irlandia Płn. - Austria 3:3 (1:1) • Azerbejdżan - Anglia 0:1 (0:1)
1. Anglia 4 10 7-3
2. Polska 4 9 10-5
3. Austria 4 5 8-8
4. Irlandia Płn. 4 3 5-8
5. Walia 4 2 5-8
6. Azerbejdżan 4 2 1-4
Mecze do rozegrania
4 czerwca: • Azerbejdżan - Polska
3 września: • Polska - Austria • Irlandia Płn. - Azerbejdżan • Walia - Anglia
7 września: • Polska - Walia • Azerbejdżan - Austria • Irlandia Płn. - Anglia
8 października: • Anglia - Austria • Irlandia Płn. - Walia
12 października: • Anglia - Polska (Old Trafford) • Austria - Irlandia Płn. • Walia - Azerbejdżan
=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=
Polska: Dudek - Baszczyński, Kłos, Bąk, Rząsa - Kosowski, Mila, Szymkowiak, Krzynówek - Żurawski, Frankowski.
Azerbejdżan: Hasanzadze - Amirbekow, Sadygow, K. Gulijew, Chadżijew, Kerimow - Szukurow, Ponomariow, I. Gurbanow, Nabijew - G. Gurbanow.
Sędziuje Nicolai Vollquartz (Dania).
=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=
Jeśli wybieramy się na finały mistrzostw świata, to raczej nie powinniśmy bać się meczu z Azerbejdżanem. Ponieważ jednak jesteśmy Polakami, to nie możemy być pewni niczego. Polak potrafi z Francją, spręża się na Anglię, ale wrodzone poczucie wyższości wyzwala u niego odruch obronny przed mobilizowaniem się na mecze z krajami, które jeszcze do niedawna nie istniały. Jeśli do tego mecz odbywa się w okresie świąt, to niepokój jest większy, bo święta nawet piłkarzom bardziej kojarzą się z jajkiem i bigosem niż z graniem. Trudno się przestawić.
Pamiętam dwa takie mecze wyznaczone na Wielkanoc. Pierwszy rozegrano dokładnie 40 lat temu, na Stadionie Dziesięciolecia. Stadion ten podobno jeszcze istnieje, z tym że przestał pełnić dawne funkcje. Jest nawet związany z obecnymi trenerami reprezentacji Polski i Azerbejdżanu. Carlos Alberto, jako kapitan reprezentacji Brazylii, grał tam w roku 1968 wraz z kolegami, którzy dwa lata później zostali mistrzami świata. Paweł Janas przeszedł do historii Stadionu Dziesięciolecia jako ostatni piłkarz, który strzelił tam bramkę w meczu międzypaństwowym. Niestety była to bramka samobójcza, a działo się to w roku 1983, w spotkaniu z Finlandią.
Wróćmy jednak do pierwszego z wielkanocnych meczów. W roku 1965 na Stadionie Dziesięciolecia graliśmy eliminacyjny mecz mistrzostw świata z Włochami. PZPN znajdował się pod wpływem władz wyższych, kiedy wyznaczał spotkanie na godz. 12, w pierwszy dzień świąt. Tak, by ludzie poszli na stadion, a nie do kościoła. Ale władze zapomniały o rezurekcjach i na stadionie usiadło prawie 50 tys. kibiców. Graliśmy z Włochami, mając takie szanse, jak Azerbejdżan z nami. Połowę ich drużyny tworzyli zawodnicy Interu, wtedy najlepszego klubu Europy - Facchetti, Picchi, Burgnich, Guarneri, Mazzola, Corso, a na dokładkę Gianni Rivera z Milanu. To nas tak zmobilizowało, że zremisowaliśmy 0:0, co było sporą niespodzianką.
Prawie 20 lat później, w Lublinie, doszło do zupełnie innego meczu. Olimpijska reprezentacja Polski grała z Danią. Aby awansować do turnieju olimpijskiego w Los Angeles, musiała wygrać, co wtedy wydawało się formalnością. To był znowu pierwszy dzień świąt, stoły zastawione, szampany w lodówce, pewność siebie tym większa, że Duńczycy nie mieli szans na awans, więc według standardów polskich - nie powinno im zależeć. No i skończyło się na bezbramkowym remisie, który dał awans NRD. A potem w Moskwie postanowiono, że do Los Angeles i tak nikt z demoludów nie pojedzie, więc nasi mówili, że może to i lepiej, bo wygraliby na próżno.
