Wszystko o Nowej Hucie
Moderator: dUfio
- metal
- Site Admin
- Posty: 3416
- Rejestracja: pn sie 23, 2004 5:01 pm
- Lokalizacja: http://www.Hutnik.krakow.pl
- Kontakt:
Ósmy - po najstarszej części Nowej Huty. W ostrym słońcu, między blokami, przy wiekowych chałupach, dworkach i drewnianych kościółkach - taki był niedzielny spacer z "Gazetą". Znów zebraliśmy ponad trzysta osób! To był, niestety, ostatni w tym roku spacer po Krakowie
Dobrze wiedzieliśmy, że nie da się pokazać Nowej Huty podczas jednego spaceru, że trzeba do niej wrócić raz jeszcze. Tym razem zostawiliśmy socrealizm i zabraliśmy Was, drodzy Czytelnicy, do Nowej Huty sprzed 1949 roku. Bieńczyce, Krzesławice, Mogiła - tam byliśmy. To zupełnie inny świat - dziś już mocno skurczony i schowany między blokami. Byliście nim zdziwieni.
- Krajobraz nostalgiczny, zupełnie nierealny - mówił Damian, który razem z żoną i ośmiomiesięczną córeczką przyjechał na spacer z Azorów. - Zaskoczenie tym większe, że te miejsca wciąż żyją. Porażające wrażenie robi takie nagłe przejście ze świata bloków do świata chałup.
Po takiej Nowej Hucie, właściwie średniowiecznej (Krzesławice, Bieńczyce i Mogiła mają średniowieczny rodowód), oprowadzał nas Leszek Sibila, szef Muzeum Historii Nowej Huty. Wiedzy miał więcej, niż mógł przekazać w te cztery godziny - tu Hugo Kołłątaj, tu Szekspir, tam Jan Matejko i święty brat Albert. Historia setek rodzin, które Nowa Huta wygoniła z drewnianych domów i którym zabrała wielkie sady (osiedle Kolorowe stanęło na jednym z nich).
- Bieńczyce słynęły kiedyś z przepysznych truskawek, pół Śląska się nimi zajadało - opowiadał przewodnik Sibila.
Po bieńczyckich truskawkach zostały tylko opowieści, może gdzieś kilka zdziczałych krzaków, które koparki ominęły. Zawędrowaliśmy też do starego dworku w Bieńczycach, który ma to szczęście, że wciąż mieszkają w nim ludzie - pan Józef, gospodarz dworku, wyszedł do nas razem z żoną. Historia jego rodziny to opowieść o traceniu i odzyskiwaniu.
- Moja babcia miała w Bieńczycach dom, który państwo kazało jej oddać. Dom zburzono, ale babcinych wspomnień domu państwo zabrać nie mogło - opowiadała Matylda z Warszawy. - Babcia zadzwoniła do mnie i powiedziała o spacerze, przyjechałam, dostałam od niej mapkę i teraz szukam miejsca po jej domu. Był gdzieś na prawo od kapliczki, to pewnie te wysokie bloki...
Pod wysokimi blokami zostały babcine śliwy.
Dłubnia, młyny, dworce kolejowe, kapliczki, fragmenty płotów, trzystuletnie drzewa... To wszystko jeszcze jest. Albo na uboczu, albo wciśnięte między bloki. - Nie rozumiem, jakim cudem się ostało. Nie rozumiem też, dlaczego musiało aż tak się skurczyć, i to pewnie w ciągu jednej chwili - pani Helena, podgórzanka, na odpowiedź nie liczyła. Dobrej odpowiedzi nie ma - poza tą z podręczników historii, że "inne były priorytety".
Średniowieczna Nowa Huta pożegnała nas kadrami z Mogiły - kościółek św. Bartłomieja, opactwo Cystersów, willa Rogozińskich. My żegnamy się z Wami wspomnieniem wszystkich ośmiu spacerów - zakątków Bronowic i Ludwinowa, uroku Zwierzyńca, Grobli, Podgórza... Dziękujemy Wam za te dziesiątki kilometrów, za tysiące kroków, za umiejętność podziwiania Krakowa.
Partnerem spacerownika po Nowej Hucie był ArcelorMittal. Jeżeli ktoś chce jeszcze uzupełnić kolekcję spacerowników, może przyjść do redakcji na ul. Szewską 5; wystarczy przynieść ze sobą aktualny numer "Gazety"
Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków
http://miasta.[usuwamy]/krakow/1,35798, ... ioski.html[/quote]

-
- Posty: 1109
- Rejestracja: czw maja 19, 2005 8:49 pm
- Lokalizacja: Kraków.
[quote="sikorek_nh"]??
co ?
nie 'co?' tylko to:
http://oko.dziennik.krakow.pl/public/?2 ... 09/09.html



nie 'co?' tylko to:
http://oko.dziennik.krakow.pl/public/?2 ... 09/09.html

- metal
- Site Admin
- Posty: 3416
- Rejestracja: pn sie 23, 2004 5:01 pm
- Lokalizacja: http://www.Hutnik.krakow.pl
- Kontakt:
Internauci na 60-lecie Nowej Huty
Mural opowiadający historię dzielnicy; wielkie wesele, na którym gośćmi będą mieszkańcy, podświetlana instalacja ze szkła, galeria junaków z wosku - takie pomysły mają internauci na jubileusz 60-lecia Nowej Huty. Czy któryś z nich wykorzysta rada programowa jubileuszu?
Rozmowa z Jerzym Woźniakiewiczem*
Renata Radłowska: Dla kogo właściwie ma być ten jubileusz?
Jerzy Woźniakiewicz: Oczywiście, że dla mieszkańców! A uściślając: to ma być ich jubileusz. Bo rada programowa nie jest od tego, żeby coś ludziom narzucać.
Będą "konsultacje społeczne"? To przereklamowana formuła.
- W swojej klasycznej formie - być może. Ale zawsze można porozmawiać z ludźmi w internecie. Dość często spotykam się z mieszkańcami używając jednego z komunikatorów. To działa. Ostatnio zapytałem internautów, mieszkańców Nowej Huty, o to jaki chcieliby mieć jubileusz. Pojawiło się wiele naprawdę ciekawych wątków.
I co z nimi się stanie?
- Spiszę je wszystkie i przekażę radzie; oczywiście z moim komentarzem.
A rada przeczyta i będzie dalej pracować nad tymi, które sama sobie wymyśliła.
- Jestem od tego, żeby tak się nie stało.
Co wymyślili internauci z Huty?
- Sporo pomysłów dotyczyło wydarzeń artystycznych. Internauci chcieliby, żeby po jubileuszu zostało coś konkretnego. To rzeczy plastyczne, moim zdaniem bardzo ciekawe. Na przykład mural opowiadający historię Nowej Huty; pytanie tylko gdzie ten mural malować, bo stawianie nagle muru chyba nie miałoby sensu. Część internautów miała wątpliwości, czy Nowa Huta powinna w swoim jubileuszu korzystać z pomysłów, które realizowano w ubiegłym roku, kiedy obchodziliśmy 750 rocznicę lokacji Krakowa. Bardzo mi się spodobał pomysł postawienia w Nowej Hucie wielkiej szklanej konstrukcji, która byłaby iluminowana; także pomysł malowania chodników. Ten ostatni jest intrygujący i dosyć awangardowy - chodzi o obrazy, które stwarzają wrażenie trójwymiarowych; takich zatopionych w nawierzchni. Świetna rzecz i chyba w Krakowie nie ma czegoś takiego. Życzyłbym sobie, żeby Nowa Huta miała coś oryginalnego i odlotowego.
Ciekawe, czy rada programowa lubi odlotowość?
- Każdy z nas, członków rady, ma inną wrażliwość. Rada to nie monolit, mamy różne wizje. Oczywiście życzyłbym sobie, żeby w programie nowohuckiego jubileuszu znalazły się rzeczy naprawdę awangardowe. Moim zdaniem jubileusz powinien taki właśnie być. Internauci proponują - zamiast tradycyjnego pikniku rodzinnego, wielkie nowohuckie wesele (z castingiem na pana młodego i pannę młodą). Gośćmi na weselu byliby nowohucianie. Dość imprez typu "dla każdego coś miłego"; niech to będzie wydarzenie społeczne, kulturalne i obyczajowe - z jakąś dramaturgią i scenariuszem. Niech zagra jakaś gwiazda.
Bajm?
- Nie chcę operować nazwami zespołów, żeby nikogo nie obrazić. Na pewno nie o Bajm chodzi - ludzie lubią ten zespół, ale tak naprawdę oczekują czegoś zupełnie innego.
Czy posiedzenia rady są otwarte?
- Tak i każdy może na nie przyjść, a potem opowiedzieć o swoim pomyśle. Można też skontaktować się ze mną. Jeżeli pomysł mi się spodoba, to będę go rekomendował radzie.
A jakie to muszą być pomysły, żeby się panu spodobały?
- Niebanalne. Na pewno takie, które mają szansę spodobać się nie tylko ich autorom, ale większości nowohucian. Trochę kontrowersji też by się przydało, ale w granicach przyzwoitości - nie chcę żeby jubileusz podzielił nowohucian.