Minęło kolejnych 20 lat. Polska się zmieniła, najlepsi piłkarze grają w zagranicznych klubach, zarabiają pieniądze, o jakich ich poprzednikom się nie śniło. Zgrupowanie w Grodzisku przebiegało w wyjątkowo sympatycznej atmosferze. Wszyscy się nawzajem mobilizują, zawodnicy udzielają dziennikarzom wywiadów bez żadnych ograniczeń, jest miło i przyjemnie. Tylko kiedy przyjechał prezes Michał Listkiewicz, zawodnicy wynegocjowali premie dotychczas nieprzewidywane. Za pokonanie Azerbejdżanu mają otrzymać 70 tys. dolarów, do podziału na drużynę. Poprosili też o telefony najnowszej generacji, już prawie komputery, bo w końcu Telekomunikacja Polska jest sponsorem kadry. Wprawdzie każdego z nich na taki telefon stać, ale zawsze przyjemniej, kiedy się go dostanie jako nagrodę, szczególnie na święta.
violka pisze:HDS prowadzisz sobie monolog![]()
chlopie juz nawet bezsennośc kaze Ci tu wklejac byle co zeby tylko pisac na tym forum ----> forumholikiem jesteś![]()
tak wiec NARKotyki
hmmmm- Violu - jak zauwazylas wrzucam tutaj artykuly dotyczace reprezentacji i ten że "monolog" wielu ludzi naprawde interesuje gdyż (jak sami stwierdzili) nie musza szukać, tracic czasu na szukanie informacji o druzynie narodowej, a bezsensownosc - jest jak najbardzie z sensem - jak wczesniej zaznaczylem--> (. . .)
nARKA:P
Przeczytajcie uważnie
Działacze PZPN sprzedają konikom bilety!
Za 100 zł kupiliśmy darmowy bilet na mecz z Azerbejdżanem przeznaczony wyłącznie dla działaczy PZPN. - Mam znajomych w związku i dorabiam do emerytury - zachwalał konik pod stadionem Legii. I zapewnił, że sprzedał już takich wejściówek kilka.
Na bilecie jest napisane: trybuna kryta, sektor D. Cena - 0 zł, choć w normalnej sprzedaży kosztuje 120 zł. - Coś mi tu nie gra - nie dowierzałem, gdy w czwartek pod stadionem konik wciskał mi go w rękę. - Sprawdzimy w kasie, czy jest autentyczny - zaproponowałem. - Nie ma sprawy - konik nawet nie oponował. - Tego biletu nie można było kupić, bo jest na miejsce zarezerwowane dla PZPN - potwierdziła pani w stadionowym okienku. Szybko ustaliliśmy cenę - o 20 zł niższą od normalnej. - A może chce pan wejściówkę na Irlandię Płn.? Mam jeszcze kilka - konik wyciągnął plik biletów. Oficjalnie na środowy mecz nie było ich w sprzedaży już w czwartek.
Prezes PZPN Michał Listkiewicz był mocno zaskoczony. - Sporo biletów rozdajemy np. piłkarzom, którzy mają to zagwarantowane w regulaminie. Ale oni pewnie by ich nie sprzedawali, bo przecież sporo zarabiają. Do nich mam pełne zaufanie. To zapewne wejściówka jakiegoś działacza - stwierdził.
- Za kilka dni będę w stanie powiedzieć, czy był to np. ktoś z komisji gier, czy dyscypliny. Konkretnej osoby pewnie nie będziemy w stanie ustalić, bo wejściówki dostaje szef każdej komórki i rozdaje jak popadnie - powiedział nam po obejrzeniu biletu Zdzisław Kręcina, sekretarz generalny PZPN. - To pierwszy sygnał od lat, by ktoś handlował darmowymi biletami związku, i bardzo przykra dla nas sytuacja. W sumie rozdajemy ich działaczom ok. 200 i nie ma możliwości sprawdzenia, co z nimi zrobili.
Kręcina podkreślił, że jego zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłoby kupowanie biletów przez działaczy. - Ja i prezes Listkiewicz wzięliśmy po jednej wejściówce, a za resztę dla rodziny i znajomych zapłaciliśmy z własnej kieszeni - wyjaśnił Kręcina, pokazując rachunek prezesa Listkiewicza na 2,4 tys. zł.
Oprócz pazerności niektórych działaczy związku z biletami - co przyznał sekretarz PZPN - jest jeszcze jeden problem. Są łatwe do podrobienia, bo wydrukowane na zwykłym papierze do drukarki laserowej, bez żadnego znaku wodnego i innego zabezpieczenia. Jedynym znakiem rozpoznawczym jest kod paskowy przypisujący wejściówkę do konkretnego miejsca na stadionie. - Nie wykluczam sytuacji, że ktoś z podrobionym biletem wejdzie na stadion przed osobą z właściwą wejściówką. Wtedy będzie problem - stwierdził Kręcina.