* Jerzy Woźniakiewicz jest radnym miasta (PO), członkiem rady programowej obchodów 60-lecia Nowej Huty
Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków
z:http://miasta.[usuwamy]/krakow/1,57820,5554766,Internauci_na_60_lecie_Nowej_Huty.html

Przewodnicy w Krakowie nie lubią Crazy Guides
Crazy Guides (Szaleni Przewodnicy), którzy pokazują turystom Nową Hutę z okien trabanta, zapraszają na zwiedzanie mieszkania urządzonego w klimacie PRL i wykwintny obiad w barze mlecznym, nie podobają się krakowskim korporacjom z branży turystycznej. Konkurencyjne firmy zarzucają im oprowadzanie turystów bez odpowiednich licencji.
Przewodnicy miejscy, którzy ukończyli kurs i zdali egzamin, uważają, że tylko oni mają prawo oprowadzać przyjezdnych. Według nich, każdy, kto nie posiada uprawnień, powinien się pożegnać
z zawodem. - Ustawa o usługach turystycznych mówi wyraźnie, że turystów nie może oprowadzać osoba bez pozwolenia - wyjaśnia Elżbieta Kusina, przewodnicząca Stowarzyszenia Przewodników
po Krakowie. - I nie chodzi tu o to, by komuś zabraniać czy ograniczać dostęp do zawodu, ale żeby nie wykonywali go przypadkowi ludzie. To przecież dla dobra turystów - argumentuje.
- Takie reglamentacje są zupełnie bez sensu - komentuje Kazimierz Sedlak, właściciel firmy pośrednictwa pracy Sedlak&Sedlak. - Ograniczony może być tylko dostęp do zawodów, w których pracownicy odpowiadają za ludzkie życie lub zdrowie. A przewodnik bynajmniej do takich profesji nie należy.
Przeciw Crazy Guides protestują też przedsiębiorstwa z branży turystycznej. - Uważamy,
że to nielegalna konkurencja - mówi Grzegorz Kompa, właściciel firmy Royal Tour, która organizuje zwiedzanie Krakowa meleksami i wycieczki nysą po Nowej Hucie. - Pokazują turystom miasto, chociaż nie mają ani uprawnień, ani odpowiedniego zezwolenia na przewóz osób - oburza się Kompa.
Szef Royal Tour zwrócił się z pismem w tej sprawie do Małopolskiej Inspekcji Transportu Drogowego. - Już od czterech lat Crazy Guides jeżdżą bez licencji i do tej pory nikt się tym nie zainteresował - oburza się Kompa.
To jednak nie koniec zmagań Szalonych Przewodników z konkurencją. - Rok temu ktoś składał donosy do urzędu marszałkowskiego, że nie jesteśmy biurem turystycznym - mówi Michał Ostrowski, pomysłodawca i założyciel grupy Crazy Guides. - W końcu po wymianie pism z urzędem zarejestrowaliśmy się jako biuro turystyczne.
Ostrowski na zarzuty konkurencji ma jedną odpowiedź. - Zazdroszczą nam powodzenia wśród turystów i - co za tym idzie - pieniędzy - kwituje. - Firma Royal Tour chce zmonopolizować rynek turystyczny w Nowej Hucie - dodaje.
Według Ostrowskiego, licencja przewodnicka jest Crazy Guides niepotrzebna, bo w swoich trabantach zainstalowali system audio, dzięki któremu turyści z głośników słuchają informacji
o historii dzielnicy. - My jedynie opowiadamy anegdoty. To chyba nie jest zabronione? - pyta.
Zapewnia też, że posiadają uprawnienia do przewozu osób. - Licencję, której tak domaga się Royal Tour, już dostaliśmy - mówi Ostrowski.
Jak się jednak okazało, Crazy Guides dopiero starają się o pozwolenie. - W poniedziałek złożyli wniosek o licencję na wykonanie krajowego transportu drogowego osób - informuje Kinga Dudek
z biura prasowego krakowskiego urzędu miasta. - Mamy tydzień na rozpatrzenie pisma.
Sprawa Crazy Guides to kolejne zamieszanie w środowisku krakowskich przewodników. Niedawno Amerykanin, który oprowadzał turystów bez zezwolenia, dostał od straży miejskiej 500 zł mandatu. W czerwcu zaprotestowali kandydaci na przewodników. Zaledwie 19 z 99 osób zdało egzamin, który uprawnia do oprowadzania przyjezdnych. Według przystępujących do egzaminu, pytania na teście były tak ułożone, żeby jak najwięcej osób oblało.
- Ma to służyć niedopuszczeniu konkurencji na rynek - uważają.