- Dlaczego więc związek nie drukuje jak dawniej biletów ze znakiem wodnym, właściwie nie do sfałszowania?
- Bo system na stadionie Legii jest przystosowany do rozpoznawania kodów kreskowych. Stąd nasza decyzja - odpowiedział Kręcina i zapowiedział powrót do dawnych wejściówek.
Działacze PZPN sprzedają konikom bilety!
Za 100 zł kupiliśmy darmowy bilet na mecz z Azerbejdżanem przeznaczony wyłącznie dla działaczy PZPN. - Mam znajomych w związku i dorabiam do emerytury - zachwalał konik pod stadionem Legii. I zapewnił, że sprzedał już takich wejściówek kilka.
Na bilecie jest napisane: trybuna kryta, sektor D. Cena - 0 zł, choć w normalnej sprzedaży kosztuje 120 zł. - Coś mi tu nie gra - nie dowierzałem, gdy w czwartek pod stadionem konik wciskał mi go w rękę. - Sprawdzimy w kasie, czy jest autentyczny - zaproponowałem. - Nie ma sprawy - konik nawet nie oponował. - Tego biletu nie można było kupić, bo jest na miejsce zarezerwowane dla PZPN - potwierdziła pani w stadionowym okienku. Szybko ustaliliśmy cenę - o 20 zł niższą od normalnej. - A może chce pan wejściówkę na Irlandię Płn.? Mam jeszcze kilka - konik wyciągnął plik biletów. Oficjalnie na środowy mecz nie było ich w sprzedaży już w czwartek.
Prezes PZPN Michał Listkiewicz był mocno zaskoczony. - Sporo biletów rozdajemy np. piłkarzom, którzy mają to zagwarantowane w regulaminie. Ale oni pewnie by ich nie sprzedawali, bo przecież sporo zarabiają. Do nich mam pełne zaufanie. To zapewne wejściówka jakiegoś działacza - stwierdził.
- Za kilka dni będę w stanie powiedzieć, czy był to np. ktoś z komisji gier, czy dyscypliny. Konkretnej osoby pewnie nie będziemy w stanie ustalić, bo wejściówki dostaje szef każdej komórki i rozdaje jak popadnie - powiedział nam po obejrzeniu biletu Zdzisław Kręcina, sekretarz generalny PZPN. - To pierwszy sygnał od lat, by ktoś handlował darmowymi biletami związku, i bardzo przykra dla nas sytuacja. W sumie rozdajemy ich działaczom ok. 200 i nie ma możliwości sprawdzenia, co z nimi zrobili.
Kręcina podkreślił, że jego zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłoby kupowanie biletów przez działaczy. - Ja i prezes Listkiewicz wzięliśmy po jednej wejściówce, a za resztę dla rodziny i znajomych zapłaciliśmy z własnej kieszeni - wyjaśnił Kręcina, pokazując rachunek prezesa Listkiewicza na 2,4 tys. zł.
Oprócz pazerności niektórych działaczy związku z biletami - co przyznał sekretarz PZPN - jest jeszcze jeden problem. Są łatwe do podrobienia, bo wydrukowane na zwykłym papierze do drukarki laserowej, bez żadnego znaku wodnego i innego zabezpieczenia. Jedynym znakiem rozpoznawczym jest kod paskowy przypisujący wejściówkę do konkretnego miejsca na stadionie. - Nie wykluczam sytuacji, że ktoś z podrobionym biletem wejdzie na stadion przed osobą z właściwą wejściówką. Wtedy będzie problem - stwierdził Kręcina.
- Dlaczego więc związek nie drukuje jak dawniej biletów ze znakiem wodnym, właściwie nie do sfałszowania?
- Bo system na stadionie Legii jest przystosowany do rozpoznawania kodów kreskowych. Stąd nasza decyzja - odpowiedział Kręcina i zapowiedział powrót do dawnych wejściówek.

HDS pisze:violka pisze:HDS prowadzisz sobie monolog![]()
chlopie juz nawet bezsennośc kaze Ci tu wklejac byle co zeby tylko pisac na tym forum ----> forumholikiem jesteś![]()
tak wiec NARKotyki
hmmmm- Violu - jak zauwazylas wrzucam tutaj artykuly dotyczace reprezentacji i ten że "monolog" wielu ludzi naprawde interesuje gdyż (jak sami stwierdzili) nie musza szukać, tracic czasu na szukanie informacji o druzynie narodowej, a bezsensownosc - jest jak najbardzie z sensem - jak wczesniej zaznaczylem--> (. . .)
nARKA:P
HDS tylko NIE "nARKA"


-
- Posty: 237
- Rejestracja: sob sty 15, 2005 12:29 am
- Lokalizacja: Nowa Huta