źródło : Gazeta Krakowska
- metal
- Site Admin
- Posty: 3416
- Rejestracja: pn sie 23, 2004 5:01 pm
- Lokalizacja: http://www.Hutnik.krakow.pl
- Kontakt:
- metal
- Site Admin
- Posty: 3416
- Rejestracja: pn sie 23, 2004 5:01 pm
- Lokalizacja: http://www.Hutnik.krakow.pl
- Kontakt:
- admin
- Site Admin
- Posty: 549
- Rejestracja: pn sie 23, 2004 4:00 pm
- Lokalizacja: www.Hutnik.krakow.pl
http://polskalokalna.pl/wiadomosci/malo ... ch,1181823
Lokale Nowej Huty nie przypominają tych z krakowskiego Rynku Głównego w Krakowie. Przedstawiamy miniprzewodnik po barach nowohuckich. Śródmiejski mieszczanin może poznać zupełnie inną jakość knajp. O ile się odważy...
Ścisłe centrum Krakowa przyzwyczaja do lokali, w których kłębi się anonimowy tłum. Popijają turyści, studenci i inny "element napływowy". W Hucie jest inaczej. Tam dominuje bar sąsiedzki - centrum życia dużej (męskiej na ogół) części społeczności lokalnej. Tak przynajmniej twierdzi Andrzej Sękowski, psycholog i nowohucianin. W naszym przewodniku oparliśmy się na obserwacjach tego spostrzegawczego bywalca.
Spod różnej gwiazdy
Jeśli komuś w domu dobrze, ten do baru nie uczęszcza. Nowohuckim bywalcem knajpianym staje się ten, komu w domu jest źle. Przychodzą więc ludzie samotni, którzy nie stworzyli rodziny czy związku partnerskiego. Wpadają też pary, dla których życie barowe stało się rytuałem. Wolą osiedlowy lokal od siedzenia w domu. To dotyczy zwłaszcza ludzi, którzy mają dorosłe dzieci. Są kibice. Przybywają, by obejrzeć mecz w TV. Fani poszczególnych klubów mają swoje ulubione lokale.
W barach upijają się też klasyczne lumpy, dla których knajpa i monopolowy są nieodzownymi elementami osobistego ekosystemu.
I są desperaci. Czasem są to jednostki poważane, przedstawiciele cenionych zawodów. Zwykle taki desperat prowadzi żywot grzeczny i trzeźwy, ale czasem coś lub ktoś (np. złorzecząca żona) powoduje wypadniecie z torów cnotliwego życia.
Śladami desperata
Desperaci zanudzają swoimi problemami barmanów, którzy pełnią funkcję psychologów bez dyplomu. Charakterystycznym desperackim zwyczajem jest też wędrówka po barach. Rzec można, że to taki nowohucki clubbing.
Czasem chandra i ból istnienia męczą od bladego świtu. Wtedy początkiem wędrówki bywa teren przed główną bramą kombinatu, który miejscowi określają słowami "małpi gaj" lub "lasek Buloński". Tam zawsze znajdą się kumple do wypitki. Choć straż miejska ogłaszała zero tolerancji dla tego typu praktyk, jeszcze żadna władza nie była w stanie wygonić pijącej ekipy z "gaju". Innym (zadaszonym) rozwiązaniem jest gospoda przy bramie nr 2. Godzina otwarcia - 6.00.
Kolejnymi przystankami mogą być restauracja Mozaika (os. Szkolne), lokale Laguna i Stylowa przy pl. Centralnym. Ostatnie szklanki można opróżnić w barze Kokosanka (rejon os. Zielonego). Tam zamykają o g. 23, ale stali bywalcy mogą dłużej posiedzieć.
Klimat i koloryt
Czasem desperat nie daje rady i pada na trawnik. Takie lądowanie przydarzyło się jednemu z nowohuckich mecenasów. Gdy kumple zbierali prawnika ze skweru, ten obudził się. - Fajnie, że wpadliście - powiedział. Myślał, że spał w domu.
Niezawodni koledzy z lokalnego baru stanowią tę siłę, której nie mają chromowane i "polukrowane" lokale śródmiejskie. Jeśli ktoś stale uczęszcza do określonej knajpki nowohuckiej, współbiesiadnicy przyjmują go do swego kółka. Gorzej jest, gdy się nie ma jeszcze "uprawnień klubowych". Jak się jest obcym, lepiej zwady nie szukać. Można trafić na pewnego potężnego jegomościa, stałego bywalca nowohuckich lokali, który grozi kuchennym tasakiem (zabranym z kuchni wbrew woli żony) lub młotkiem (celowo wypożyczonym ze sklepu żelaznego).
Kultura i sztuka
Różnie bywa z tzw. kulturą osobistą. Czasem (w okolicach szóstego piwa) jakiś pan w "krótkich żołnierskich słowach" powie spotkanej pani, co miałby ochotę z nią robić. Ale kwitną inne postaci kultury. Jeden z bywalców lokalu Mozaika używa barowego blatu jako instrumentu perkusyjnego i do tego śpiewa. Ten program muzyczny budzi aplauz zgromadzonych. W tym samym miejscu koncertuje "ensemble", który gra na tacach.
Łukasz Grzymalski